Ostatnio usłyszałam historię moich znajomych, która jest dość smutna i niestety ma nie najlepsze zakończenie. Teraz nie chcę im dawać żadnych rad, nie chcę wtrącać się w ich rodzinę, więc postanowiłam napisać to tutaj, być może wielu ludzi nie popełni błędu, który w przyszłości zniszczy ich małżeństwo.
Drogie kobiety, nie spieszcie się z podejmowaniem nieprzemyślanych decyzji, aby nie zrujnować swojego życia i życia swoich bliskich. Nie wszystkie problemy w życiu małżeńskim są takie, jak się wydają na pierwszy rzut oka, zwłaszcza gdy jesteście bardzo młode.
Gdyby nie moja mądra mama, prawdopodobnie moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, i najprawdopodobniej – o wiele gorzej.
Spróbuję wam to wszystko opisać – być może moja historia posłuży komuś jako dobra lekcja.
Wyszłam za mąż, gdy miałam 21 lat, za swojego kolegę z klasy, z którym chodziłam do szkoły podstawowej.
Musiałam go potem ponownie poznać – już w dorosłym życiu, ponieważ wyjechał z rodzicami z naszego miasta i osiedlili się w innym miejscu, a po służbie wojskowej wrócił.
Nie czekaliśmy długo z weselem, od razu wzięliśmy ślub z Andrzejem.
Jak teraz pamiętam, moja mama nie była zachwycona nim. Ciągle mówiła, iż Andrzej pozostało za młody, iż nie wyszalał się, iż nie jest gotowy na ciężkie obowiązki rodzinne, ale widziała w nim potencjał – gdyby był trochę bardziej dojrzały, mógłby być wspaniałym mężem. Ale do tego, jak mówiła, potrzebne są lata.
Tylko iż ja, nie słuchając nikogo, spieszyłam się, by zrobić z niego głowę rodziny – zostałam mamą cudownego malucha, a sama byłam kapryśna jak dziecko, bo być może sama nie byłam jeszcze gotowa do życia rodzinnego.
Prawdopodobnie Andrzej zmęczył się wszystkimi moimi uwagami i kaprysami, zwłaszcza iż na początku lat 90. nie było łatwo zdobyć i kupić wszystko, by przeżyć.
Ale znalazła się nowa dama, która uznała, iż lepiej dbać o mężczyznę, niż on ma dbać o ciebie.
I mój mąż zaczął odwiedzać tę panią – była starsza od niego, była już zamężna, a potem się rozwiodła. Przez pół roku nic nie wiedziałam i choćby nie podejrzewałam, co się dzieje, tylko coraz bardziej się denerwowałam, iż mąż się spóźnia, a w domu czekała na niego moja niechęć.
A potem Andrzej sam mi wszystko powiedział. Przyznał się, można powiedzieć. Po prostu, spokojnie, bez zbędnych słów – iż odchodzi ode mnie, iż tam czuje się lepiej i spokojniej: ona go słucha i pociesza, a ze mną nie jest mu dobrze.
Błagałam Andrzeja, żeby nie popełniał błędu i został z rodziną, ale odszedł.
Próbowałam szukać pocieszenia u mamy, ale ona już wcześniej mnie ostrzegała, żebym również poświęcała mu uwagę, a nie tylko żądała czegoś dla siebie, jak to zawsze robiłam.
Potem próbowałam przekonać męża, iż jest potrzebny naszemu małemu synkowi, iż dziecko powinno dorastać z ojcem, ale to wszystko na nic.
Andrzej przychodził tylko do przedszkola, by spotkać się z synem i przynosił mu prezenty. Kto chce, ten znajdzie sposób! Dawał pieniądze regularnie, ale się rozwiedliśmy, a ja wciąż miałam nadzieję, iż wszystko wróci do normy.
A potem zdecydowałam, iż wyjdę za mąż na złość Andrzejowi, żeby zobaczył, iż moje życie się układa, iż wszystko jest u mnie w porządku i iż go nie potrzebuję.
Moja mama mnie od tego odwodziła – mówiła, iż jeżeli mąż nie wróci do rodziny, to nie należy popełniać nowych błędów. Miałam kandydatów na męża, ale nikogo nie kochałam, tylko mojego Andrzeja.
Po roku rozłąki złożyłam wniosek o ślub z innym mężczyzną, po prostu chciałam, żeby Andrzej o tym wiedział. Dowiedział się, ale nie zareagował, więc odwołałam to małżeństwo. Uspokoiłam się na jakiś czas, chociaż nie podobało mi się, iż ma nową rodzinę.
Z czasem zaczęły do mnie docierać plotki, iż żyją źle, i bardzo mnie to cieszyło. A po prawie sześciu latach były mąż zaczął coraz częściej nas odwiedzać.
Byłam dla niego spokojniejsza, zawsze przygotowywałam dla Andrzeja posiłek. Przychodził niby tylko po to, by spotkać się z dzieckiem, ale w rzeczywistości – przychodził do mnie, i oboje to rozumieliśmy.
Zostawił potem tamtą kobietę. Życie nas oboje nauczyło, z czasem dojrzeliśmy, znalazłam w sobie siłę, by wybaczyć te trudne siedem lat, ponownie wzięliśmy ślub, a potem znowu urządziliśmy wesele.
Moja mama chyba zawsze myślała, iż wszystko potoczy się właśnie tak! Bardzo się zmieniliśmy, a to, przez co przeszliśmy, tylko wzmocniło nasz związek.
Niedawno z mężem obchodziliśmy 20-lecie naszego drugiego ślubu. Żyjemy wspaniale, w harmonii, nasz syn jest już dorosły i ma własną rodzinę. Przez te 20 lat prawie się nie kłóciliśmy – temat rozłąki jest dla nas zakazany.
Teraz myślę z smutkiem – co by się ze mną stało, gdybym wtedy nie znalazła w sobie siły, by wybaczyć mojemu ukochanemu mężowi po 7 latach?
A co wy o tym myślicie? Czy można wybaczyć zdradę po 7 latach i ponownie wpuścić byłego męża do swojego życia i rodziny?