Pracuję w ośrodku pomocy społecznej i słyszałam już wiele historii o bezradności, uzależnieniach, biedzie i rodzinnych konfliktach. Wydawało mi się, iż nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Jakże się myliłam!
Pewnego dnia odwiedziłam rodziców, aby ich zobaczyć, kupić coś do domu i trochę posprzątać.
– Marto, przestań, proszę… Nie rób z nas bezradnych – zirytowała się mama, próbując wyrwać mi worek na śmieci, który zamierzałam wynieść. – Usiądź lepiej ze mną.
– Mamo, przestań. Zaraz wrócę i siądę. Zrób kawę.
Kiedy zjeżdżałam windą, dołączyła do mnie sąsiadka mojej mamy, pani Wiesława.
Znam ją od dziecka, bo kiedyś przyjaźniłam się z jej córką, Anią, która w wieku nastoletnim popadła w uzależnienie i do dziś próbuje się z niego wydostać.
– Dzień dobry, Martusiu, przyjechałaś do rodziców? Jak się mają?
– Wszystko w porządku, dziękuję. Powoli do przodu. A co u Ani? – zapytałam, czując smutek w głosie pani Wiesławy.
– Nie widzieliśmy jej od ponad pół roku. Gdybym tylko wiedziała… – sąsiadka bezradnie machnęła ręką.
Winda zjechała na parter, a my obie skierowałyśmy się w stronę śmietnika. Puściłam Wiesławę przodem. Starsza pani podeszła i zamachnęła się, żeby wrzucić worek do wysokiego kontenera. Niestety, worek pękł, a śmieci rozsypały się na ziemię.
– No tak… psi los! – zaklęła i stanęła nad stertą śmieci. Przez chwilę nie wiedziała, co robić.
– Może pomogę? – podeszłam bliżej, chcąc się schylić, ale pani Wiesława natychmiast zaprotestowała.
– Nie! Nie dotykaj. Sama sobie poradzę! – usiadła na ziemi i zaczęła upychać śmieci z powrotem do worka. – Wyrzuć swój worek i idź… Poradzę sobie, daj spokój.
– Dobrze, do widzenia – wyrzuciłam swoje śmieci i wróciłam do windy.
Gdy usiadłam w windzie, nagle mnie olśniło. Przecież widziałam, co wypadło z jej worka. Tam były… zużyte pieluchy.
Poczułam się zdezorientowana. Samotna sąsiadka w wieku pięćdziesięciu lat i małe dziecko? Skąd i jak?
Dlaczego mama nic mi o tym nie powiedziała? Po powrocie do mieszkania od razu zapytałam ją o to.
– Spotkałam w windzie panią Wiesławę… – zaczęłam, podchodząc do zlewu, żeby umyć ręce.
– Oj… Biedna kobieta, jej córka Ania wykończy ją psychicznie – westchnęła mama.
– Wiecie, co zauważyłam? Jej worek na śmieci pękł i wypadły z niego różne rzeczy. Były tam dziecięce pieluchy! Mają u siebie dziecko?
Mama zwykle ma odpowiedź na wszystko, ale teraz milczała. Czy była zła, czy zaskoczona?
– Może ktoś ich odwiedził… – powiedziała po dłuższej chwili. Wytarłam ręce ręcznikiem i odwróciłam się do niej.
– Mamo, proszę spojrzeć na mnie. Powiedzcie mi, co się dzieje. Czyje to pieluchy?
– Skąd mam wiedzieć? Czy ja jestem chodzącą encyklopedią?
– Zawsze wiedziałaś, co się dzieje u sąsiadów. Mamo…
Dręczyłam ją jeszcze chwilę, aż w końcu się poddała i opowiedziała mi wszystko.
Historia, która mnie zaskoczyła
– To dziecko Ani, ich wnuczka… – westchnęła mama.
– Ania jest w domu?
– Gdzie tam. Przyszła, zostawiła małą pod drzwiami i uciekła.
– Jak to zostawiła? Wiedzieli wcześniej, iż jest w ciąży?
– Skąd mieli wiedzieć! Po miesiącach nieobecności wróciła dopiero po porodzie. Dziecko ponoć zdrowe.
– Ponoć? A lekarze?
– Jakie lekarze, dziecko! – spojrzała na mnie, jakbym spadła z księżyca. – Oni ukrywają wnuczkę. Nie byli w żadnej przychodni, bo boją się, iż sąd zabierze im małą. Cały czas jest u nich w mieszkaniu.