Program „Goście Radziwiłłów” został zainicjowany przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego w roku 2020.
Rezydentów zaprosił Pałac Myśliwski Książąt Radziwiłłów w Antoninie – Dom Pracy Twórczej.
Jedną z uczestniczek Programu „Goście Radziwiłłów” była Mirka Szychowiak. Tekstami tej znakomitej autorki rozpoczynamy prezentację twórczości powstałej podczas ubiegłorocznych rezydencji u Radziwiłłów.
Poza zasięgiem
Wchodzenie w dorosłość przyprawiało
mnie o noce pełne strachu i złości, iż nic
nie wiem. W domu panowało niezręczne
milczenie, moje pytania były trudne i nikt
nie próbował wyprowadzić mnie z tego
oszołomienia w temacie pierwsza krew
i co z tym trzeba zrobić.
Wstydziłam się nie tylko ja. Wszyscy czuli się
skrępowani, zwłaszcza kobiety. Odważniejsze
szeptały po kątach, rzadko która zaśmiała się
głośniej. Obecność dzieci zamykała im usta.
Dziewczyny w moim wieku, podobnie jak ja,
izolowane w temacie dorosłość, nie mogły
być wiarygodnym źródłem informacji.
Przypadek sprawił, iż obleśny kowal z sąsiedztwa
wprowadził mnie chętnie we wstydliwe tematy.
Bez proszenia. Nieco skrępowana chłonęłam jego
słowa wdzięczna, iż w końcu naprawdę dorosnę.
Po tematach dziewczyńskich, mój nowy idol
rozpoczął cykl wykładów o damsko – męskich
sprawach, miał choćby kilka kolorowych pism,
które przestudiowałam z wypiekami na twarzy.
Potem przyszła pora na porody i macierzyństwo,
a ostatnia lekcja dostarczyła mi kompleksowej
wiedzy na temat dziewictwa i jego bolesnej utraty.
Wiecznie usmolony, pozornie odrażający kowal
z sąsiedztwa, wprowadził mnie bezpłatnie w życie,
przepędził strachy, nauczył myśleć. Ale czad, nie?
Ptaszek
Mirka Szychowiak, fot. J. Jurek
Noszę to w sobie jak obiad, który od lat
zalega w żołądku i proces trawienia
lekceważy ten ciężar. Boli? Kiedy o tym
myślę, boli mnie wszystko, głównie oczy.
One mają dobrą pamięć. Absolutną.
Co myślała dziewięcioletnia dziewczynka
skacząc z okna na trzecim piętrze?
Że pofrunie albo spadnie miękko na trawnik?
Nikt nie widział, kiedy wyskoczyła. Leżała
na chodniku w białej, komunijnej sukience,
z rozrzuconymi rękami, twarzą do ziemi.
Nikt nie krzyczał, było cicho, po chwili
mały chłopiec pisnął, iż to chyba Gosia.
Czwarte, późne dziecko. Matka już wyrosła
z pieluch i papek, ojciec z nocnego płaczu
i czułości. Starsi bracia wstydzili się ciężarnej
matki, potem noworodka płaczącego w wózku.
Kiedy poczuła, iż nie powinno jej być?
Młoda matka z wózkiem spotyka piegowatą,
smutną dziewczynkę przy kiosku. Drażnią ją
wścibskie pytania, piskliwe zachwyty nad
śpiącym niemowlakiem; dziewczynka jest
natrętna. Matka czuje się przy niej za młoda.
Odtąd na jej widok p r z e c h od z i s i ę
na drugą stronę ulicy, o m i j a wzrokiem,
n i e s ł y s z y s i ę proszących nawoływań.
Trwało to i trwało, ale kiedyś dziewczynka
przestała wołać, odwracała głowę, uciekała.
Nienawidzę tej młodej matki, która nie chciała
wtedy zaczekać i wysłuchać. Nienawidzę jej.
Dzisiaj chciałaby przytulić to smutne dziecko
nie tylko w myślach, ale nie może. Zostanie
z tym ciężarem jak z nieoperacyjnym garbem.
Głowa
W przednim płacie mózgu mieszka nasze
ja – dość niebezpieczna lokalizacja, po tych
licznych wstrząsach, to ja musiało doznać
obrażeń – skutki odczuwam każdego dnia.
To nie była jakaś katastrofa, czasem nawet
myślę z czułością o pierwszym kontakcie
głowy z ziemią – ból i strach, ale też duma,
że sama się podniosłam i poszłam dalej.
Wtedy zaczęłam swoją głowę traktować
z szacunkiem, jak wybitnego dyrygenta.
To był początek porozumienia między
nami. Reszta ciała zaczęła być w końcu
posłuszna, bo podległa. Nareszcie.
Nie zawsze jest idealnie, są kryzysy
i spięcia, czasem chcę zrobić głowie
na złość i staram się nie myśleć, ale
to nie działa, ona dobrze o tym wie
i nie pozwala mi zasnąć, budzi z krzykiem.
Posuń się
Posuń się, spróbujemy teraz
coś wyjaśnić, wyliczyć i wrócić
do spraw rozgrzebanych – to tak
jak z naszym ogrodem – jeżeli nie
zrobisz w nim porządku jesienią,
wiosną zawsze masz przerąbane,
bo czegoś nie oczyścisz, czegoś
nie zdążysz posiać.
Nasze dzikie kiedyś już tak zarosło
przez lata, iż żadnych śladów nie
znajdziesz, nie odtworzysz, coś
tam pękło, zwiędło, połamało się.
Może tylko nasze kamienie zostały
i czekają cierpliwie, one już takie
są: wciąż dostojne i pięknie skupione.
Jeszcze mamy czas, żeby zdziczeć,
sprawdzić kto za kim bardziej tęsknił,
kto zapamiętał, kto zdążył zapomnieć.
Odnaleźć, wyplewić, zaczekać.
Dno
Jest smutno, brudno i mokro. Czuję się pokonana
przez wszystko, na co patrzę. Jakaś papierowa torba
uciekła ze śmietnika i fruwa w powietrzu. Moje koty
przestały być białe i wciąż myją się zawzięcie. Zima
w takim wydaniu może nie tylko człowieka rozdygotać
na wylot. A psy nie cierpią? Owszem. Nieprzyjemnie
sikać, kiedy leje, wieje i dmucha. Chce się pobiegać,
poszczekać na psy sąsiada, posprawdzać swoje tajne
skrytki. Z ptaszkami chyba jest podobnie, nie jestem
pewna czy fruwają same czy wiatr je rozwiewa po
ogrodzie. Burym, bezlistnym, pełnym zmarzniętych
jabłek, których nie zdążyłam zebrać. Tylko wypada
popłakać, wysmarkać nos, napisać donos na wredną
pogodę, zamknąć oczy i czekać. Żeby znów pobrykać.