Gdy rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje

polregion.pl 1 tydzień temu

Gdy nic nie jest tak, jak się wydaje

Karolina jechała autobusem z pracy, opierając głowę o chłodne okno. Krople deszczu spływały po szybie, rozmazując świat na zewnątrz w nierealny sposób. „Zupełnie jak moje życie. Przyszłość jest nieostra i niezrozumiała. I trochę mnie to przeraża”. Zamknęła oczy, a spod rzęs wymknęły się łzy.

— Oto młodzież. Siedzą, jakby wokół nikogo nie było. A starsi ludzie stoją — rozległ się nad nią kobiecy głos pełen pretensji i złości na cały świat.

Karolina otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą korpulentną kobietę o nieprzyjemnym wyrazie twarzy. Jej wzrok wiercił dziury w Karolinie.

— Proszę siadać — powiedziała Karolina, wstając.

— No, pewnie, iż usiądę. Jak się nie powie, to nie ustąpią — burknęła kobieta.

Karolina z trudem przecisnęła się między nią a oparciem przedniego siedzenia. Stała przy drzwiach, słysząc mamrotanie o „niewychowanym młokosach”. Kilka głosów przyznało kobiecie rację. Znalazła sojuszników.

„Może ona ma jeszcze gorzej niż ja. Stąd ta złość i niezadowolenie” — pomyślała Karolina.

— Wysiadacie? — zapytał za nią młody głos.

Karolina odwróciła się i rozpoznała swoją szkolną przyjaciółkę Kingę.

— Karolka! Nie do wiary! Sto wieków się nie widziałyśmy…

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi autobusa otwarły się z hukiem, a tłum wypchnął je na zewnątrz.

— Tak się cieszę, iż cię widzę! — Kinga uśmiechnęła się promiennie.

Wyglądała świeżo i zadowolona z życia. Chwyciła Karolinę pod rękę. — Nie licz, iż cię puszczę, zanim nie dowiem się absolutnie wszystkiego.

— Ja też się cieszę — odparła Karolina bez uśmiechu. — Ale nie mogę cię zaprosić do domu.

— Nie musisz. Chodź do mnie, a adekwatnie do mojej mamy. Wyszłam za mąż i mieszkam gdzie indziej. Wpadłam ją odwiedzić — powiedziała Kinga, ciągnąc ją za sobą.

— Kinga, naprawdę nie mogę. Innym razem — Karolina choćby się zatrzymała.

— choćby nie słucham! Następnego razu pewnie znów będę czekać sto lat. Choć na pół godzinki, proszę — błagała Kinga.

— Dobrze, ale nie dłużej — uległa Karolina.

— Co, masz w domu siódemkę na ławce?

— Nie. Córkę i męża.

— A ja już myślałam, iż coś strasznego. Córka z mężem zaczekają. — Kinga pewnym krokiem pociągnęła przyjaciółkę dalej, mijając jej dom.

— Mamo, patrz, kogo przyprowadziłam! — oznajmiła Kinga tryumfalnie.

Mama Kingi, zobaczywszy Karolinę, klasnęła w dłonie z radości. W szkole dziewczyny były nierozłączne. Po maturze Kinga dzwoniła, namawiała na spotkania. Ale Karolinie wtedy było nie do śmiechu.

Zakochała się bez pamięci. Codziennie słuchała perswazji mamy, żeby nie wychodziła za mąż. „Co ty w nim widzisz? Bokser. Jaki to zawód — tłuc się pięściami? Wiecznie złamany nos, a może i coś gorszego. Pomyśl, córeczko…”.

Mama Kingi zaczęła rozstawiać filiżanki do herbaty. — Mamo, daj nam pogadać — poprosiła Kinga.

— Tak, jasne. Rozumiem. — Mama wyszła z kuchni.

— A teraz gadaj. Od razu wiedziałam, iż coś jest nie tak. Dawaj, dawaj, wyłoż się. Może pomogę.

Karolina nie była gotowa na zwierzenia. Ale Kinga patrzyła na nią z takim szczerym współczuciem, iż w końcu wszystko wylała.

— Wyszłaś więc za tego Darka? Pamiętam, jak byłaś w nim zabujana.

— Tak. Z mamą ciągle się kłóciłyśmy przez niego. Wiesz, zawsze stawiała mi ciebie za przykład. Mówiła, iż ty sobie świetnie poradzisz, bo jesteś rozsądna i praktyczna. A mnie nazywała romantyczną panną z powieści. — Karolina mówiła bez urazy.

— Poznaję Marię Antoninę — zaśmiała się Kinga. — Wciąż uczy w szkole?

— Tak. — Karolina w końcu się uśmiechnęła.

Kinga — blondynka o regularnych rysach, szczupła, nieco wyższa od przyjaciółki. Karolina miała okrągłą twarz, jasne, kręcone włosy i niebieskie oczy o naiwnym spojrzeniu. Faktycznie — romantyczna panna, wierząca w wieczną miłość i gotowa dla niej na wszystko. Tyle iż teraz wyglądała na zmęczoną i wychudzoną, a jej spojrzenie zgasło.

— Na początku było dobrze, ale na eliminacjach do mistrzostw Polski Darek doznał urazu głowy. Plus udar… — Karolina machnęła ręką. — Lekarze nie dawali żadnych szans. Koniec ze sportem. Byłam już w ciąży. Nie wiem, jak donosiłam.

Urodziła i z dzieckiem na ręku opiekowała się Darkiem. Gdyby nie mama, nie dałaby rady. Sprzedali samochód — potrzebne były pieniądze. Pół roku po porodzie wróciła do pracy. Mama zajmowała się córką. Dziewczynka ma już sześć lat. Wygląda jak Darek.

Rehabilitacja trwała lata. Karolina nie wierzyła, iż Darek w ogóle zacznie chodzić. Ale dał radę. Ze sportem oczywiście koniec. Nie umiał nic poza boksem. Raz praca mu nie pasuje, raz brak wykształcenia, raz firmy boją się go zatrudniać po urazie. Frustruje go, iż nie może zarobić. Stał się nerwowy i zamknięty w sobie. Z córką trochę się ożywia… — Karolina odwróciła się, by ukryć łzy.

— Z pracą spróbuję pomóc. — Kinga przykryła swoją dłonią rękę przyjaciółki. — A co tam próbować, zaraz wrócę do domu i pogadam z mężem. Nie jest co prawda królem życia, ale ma własną firmę z partnerem. Twój mąż mógłby być ochroniarzem? Nie martw się, nie dam was zginąć. — Kinga poklepała ją po ramieniu.

— Dzięki, Kinga. Dobrze, iż się spotkałyśmy. Ale muszę już iść. Darek nie lubi, jak się spóźniam. Boi się, iż go zostawię.

— Wymieńmy się numerami. Zadzwonię jutro. Piotrek mnie uwielbia, myślę, iż nie odmówi pomocy mężowi mojej przyjaciółki. — Kinga uśmiechnęła się.

— Mama miała rację, naprawdę jesteś zaradna. Ja się na Darka wściekam, a sama beczę. — Karolina przytuliła przyjaciółkę na pożegnanie.

— Daj spokój. U was też się ułoży. Wiesz, jak to mówią? Nie ważne,I tak, po latach burz, łez i niespodziewanych zwrotów akcji, Karolina zrozumiała, iż czasem życie pisze najbardziej zaskakujące scenariusze, ale najważniejsze, by trzymać się razem i nigdy nie tracić nadziei.

Idź do oryginalnego materiału