Kiedy byłam potrzebna, słyszałam: Mamo, kiedy przyjdziesz?, a teraz: Dlaczego mieszasz się w nasze życie?. Czuję ogromny smutek. Gdy byłam niezastąpiona, moja synowa była dla mnie miła i wdzięczna. Często dzwoniła, mówiąc: Mamo, kiedy przyjdziesz?. Ale teraz, gdy już nie jestem potrzebna, słyszę zupełnie inne słowa: Dlaczego mieszasz się w nasze życie?.
Mój syn, Krzysztof, ożenił się osiem lat temu. Na ślub podarowaliśmy z mężem jemu i jego żonie mieszkanie. To było po babci, które wyremontowaliśmy i umeblowaliśmy. Na początku relacje z synową były świetne.
Szanowaliśmy się, składaliśmy życzenia na święta i wymienialiśmy się prezentami. Starałam się nie wtrącać w życie młodych, bo z mężem jeszcze wtedy pracowaliśmy.
Pamiętałam też swoją teściową, która ciągle się wtrącała. Nie chciałam być taka jak ona. Nie widziałam sensu uczyć synowej, jak prowadzić dom życie samo ją nauczy, a dziś w internecie znajdzie odpowiedź na wszystko. Skoro mój syn z nią jest, to znaczy, iż mu pasuje.
Rok po ślubie dowiedzieliśmy się, iż będziemy dziadkami. To była wspaniała wiadomość! Obiecałam, iż zawsze mogą liczyć na moją pomoc. Synowa była mi za to wdzięczna.
Od pierwszych dni młoda mama potrzebowała wsparcia. Jej własna matka, mieszkająca daleko, nie mogła przyjechać przez pracę. Więc po wyjściu ze szpitala praktycznie zamieszkałam u nich, wracając do siebie tylko na noc.
Synowa bała się choćby podejść do dziecka:
Jest taki malutki, a nuż mu przypadkiem zrobię krzywdę? płakała.
Musiałam jej wiele pokazać, a czasem robiłam wszystko sama. Przez pierwsze pięć miesięcy tylko ja kąpałam wnuka, a synowa stała obok i patrzyła. Byłam dostępna o każdej porze. Mogła dzwonić choćby w środku nocy, gdy dziecko płakało albo coś ją niepokoiło.
Choć nie było łatwo wiek dawał o sobie znać cierpliwie tłumaczyłam, pokazywałam i wspierałam. Z czasem synowa wiele się nauczyła i zaczęła radzić sobie sama. Ale wciąż często dzwoniła: Mamo, kiedy przyjdziesz?.
Gdy wnuk poszedł do przedszkola, zgadzałam się go pilnować, gdy chorował. Dla młodych ważna była praca i zarabianie pieniędzy. Szyłam mu kostiumy na przedstawienia, nagrywałam występy, żeby pokazać rodzicom, i woziłam go do lekarza.
Można powiedzieć, iż to ja adekwatnie wychowałam wnuka. Zawsze byłam przy nim, gotowa pomóc. Trzy lata temu zmarł mój mąż, i tylko wnuk był jedyną radością, która uchroniła mnie przed rozpaczą.
Krzysztof ciągle powtarzał, iż u nich zawsze jestem mile widziana. To mnie uspokajało. Ale wszystko się zmieniło, gdy wnuk poszedł do szkoły. Matka synowej przeprowadziła się bliżej nich, a moja pomoc stała się niepotrzebna.
Z czasem to ja potrzebowałam wsparcia. Zepsuł się kran, a telefon zaczął się przegrzewać i wyłączać. Dzwoniłam do syna lub synowej, licząc na pomoc.
Ale Krzysztof był bardzo zajęty pracą oszczędzali na wkład własny do większego, trzypokojowego mieszkania. Gdy dzwoniłam, obiecywał, iż wpadnie w weekend, ale nigdy nie miał czasu. Synowa była zirytowana:
Po co nas ciągle zawracasz? Jak kran cieknie, zadzwoń po hydraulika, a jak telefon się psuje, oddaj go do naprawy. Dlaczego do nas dzwonisz? Mamy i tak mało czasu dla siebie, a ty mieszasz się w nasze życie!
Te słowa bardzo mnie zraniły. Gdy synowa potrzebowała pomocy, byłam gotowa jechać choćby w środku nocy. A teraz każą mi dzwonić po hydraulika i naprawiać telefon.
Prawie nie widuję już wnuka. Teraz zajmuje się nim matka synowej, a Krzysztof, jak się zdaje, zupełnie o mnie zapomniał.
Postanowiłam się nie narzucać. jeżeli o mnie pamiętają, to dobrze; jeżeli nie cóż, taki mój los. Nie żałuję, iż pomagałam synowej i wnukowi. choćby gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym tak samo. Niech to pozostanie na ich sumieniu. Nie mam zamiaru się już wtrącać.













