Cud – to słowo pojawia się we wszystkich relacjach opisujących "niezwykłą podróż" pewnego Polaka, który przejechał pociągiem TGV z Paryża do Valence. Niezwykłą, bo mężczyzna nie jechał w środku pociągu, ale na zewnątrz, stojąc na łączniku między wagonem a tylną lokomotywą. A cud polega na tym, iż nikt nie jest w stanie wyjaśnić, jak udało mu się trzymać wagonu przez ponad 500 kilometrów i znieść potworne zimno. Śmiałków, którzy próbowali podróżować w ten sposób było wielu. I niemal wszyscy skończyli tragicznie.
Skrajnie niebezpieczny pomysł
Polak też był bliski śmierci. Gdy kolejarze zauważyli go na stacji Valence, był skrajnie wyczerpany i przemarznięty. "Nie wiemy, jak przeżył. Cierpiał na hipotermię" – powiedział w wywiadzie dla stacji France 3 rzecznik lokalnej żandarmerii. A kolejarze, z którymi rozmawiali francuscy dziennikarze, stwierdzili wprost, iż utrzymanie się tak długo w szczelinie między wagonami pędzącego 300 km/h pociągu to cud, bo mężczyzna mógł w każdej chwili spaść i dostać się pod koła.
Francuskie media nie ujawniają nazwiska "śmiałka" z Polski. Nie podają też powodów, dla których zdecydował się na tak ryzykowny wyczyn. Ale w komentarzach pod tekstami na ten temat pojawiła się sugestia, iż celem podróży mogło być El Clasico, czyli mecz między FC Barceloną a Realem Madryt. Spotkanie zostało rozegrane w stolicy Katalonii w niedzielę 11 maja. A stacja końcowa pociągu, którym w nietypowy sposób podróżował czterdziestolatek z Polski, to właśnie Barcelona.
Czy Polak rzeczywiście jechał zobaczyć, jak w starciu z Realem radzi sobie drużyna Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego? W żadnych poważnych mediach ta hipoteza nie została potwierdzona. Ale wydaje się mało prawdopodobna. Bilety na El Clasico to nie są tanie rzeczy, za najtańszy trzeba było zapłacić ponad 400 euro. Ktoś, kogo stać na taki wydatek, byłby w stanie wyłożyć też kilkadziesiąt euro, żeby zapłacić za pociąg.
Przeżywają nieliczni
"Wyczyn" naszego rodaka może być powodem zmian w sposobie funkcjonowania francuskich kolei. Przy okazji tej sprawy okazało się bowiem, iż w pociągach TGV nie ma żadnych czujników wykrywających pasażerów na gapę między wagonami, nieskuteczny jest też system monitoringu na dworcach, skoro ktoś oże niepostrzeżenie wśliznąć się w szczeliny między wagonami. Jedno jest pewne, gdy już nasz rodak dojdzie do siebie na tyle, by opuścić szpital, zostanie ukarany solidnym mandatem.
W ostatnich latach francuskie media donosiły o kilku próbach "nietypowej podróży" szybką koleją. W 2015 roku młoda Francuska nie zdążyła wsiąść do pociągu, więc wskoczyła na łącznik między wagonami. Utrzymała się zaledwie parę minut i wpadła pod koła. Dwa lata później młody Afgańczyk chciał przejechać z Paryża do Berlina na dachu pociągu TGV. On też zginął – został porażony prądem, gdy dotknął przewodów elektrycznych. Podobnie skończył życie mężczyzna, który na początku ubiegłego roku uczepił się odjeżdżającego pociągu na stacji w Breście.
Jedną z nielicznych osób, które przeżyły ryzykowną podróż, był pewien 40-letni Węgier, który chciał przejechać z Monachium do Lubeki. Nie miał jednak biletu, wiec też uczepił się wagonu. Być może dojechałby w ten sposób do celu, gdyby nie policja, która zdjęła go na pierwszej stacji. Jego wyczyn uchodził za skrajnie nieodpowiedzialne szaleństwo. Cóż, teraz się okazało, iż na świecie pozostało większy szaleniec.