Dziecko rozkręciło aferę w sklepie, bo "ono chce". Reakcja ojca wywołała konsternację

mamadu.pl 1 tydzień temu
Byłam gotowa zwrócić uwagę mierzącemu prawie dwa metru ojcu, gdy jego twarz zaczęła przybierać kolor purpury, bo jego dziecko pozbawione paczki żelków zaczęło płakać i krzyczeć. Drżenie w głosie taty-dryblasa jednak ustąpiło. Kucnął przy synu i zaproponował grę, która gwałtownie osuszyła dziecięce łzy.


Podejrzanie długo czytałam skład pierogów ruskich, gdy za moimi plecami, przy regale z czekoladami, batonikami i żelkami, rozgrywał się rodzinny dramat. Na pierogi choćby nie miałam ochoty, ale liczyłam, iż uda mi się w miarę dyskretnie dowiedzieć, dlaczego ten na oko 4- czy 5-letni chłopiec tak płacze. Przy nim stali starszy o kilka lat brat i tata.

Widziałam, iż tata zaczyna się niecierpliwić. Duży wózek na zakupy był prawie pusty, być może mężczyźnie się spieszyło i nie spodziewał się tak długiego postoju przy słodyczach. Kilka razy spokojnym głosem powiedział, iż chłopiec nie dostanie żelków i iż prosi, żeby przestał płakać. Podejrzewam, iż czuł na sobie pełen dezaprobaty wzrok przechodzących obok ludzi (aż dziwne, iż nie zebrał braw jako ojciec, który w ogóle zabrał dzieci ze sobą na zakupy).

Krzyknął w końcu. Raz, drugi. Poczerwieniał na twarzy. Starszy chłopak zaczął ewidentnie się nudzić, bo zajął się oglądaniem z bliska tabliczek czekolad, tak jak i ja przeniosłam się z ruskich na naleśniki z twarogiem i rodzynkami. Wydawało mi się, iż ojciec jest na skraju, iż zaraz przyłoży temu chłopcu. Gotowa byłam porzucić to czytanie składów, by stanąć w obronie płaczącego kilkulatka.

Nietypowy sposób na dziecięcą frustrację


A wtedy tata kucnął przy synu. Nie przytulił go, nie przeprosił. Zamiast tego zapytał, czy chłopiec ma ochotę zagrać ze starszym bratem w grę. Mieli jeszcze sporo produktów do kupienia. On będzie wymieniać produkty z listy, a chłopcy będą mieli za zadanie znaleźć je na półce i wrzucić do wózka. Ten, który znajdzie więcej produktów jako pierwszy, wygrywa. Twarz płaczącego kilkulatka natychmiast pojaśniała.

Chłopcy ruszyli do zabawy, a ja mogłam przestać czytać te nieszczęsne składy (dotarłam już do pierogów gyoza z warzywami). Mijałam ich kilka razy między alejkami, przeganiali jeden drugiego, a po łzach nie było ani śladu.

Nie jest to kolejna historia o tym, by kucnąć przy dziecku i być z nim w jego trudnych emocjach. By w ciszy pozwolić, by się wypłakało i wyrzuciło z siebie całą frustrację. By zapytać o zgodę na przytulenie, by zapewnić, iż jest się obok. Nie ma tu liczenia do miliona, by tylko nie krzyknąć. Jest prawdziwa scenka z życia, w którym rodzic reaguje najlepiej, jak umie w danym momencie. W tym wypadku: zabawą. Może to strategia, którą warto wypróbować, gdy znajdziesz się w podobnej sytuacji?

Idź do oryginalnego materiału