Gdy odeszła, zrozumiał, iż kochał tylko ją.

newsempire24.com 3 godzin temu

Odeszła, a on zbyt późno zrozumiał, iż naprawdę kochał tylko ją.

Sławomir siedział w samochodzie i wpatrywał się w wejście do restauracji. Nie zauważał, jak drżą mu dłonie, nie słyszał dzwonienia w uszach z napięcia. Dziś był wieczór zjazdu absolwentów. Dwadzieścia lat minęło od ukończenia szkoły. I tyle samo czasu, odkąd sam zniszczył to, co mogło być jego prawdziwym szczęściem.

Wtedy podejrzewał Halinę o zdradę. Zdjęcie z jej „nowym adoratorem”, jak mu się wydawało, przewróciło jego świat do góry nogami. Halina się nie tłumiczyła. Milczała. A on krzyczał, oskarżał, wylewał na nią wszystko, co w nim narosło. I odeszła. Cicho. Bez histerii. Bez słów.

Pół roku później ożenił się z Bożeną. Nie z miłości – na złość. By udowodnić Halinie, iż i bez niej może być szczęśliwy. Tylko iż szczęścia nie było. Małżeństwo było płaskie jak naciągnięta struna. Wszystko wydawało się w porządku: żona, dziecko, praca. Ale dusza milczała.

A dziś znów ją zobaczy. Halinę. Tę jedyną. Tę, której naprawdę kochał.

Wszedł do sali i od razu ją wyczuł. Nie zobaczył – poczuł. Jej energię, jej lekki śmiech. Była nie do pomylenia: sukienka w kwiaty, loki opadające na ramiona, pewne spojrzenie. I znów wszystko w nim się przewróciło. Jak wtedy.

— Halino… — zawołał ją, gdy wyszła na zewnątrz, rozmawiając przez telefon.

— Tak, Sławek? — odpowiedziała spokojnie, z lekkim przekąsem.

— Chcę wiedzieć wszystko. Jak żyłaś… beze mnie?

— A jesteś pewien, iż chcesz to wiedzieć? — w jej głosie nie było bólu, tylko zmęczenie. Głębokie, wypróbowane.

— Nie umiem bez ciebie. Bez was…

— Nie ma żadnego „nas”, Sławek. Już dawno.

— A nasze dziecko?.. — wyrwało mu się nagle.

Halinie zrzedła mina. Zamknęła oczy. Potem odezwała się głucho, ale stanowczo:

— Mówisz o tym malutkim, który umarł we mnie po twoich oskarżeniach? O tym, którego nie zdążyłam uratować, bo płakałam za dużo? Tak, byłam wtedy w ciąży. Ale przecież powiedziałeś, iż to nie twoje dziecko. Uwierzyłeś zdjęciu. Nie mnie. Nie sercu. Tylko Bożenie.

Spuścił głowę. Wtedy zniszczył wszystko.

— Przeżyłam, Sławek. Poniekszona, spalona. Ale przeżyłam. Wyjechałam. Zaczęłam od nowa. Pomógł mi człowiek, który zobaczył we mnie nie błąd, nie winę, nie przeszłość – tylko mnie samą. Dziś mamy dwoje adoptowanych dzieci. Są moje – od pierwszego dnia. I jestem szczęśliwa.

— Przepraszam…

— Za co? Za to, iż mnie kiedyś zniszczyłeś? Wybaczyłam. Sobie – dłużej niż tobie. Ale teraz już nie jestem tą, którą byłam. Nie jestem twoja. Za późno zrozumiałeś, kogo straciłeś.

Halina odwróciła się i odeszła. Lekki krok. Wyprostowane plecy. Pewność siebie. Wszystko to, czego on nie potrafił ochronić.

A on został, stojąc w ciszy, pomiędzy samochodami, ze złamanym sercem i świadomością: nie da się wrócić. Czasem bywa za późno. I choćby jeżeli nosiłeś ją w sercu całe życie – teraz jesteś dla niej nikim.

Idź do oryginalnego materiału