Wystawianie ocen
"Mamy koniec maja, a to oznacza jedno: festiwal zażenowania właśnie się rozpoczął. Każdego roku o tej porze obserwuję to samo zjawisko – nieoczekiwany wzrost motywacji u uczniów, którzy przez cały rok szkolny konsekwentnie ignorowali naukę, a teraz desperacko próbują 'ratować' swoje oceny. A za nimi, jak cień, podążają rodzice – z mailami, wiadomościami i subtelnymi sugestiami, iż może: 'Da się coś jeszcze zrobić?'.
Nie, proszę Państwa. Nie da się.
W tym roku nie zamierzam mieć skrupułów. Nie dlatego, iż jestem złośliwa, bezduszna czy pozbawiona empatii. Wręcz przeciwnie, przez cały rok daję z siebie wszystko, by tłumaczyć, wspierać, zachęcać. Ale kiedy ktoś przez dziewięć miesięcy nie przynosi zeszytu, nie oddaje prac, nie uczy się na sprawdziany, nie uczestniczy w lekcjach – to nie można oczekiwać cudów na finiszu.
Czas wreszcie przestać traktować nauczycieli jak ostatnią deskę ratunku. Edukacja to proces, a nie akcja ratunkowa. jeżeli rodzic przez cały rok nie interesuje się postępami dziecka, nie reaguje na uwagi i nie wspiera w nauce, to niech nie oczekuje, iż w czerwcu nauczyciel będzie czarodziejem. Nie jestem od rozdawania prezentów, tylko od wystawiania ocen, które są wynikiem pracy lub jej braku.
Owszem, są uczniowie, którzy próbują, mimo trudności. Dla nich mam zawsze czas, cierpliwość i dodatkowe wyjaśnienia. Ale nie zamierzam nagradzać bierności. Bo w przeciwnym razie wysyłamy młodym ludziom jasny sygnał: nie musisz się starać, na końcu i tak ktoś cię uratuje.
Na koniec roku nie będę miała skrupułów. Oceny są odzwierciedleniem całorocznej pracy, a nie podrygów w ostatnich tygodniach nauki".