Idealny mąż. Tylko nie dla mnie
– Jadwigo, spójrz na niego! – szeptała sąsiadka Grażyna, kiwając głową w stronę działki naprzeciwko. – To dopiero mężczyzna jak się patrzy! Kwiaty dla żony kupuje co tydzień, samochód wymył skoro świt, żeby odwieźć Florentynę do pracy. A gdzie twój?
Jadwiga mechanicznie mieszała bigos, nie odrywając się od kuchenki. Za oknem rzeczywiście widać było Kazimierza Bogdana z siódmego domu, który delikatnie sadził rozsadę pomidorów, a na ławce obok leżał bużyk szkarłatnych róż.
– Grażyno, przestań – powiedziała zmęczonym głosem Jadwiga. – Każdy ma swoje życie.
– Jakie swoje? – oburzyła się sąsiadka, siadając przy kuchennym stole. – Popatrz na niego uważnie! Działka jak z pocztówki, żonę uwielbia, wnuki wozi na rowerze co weekend. A Florentyna taka szczęśliwa chodzi! Wczoraj spotkałam ją przy sklepie, przez pół godziny opowiadała, jak Kazik wieczorami robi jej masaż stóp.
Jadwiga skrzywiła się. Kazimierz Bogdana naprawdę był wzorowym mężem. Mówiły o tym wszystkie sąsiadki, wiedziała o tym cała ulica. Pierwszy odśnieżał nie tylko swój teren, ale i działki emerytów. Pomagał naprawiać płoty, pożyczał narzędzia, nigdy nie podnosił głosu na żonę.
– A co mi z tego? – Jadwiga wyłączyła palnik i odwróciła się do sąsiadki. – Mój Mikołaj też dobry człowiek.
Grażyna prychnęła.
– Dobry! Wczoraj o jedenastej wieczorem puścił muzykę na cały regulator, moja wnuczka obudziła się i płakała do rana. A przedwczoraj jego samochód całkiem zablokował drogę, pan Roch ledwo się przecisnął.
– Po prostu miał zły humor – broniła go Jadwiga, choć sama doskonale wiedziała, iż usprawiedliwienie brzmi mdło.
Mikołaj rzeczywiście nie był idealnym mężem. Potrafił zapomnieć o urodzinach, zostawić brudne naczynia w zlewie na tydzień, wydać połowę pensji na sprzęt wędkarski. Ale Jadwiga kochała go takim, jaki był. Kochała jego niezdarne próby przygotowania śniadania, gdy była chora. Kochała, jak pochrapywał przez sen. Kochała choćby jego zwyczaj rozrzucania skarpet po całej sypialni.
Po odejściu sąsiadki Jadwiga wyszła do ogrodu podlać ogórki. Przez płot dobiegał cichy dialog Kazimierza z żoną.
– Florentynko, może ci krzesło przyniosę? Nie klęcz, plecy nadwyrężysz.
– Nie trzeba, Kaziu, tylko sprawdzę truskawki.
– To ja tymczasem herbatę nastawię. Chcesz z cytryną czy z konfiturą?
– Z konfiturą, kochanie.
Jadwiga mimowolnie porównała tę rozmowę z poranną wymianą zdań z własnym mężem.
– Mikołaj, śniadanie gotowe!
– Zaraz! – krzyknął z łazienki, po czym dodał: – A kawa jest?
– Rozpuszczalna w słoiku, sam znajdziesz.
– No gdzie ona…
Ostatecznie Mikołaj wyszedł do pracy, wypiwszy tylko herbatę, bo nie chciało mu się szukać kawy, a Jadwiga cały dzień wyrzucała sobie, iż nie postawiła mu filiżanki na stole zawczasu.
Wieczorem, układając do snu wnuczkę Hanię, która była na wakacjach, Jadwiga usłyszała westchnienie dziewczynki.
– Co się stało, słoneczko?
– Babciu, a dlaczego dziadek Kazik z siódmego domu codziennie przynosi cioci Florze kwiaty? A mój dziadek Mikołaj nigdy ci nie przynosi.
Jadwiga usiadła na skraju łóżka, poprawiła Hance kołdrę.
– A chciałabyś, żeby dziadek mi kwiaty przynosił?
– Chciałabym! Przecież ty jesteś dobra, czytasz mi bajki i pieczesz rogaliki. Dlaczego on ci nic nie daje?
Z dziecięcych ust prawda brzmiała szczególnie dotkliwie. Jadwiga nie wiedziała, co odpowiedzieć wnuczce, więc tylko pocałowała ją w czoło i szepnęła: „Śpij, kochanie”.
Następnego dnia, spotkawszy w sklepie Florentynę Bogdanką, Jadwiga mimowolnie się jej przyglądała. Florentyna rzeczywiście wyglądała na szczęśliwą kobietę. Zadbaną, w pięknej letniej sukience, ze staranną fryzurą.
– Jadwigo, cześć! Co u ciebie? – uśmiechnęła się Florentyna, wybierając pomidory.
– Normalnie, a u ciebie?
– Wspaniale! Kazik dziś postanowił ugotować bigos, mówi: „daj, żono, odpoczniesz”. Wyobrażasz sobie? – rozśmiała się Florentyna. – Tylko i tak będę stała obok, bo on sól z cukrem pomylił.
– Masz szczęście do męża – powiedziała Jadwiga, a w jej głosie zadrżał cień zawiści.
– Mam – przyznała Florentyna, ale dziwnie zadumany wyraz pojawił się na jej twarzy. – A twój Mikołaj? Słyszałam, iż kupił nową wędkę
Malina patrzy, jak Wojciech niezdarnie wyciera talerz, słysząc jak mruczy pod nosem, budząc w jej sercu ciepło, które nie potrzebuje róż ani głośnych deklaracji, by wiedzieć, iż jest kochana tak po prostu – jej sposób, jego sposób, prawdziwe do samego dna.