Definicja przywództwa
Agnieszka Stein, psycholożka, autorka książek, w ostatnim czasie publikuje posty związane z przywództwem, obejmuje ten temat również w swoich szerszych działaniach zawodowych. Jest to o tyle interesujące i szczególne, iż pokazuje nam zupełnie odmienną od ogólnie przyjętej definicję.
Stein pisze:
"Często słyszę od rodziców, iż przywództwo jest potrzebne w rodzinie, ale, iż oni się do tego nie nadają. Szczególnie często słyszę to w kontekście niemożności uzyskania od dziecka posłuszeństwa. Przywództwo w naszym wyobrażeniu jakoś mocno skleja nam się z tym, iż my wydajemy polecenie, a drugi człowiek robi".
Tymczasem to niezupełnie tak!
Psycholożka kontynuuje: "Chcemy pokazywać Wam takie podejście do przywództwa, które nie zmusza do wyboru między rolą lidera i poszanowaniem autonomii dziecka.
Chcemy pokazywać, iż można mieć przywództwo oparte na współpracy i dobrowolności. Można mieć przywództwo łagodne i na luzie. Można współdzielić przywództwo z innymi osobami".
"Dziecko wchodzi mi na głowę"
Co to adekwatnie dla państwa oznacza? Dla mnie to zdanie jest o jakiegoś rodzaju rodzicielskiej nieudolności…
O tym braku granic, o tym "niesłuchaniu". Tylko, podążając za słowami Stein, czy wychowanie jest o słuchaniu i posłuszeństwie? No właśnie.
Nie będę ukrywać, ja również usłyszałam mniej lub bardziej wprost, iż moja córka "wchodzi nam na głowę". Jej energia, ekspresja, wolność w wyrażaniu swoich emocji nie zawsze są akceptowane przez najbliższe otoczenie.
I to są te momenty w moim macierzyństwie, kiedy najczęściej się gubię. Jest bowiem tak, iż chcę wyznaczać nowe ścieżki komunikacji z dzieckiem, porzucam niemal w całości wybory poprzednich pokoleń, ponieważ widzę, z perspektywy czasu, iż nie zawsze były dobre.
Eksperymentuję, próbuję, ale przede wszystkim: staram się dawać mojej córce dwie rzeczy: wolność i bezpieczeństwo. To nie oznacza braku granic, myślę, iż ona je zna, a my nieźle umiemy je wprowadzać w nasze życie.
Jednak to inne postrzeganie definicji przywództwa, roli rodzica jako przywódcy, prowadzi do nieporozumień. Również tych wewnętrznych, we mnie. Nie zawsze podążamy tymi nowymi ścieżkami, które wydeptaliśmy powolutku, ale obydwoje z partnerem się bardzo staramy.
Być obok, nie przytłaczać. Stwarzać bezpieczne granice i rytm życia, nie ograniczając autonomii córki. Więcej słuchać, mniej mówić. Nie dać się jednak zakrzyczeć.
To wszystko wymaga pracy, świadomości, wiedzy i ciągłego balansowania. Wierzę jednak, iż warto.