Mój wnuczek niedawno obchodził urodziny — skończył dziesięć lat, okrągłą rocznicę. Z góry wybrałam prezent, który wydawał mi się idealny na tę okazję. Było to duże pudełko z klockami, o których od dawna marzył. W wyznaczony dzień ubrałam się w najlepszą sukienkę i poszłam do ich domu. Pod drzwiami nacisnęłam dzwonek, a po chwili usłyszałam szybkie kroki.
— Wejdź do kuchni, mamo — powiedziała moja córka, otwierając drzwi. W jej głosie brzmiała ciepła nuta, ale i lekkie zmęczenie, jakby cały dzień przygotowywała się do przyjęcia. — Pamiętasz, jak nazywa się nasz solenizant?
Uśmiechnęłam się, przekraczając próg. Oczywiście pamiętałam, iż mój wnuk ma na imię Wojtek. Zamiast odpowiadać, skinęłam głową, trzymając w rękach kolorowo zapakowany podarek. W kuchni stół był już nakryty: kolorowe talerze, serwetki z bajkowymi postaciami i wielki tort z dziesięcioma świeczkami, czekający na swoją chwilę. Wojtek siedział na honorowym miejscu, promieniejąc radością. Jego koledzy, równie rozbrykani dziesięciolatkowie, hałaśliwie dyskutowali, przerywając sobie nawzajem.
— Babciu, to ty? — zawołał Wojtek, gdy mnie zobaczył. Podbiegł, przytulił się, a potem z ciekawością wpatrywał się w pudełko w moich dłoniach. — To dla mnie?
— Oczywiście, iż dla ciebie, kochanie — odparłam, podając mu prezent. — Otwieraj, nie zwlekaj!
Chłopiec z entuzjazmem rozerwał opakowanie, a jego oczy zabłysły, gdy zobaczył klocki. Dzieci natychmiast go otoczyły, oglądając pudełko i przekrzykując się, co można z niego zbudować. Patrzyłam na ten harmider i czułam, jak serce wypełnia się ciepłem. Nie ma nic piękniejszego niż widok dziecięcej radości, szczególnie w taki dzień.
Moja córka, którą w myślach nazywałam Anią, podeszła do mnie i szepnęła cicho:
— Dzięki, mamo. Zawsze wiesz, jak go ucieszyć.
Wzruszyłam ramionami, jakby to było oczywiste. Ale w rzeczywistości długo zastanawiałam się nad prezentem. Dziesięć lat to już nie jest zwykłe dziecięce święto — to wiek, w którym dziecko zaczyna czuć się niemal dorosłe. Chciałam, by podarunek nie był tylko zabawką, ale czymś, co pozostanie w pamięci.
Impreza trwała. Dzieci bawiły się, śmiały, aż nadszedł moment zdmuchnięcia świeczek. Wojtek pomyślał życzenie, wziął głęboki oddech i jednym dmuchnięciem zgasił wszystkie płomienie. Goście zaczęli klaskać, a Ania kroiła tort, rozdając każdemu kawałek. Siedziałam z boku, obserwując ten wesoły rozgardiasz, i myślałam, jak gwałtownie płynie czas. Wydawało się, iż jeszcze wczoraj Wojtek był malutki, a teraz jest już prawie dorosły, z własnymi zainteresowaniami i marzeniami.
Gdy tort został zjedzony, a dzieci rozbiegły się do zabawy, Ania usiadła obok mnie. Rozmawiałyśmy o tym, jak zmienia się życie, jak gwałtownie rosną dzieci. Opowiedziała, iż Wojtek ostatnio zainteresował się robotyką i choćby zapisał się na kółko, gdzie uczą budować modele. Słuchałam i cieszyłam się, iż mój prezent trafił w dziesiątkę.
— Wiesz, mamo — powiedziała Ania — on tak czekał na ten dzień. A twój przyjazd to dla niego najlepszy podarunek.
Uśmiechnęłam się, ale w duchu pomyślałam, iż to ja powinnam im dziękować za te chwile. Być babcią to szczególne szczęście. Nie ponosisz już pełnej odpowiedzialności jak rodzic, ale możesz dawać miłość, wsparcie i odrobinę rozpieszczania.
Pod wieczór, gdy goście zaczęli się rozchodzić, Wojtek podbiegł do mnie z już złożonym modelem z klocków — był to mały statek kosmiczny. Z dumą pokazał mi swoje dzieło, opowiadając, jak zbuduje całą galaktykę. Słuchałam, podziwiałam i myślałam, iż te urodziny na długo pozostaną w naszej pamięci.
Wracając do domu, czułam lekkość i radość. Dziesięć lat to dopiero początek. Przed Wojtkiem jeszcze tyle odkryć, a ja mam nadzieję być obok, by widzieć, jak rośnie i staje się tym, kim pragnie. Na razie jestem po prostu szczęśliwa, iż mogłam podarować mu odrobinę magii w ten wyjątkowy dzień.
Życie uczy, iż największym prezentem nie są rzeczy, ale chwile spędzone z bliskimi — bo to one budują wspomnienia, które realizowane są wiecznie.