Byłam sama w domu. Mąż wyjechał służbowo, nie było go już tydzień i miał wrócić dopiero następnego dnia, więc cały ciężar spoczywał na mnie. Od rana czułam zmęczenie, bo syn jest na etapie niekończących się pytań i ma energię za dziesięciu. Ciągle coś chciał, a ja starałam się dotrzymać mu kroku. Kiedy wreszcie wieczorem zasnął, poczułam ulgę, jakiej nie czułam od dawna.
Usiadłam w salonie, nalałam sobie drinka i miałam nadzieję, iż te kilkadziesiąt minut ciszy wystarczy, żebym odzyskała oddech. Chciałam obejrzeć odcinek serialu, może poczytać kilka stron książki. To miała być moja chwila.
Krzyk, który zmroził krew w żyłach
Nagle rozległ się krzyk. Tak nagły, tak przenikliwy, iż szklanka wypadła mi z ręki i rozbiła się na podłodze. Serce zaczęło bić mi jak oszalałe, ale… nie ruszyłam się od razu. Jakby ktoś mnie przykleił do krzesła. Wiedziałam, iż muszę biec do pokoju dziecka, a jednak czułam paraliż.
W głowie miałam mętlik – bałam się, iż coś się stało, iż stało się coś strasznego, a jednocześnie czułam, iż moje ciało nie słucha. To były sekundy, ale dłużyły się jak wieczność.
Bezradność gorsza niż koszmar
Kiedy wreszcie pobiegłam, zobaczyłam syna siedzącego na łóżku. Był roztrzęsiony, spocony, z szeroko otwartymi oczami. Płakał, powtarzając, iż coś go goniło. To był tylko koszmar senny, ale w tamtym momencie byłam wstrząśnięta. Przytulałam go i uspokajałam, a w głowie kołatała mi jedna myśl: co by było, gdyby to nie był sen?
Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego poczucia bezradności. Zawsze wydawało mi się, iż w sytuacji zagrożenia człowiek działa automatycznie – biegnie, pomaga, ratuje. A ja nie potrafiłam. Stałam jak sparaliżowana.
Dręczące wyrzuty sumienia
Kiedy syn zasnął ponownie, długo siedziałam obok jego łóżka. Nie mogłam przestać analizować całej sytuacji. Z jednej strony nic wielkiego się nie wydarzyło, z drugiej – w mojej głowie rozgrywał się dramat. Ten jeden drink, ta jedna chwila dla siebie, a ja poczułam, jakby zawiodło mnie całe moje macierzyństwo.
Mąż, gdy wrócił i mu opowiedziałam, próbował mnie uspokoić. Mówił, iż to naturalna reakcja organizmu, iż czasem w obliczu stresu ciało się blokuje, ale ja nie mogę się z tym pogodzić.
Lekcja na przyszłość
Od tamtej pory inaczej patrzę na te wieczorne „chwile dla siebie”. Odpoczynek jest potrzebny, ale wiem też, iż muszę być gotowa na wszystko. Strach, który poczułam, i ta bezsilność zostaną ze mną na długo. Wiem, iż już nigdy nie sięgnę po alkohol, kiedy będę sama z dzieckiem w domu.
Może ktoś uzna, iż przesadzam. Że to tylko koszmar dziecka i moja zbyt emocjonalna reakcja. Ale dla mnie to była nauczka – nie tylko o macierzyństwie, ale o sobie samej. I to chyba lekcja dla wszystkich. Bo co, gdyby stało się coś poważnego, a ja, otępiona, nie zareagowałabym od razu?