Od ośmiu lat Halina ma zięcia, Michała. Ale przez te wszystkie lata – delikatnie mówiąc – nie darzy go sympatią. Uważa, iż nie jest odpowiednią partią dla jej córki Natalii.
Natalia była dumą rodziny: wzorowa uczennica, sportsmenka, rodzice inwestowali w nią mnóstwo czasu i pieniędzy – najlepsze liceum, zajęcia z tańca sportowego, wyjazdy na zawody, języki obce, korepetycje, wszystko, by dostała się na dobrą uczelnię. A Michał? Chłopak z przeciętnej, nie najlepiej sytuowanej rodziny.
Dla Haliny było też nie do zaakceptowania, iż Michał jest o siedem lat starszy od Natalii i iż był już wcześniej żonaty. Dzieci co prawda nie miał, ale też żadnego majątku się nie dorobił. Gdy poznał Natalię, wynajmował pokój – choćby mieszkania nie miał własnego.
Charakter Michała Halinie też nie odpowiadał. A i wygląd… cóż, nie był w jej typie. Krótko mówiąc – żadnych widoków na przyszłość z takim zięciem.
Kiedyś Halina próbowała przekonać córkę, żeby się z nim nie spieszyła, żeby poczekała z decyzją o ślubie. Ale gdzie tam! Natalia jakby na złość od razu za niego wyszła, a dokładnie dziewięć miesięcy po ślubie urodziła się pierwsza córeczka, a po paru latach kolejna.
– I co teraz? Siedzą z dwójką dzieci w wynajętym mieszkaniu! – wzdycha Halina.
Do zeszłego roku jakoś im się układało. Michał pracował, Natalia oddała młodszą córkę do przedszkola i wróciła do biura. Ale „wróciła” to może za dużo powiedziane – młodsza ciągle chorowała, starsza zaraz po niej. Natalia często zostawała z dziećmi w domu.
Szefostwo w pracy zaczęło kręcić nosem i Natalia poważnie myślała o zrezygnowaniu z pracy i zostaniu z dziećmi. Na szczęście nie zdążyła – Michała nagle zwolnili.
– Zostawili tylko tych najlepszych – mówi z przekonaniem Halina. – Kryzys to świetna okazja, żeby pozbyć się tych słabszych.
Teraz tylko Natalia pracuje, Michał siedzi w domu z dziećmi i szuka czegokolwiek. Z opłatami za wynajem zaczęło być krucho. Natalia najwyraźniej była naprawdę zdesperowana, bo zadzwoniła do matki z prośbą.
– Prosiła, żeby mogła zamieszkać z rodziną w moim mieszkaniu po mamie! – opowiada Halina. – Wiedziałam, iż kiedyś o to poprosi. No i stało się.
Mieszkanie nie byle jakie – dwupokojowe, w dobrej dzielnicy.
– Nikogo tam wpuszczać nie zamierzam! – oświadcza stanowczo Halina. – A szczególnie zięcia! Gdyby córka była sama, albo tylko z dziećmi – można by to przemyśleć. Ale z Michałem? Zbyt dobrze by mu się żyło! Niech sam zarobi na dach nad głową.
Na pytanie, czy wynajmuje to mieszkanie, Halina zawsze odpowiada:
– A skąd! Jacy najemcy? Nikt tam nie mieszka, nigdy nie mieszkał! Mieszkanie zamknięte na klucz i koniec. Wynajem to tylko kłopoty. Znam taką jedną, co wynajmuje – ciągle tylko coś załatwia: a to lodówka się zepsuła, a to rachunki nieopłacone, a to sąsiedzi narzekają… Ja mam swoją pracę, emeryturę już załatwioną, pieniędzy mi wystarcza. Nie potrzebuję tego wszystkiego.
Znam Halinę od lat. Z jednej strony – trudno to zrozumieć: mieć wolne mieszkanie, płacić czynsz i nie pomóc własnej córce z dwójką dzieci, tylko dlatego, iż zięć nie przypadł do gustu. Ale z drugiej – to jej mieszkanie. Nie mogę jej oceniać. Tylko tak się zastanawiam: co ja bym zrobiła na jej miejscu?