REKLAMA
Zobacz wideo
Ta szkoła jest warta 124 miliony. "Dajemy szanse każdemu, kto chce się u nas uczyć"
Jej nauczyciel to młody człowiek po 30. Ma jeszcze bardzo dużo energii, pomysłów i siły. Do każdej lekcji przygotowuje się tak, aby zrobić w klasie dzieciom "show". To ogrom pracy.Nie jest rutyniarzem. Zna swoich uczniów i uczenniceZwykliśmy myśleć, iż praca nauczyciela to wejście do klasy, przeprowadzanie lekcji i po dzwonku wolność. W przypadku nauczycieli i nauczycielek, których lekcje są inspirujące, dynamiczne i na tyle ciekawe, iż dzieciaki nie rozrabiają, tak to nie wygląda. Za każdą ciekawie przeprowadzoną lekcją stoi czas, który pedagodzy poświęcają na przygotowanie się, często wieczorami w swoich domach.Biolog ze szkoły Heleny sam przygotowuje dla siebie scenariusze lekcji, nie jest rutyniarzem. Zna swoich uczniów i uczennice i wie, co zrobić, aby lekcje inspirowały dzieci. Nie robi w klasie 45-minutowego wykładu, podczas którego dzieci w sposób bierny przyglądają się temu, co notuje na tablicy.O tym, czy szkoła jest dobra, czy nie, w dużej mierze decydują ludzie, którzy w tej szkole pracują. I nie ma znaczenia, czy jest to szkoła prywatna, czy państwowa.Tym bardziej iż - jak podkreśla Edyta Plich,polonistka, dyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży - edukacja to relacja:- Merytoryczne przygotowanie nauczycieli i nauczycielek do zawodu to jedno. Ale być może ważniejsze są ich umiejętności rozmowy z dziećmi, budowania z nimi zaufania. Jakość nauczania to nie tylko przygotowanie dzieci do egzaminów. Trzeba umieć je pobudzić do tego, aby chciały poznawać nowe rzeczy, podejmowały próby, porażkę potraktowały, jako wyjście do czegoś, co może być dalej, aby chciały poszukiwać i eksperymentować. Kiedy dzieci spotykają na swojej drodze inspirujących nauczycieli, to podążają za nimi, wybierają profile klas i kierunki studiów związane z przedmiotami, których uczyli ulubieni pedagodzy.
William Arthur Ward, amerykański pisarz i publicysta wypowiedział kiedyś zdanie - często cytowane przy okazji różnych edukacyjnych uroczystości o tym, iż "przeciętny nauczyciel mówi. Dobry wyjaśnia. Znakomity daje przykład, ale ten wielki – inspiruje". A ten wielki nie jest przypisany tylko do szkół prywatnych. Może uczyć w każdej szkole, choćby wiejskiej.Od ponad 200 lat mamy obowiązek powszechnej edukacjiPrzez wieki edukacja była przywilejem dostępnym tylko dla niewielkiej części społeczeństwa. Jednolity, obowiązkowy i bezpłatny system edukacji, który dzisiaj znamy to osiągnięcie zaledwie ostatnich kilkudziesięciu lat. I chociaż na ziemiach polskich próbowano wprowadzić obowiązkową edukację od początków XVIII wieku, to nie zawsze się to udawało. W czasach zaborów początki powszechnej edukacji zależały od rozwiązań wprowadzanych przez poszczególnych zaborców.Po raz pierwszy obowiązek powszechnej edukacji wprowadziła Izba Edukacji Publicznej w Księstwie Warszawskim 217 lat temu, 12 stycznia 1808 r. Dzieci w szkołach miały uczyć się czytania, pisania i podstawowych rachunków. W praktyce obowiązek powszechnej edukacji nie był jednak realizowany. Brakowało odpowiedniej liczby szkół i nauczycieli. Jednolity i powszechny system nauczania zaczął funkcjonować w Polsce dopiero po II wojnie Światowej, na początku lat 50. XX wieku.Stresowała, nie potrafiła wytłumaczyć, wręcz zniechęcała do naukiW ostatnich kilkunastu latach obserwujemy odpływ dzieci ze szkół powszechnych. Coraz bogatsza oferta szkół prywatnych, a także opcja edukacji domowej i szkoły w chmurze sprawia, iż rodzice szukają dla swoich dzieci różnych opcji. Rejonówka nie jest już jedynym wyborem. I rodzice, którzy tylko mogą sobie na to pozwolić, zabierają dzieci ze szkół państwowych i posyłają do tych prywatnych, bo te obiecują jakość.
Nie każda szkoła prywatna będzie jednak lepsza od tej rejonowej. jeżeli właścicielom prywatnych placówek nie uda się pozyskać lubiących dzieci nauczycieli i nauczycielek, ludzi, którzy kochają swój zawód i wiedzą, jak pracować, aby były efekty, to dzieci w szkole - pomimo wysokiego czesnego - będą siedziały w szkole, jak w przechowalni.- W swojej historii nauczycielskiej widziałam wiele takich przypadków, kiedy przynajmniej połowa dzieci w klasie uważała, iż matematyka to ich ulubiony przedmiot, bo lubią nauczyciela, który im wszystko świetnie tłumaczy. I widziałam niestety też takie sytuacje, kiedy dzieci, pomimo predyspozycji, kompletnie nie garnęły się do nauki jakiegoś przedmiotu. Bo nauczycielka ich stresowała, nie potrafiła wytłumaczyć, wręcz zniechęcała do nauki - wspomina lata pracy w szkole Edyta Plich, była dyrektorka warszawskiego gimnazjum i liceum."Nic z ciebie nie będzie"Kiedy wspominamy swoje lata szkolne, często w głowie mamy dwa obrazy. Albo genialnych nauczycieli, którzy sprawili, iż uwierzyliśmy w siebie i dzięki nim jesteśmy świadomymi swoich możliwości dorosłymi. Albo przypominają nam się ludzie, którzy nas tłamsili, nie wierzyli w nas, powtarzali, "z ciebie nic nie będzie". I oprócz stawiania dwój nie mieli za wiele interesującego do powiedzenia. To ci nauczyciele i nauczycielki, którzy w ogóle nie powinni uczyć dzieci, a mimo to pracowali w szkołach.Z naszymi dziećmi będzie podobnie. jeżeli spotkają w szkole ludzi, którzy pokierują mądrze ich predyspozycjami, talentami, możliwościami, to w dorosłość wejdą z poczuciem sprawstwa. Bez względu na to, czy wyjdą ze szkół prywatnych, czy państwowych.Nasza pani jest najważniejsza- Rodzice, wybierając dla dziecka szkołę podstawową, często patrzą na to, jaki ma program, co placówka zamieszcza na stronie internetowej, czy ma dobrze wyposażone pracownie. Podpowiadam rodzicom, aby najpierw dowiedzieli się, jacy ludzie pracują w szkole. Bo z nimi dzieci będą spędzały większość swojego czasu przez kilka lat swojego życia. To, kto będzie pierwszą nauczycielką dzieci w klasach 1-3 ma naprawdę olbrzymie znaczenie - mówi polonistka, Edyta Plich.
W każdej szkole najważniejsza powinna być relacja uczniów i uczennic z nauczycielami Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Franciszek jest uczniem trzeciej klasy w powszechnej podstawówce na warszawskim Wawrze. To przyjazna dzieciom szkoła, jest na mapie Budzącej się szkoły. Oznacza to, iż nauczycielki i nauczyciele nie są wyłącznie tymi, którzy mają przekazać wiedzę. Są konsultantami, ludźmi wspierającymi, których zadaniem jest przeprowadzenie dzieci przez różne etapy nauki. Lekcje w szkole nie są wykładem, ale rozmową, podczas której pozwala się dzieciom zadawać pytania.- Jestem przekonana, iż to nauczyciele są sercem i duszą każdej dobrej szkoły - niezależnie od tego, czy jest to szkoła publiczna, czy prywatna. Dla mnie największą wartością w szkole syna są nauczycielki, z którymi się Franek spotyka na co dzień. Są świetne. Wychowawczyni Franka na każdym spotkaniu z nami podkreśla, iż każde z dzieci w klasie jest wyjątkowe. Widzi, jakie dzieci mają talenty, temperamenty, wie, iż każde z nich ma inne potrzeby - mówi mama trzecioklasisty. I dalej opowiada:- Mój syn od małego uwielbia czytać. Fakt, bardzo dużo czytaliśmy mu, kiedy jeszcze sam nie potrafił składać liter. To pewnie zaprocentowało. Do pierwszej klasy poszedł z umiejętnością biegłego czytania. Pięknie piszę, adekwatnie nie robi żadnych błędów ortograficznych.
Wychowawczy Franka od razu zauważyła, iż ma uzdolnienia i wymaga specjalnego podejścia. Jest bardzo zaangażowana w to, żeby dostosować poziom trudności zadań na lekcjach do jego umiejętności. Syn uczy się innych rzeczy niż reszta klasy, w przeciwnym razie nudziłby się na lekcjach i pewnie przeszkadzał. Wychowawczyni zgłosiła Franka do poradni pedagogiczno-psychologicznej w celu przeprowadzenia diagnozy dla dzieci uzdolnionych. Są duże szanse na to, iż dostanie indywidualny program nauczania. Czuję, iż mój syn jest w szkole dobrze zaopiekowany. Szkoła jest blisko naszego domu, nie widzę potrzeby, aby na tym etapie przenosić syna, np. do szkoły prywatnej. Na angielski chodzi dodatkowo, ale z tego co wiem, dzieci moich znajomych z prywatnych szkół też jeżdżą w wakacje na kilkutygodniowe obozy językowe, aby podszlifować język - zauważa mama chłopca.Dopiero w gminnej podstawówce dziewczyny odżyłyKupili dom w gminie na północ od Warszawy, aby posłać tam dzieci do prywatnej szkoły. To miała być wymarzona placówka, rekomendowana, z wartościami. Pierwsze miesiące nauki i jedno wielkie rozczarowanie. Dzieci w klasie były musztrowane, straszne, panowała absolutna dyscyplina. Trafiły na bardzo surową nauczycielkę, która nie pozwalała odzywać się dzieciom "kiedy niepytane". Siostry rano płakały, błagały rodziców, aby ich do szkoły nie posyłali.Rodzice nie mieli wyjścia, zabrali dziewczynki z wymarzonej szkoły i zapisali do zwykłej, powszechnej, gminnej podstawówki. I tam dopiero ich córki odżyły. Wychowawczyni nie krzyczała, na lekcjach dzieci mogły zadawać pytania, na przerwach biegać po korytarzu z koleżankami.Dziewczyny skończyły już podstawówkę, obydwie dostały się do ogólniaków z pierwszej rankingowej warszawskiej piątki. Nie wiadomo jakby, potoczyłyby się ich losy, gdyby jednak wytrzymały w elitarnej szkole, ale nad tym rodzice dziewczyn nie zastanawiają się. Uważają, iż zabranie córek ze szkoły, w której cierpiały, było czymś najlepszym dla dzieci, co mogli w tamtej sytuacji zrobić.- Nauczyciele to największa grupa inteligencka w Polsce, to setki tysięcy ludzi. To normalne - jak w każdym innym zawodzie - iż wśród ludzi uczących w szkołach, czy to w prywatnych, czy państwowych, znajdą się tacy, którzy pracują z zaangażowaniem, żarliwością, ale też i tacy, którym się nie chce, albo nie nadają się do zawodu. W każdej szkole najważniejsza powinna być relacja uczniów i uczennic z nauczycielami. Dzieci w szkołach spędzają bardzo dużo czasu, tam się rozwijają, ale też do szkół przychodzą ze swoimi problemami. I nauczyciele powinni być ludźmi, którzy udzielą wsparcia, zaangażują się nie tylko w rozwój intelektualny dziecka, ale też psychologiczny - mówi Edyta Plich, założycielka i dyrektorka Towarzystwa Inteligentnej Młodzieży, które oferuje doradztwo edukacyjne, wsparcie w wyborze szkoły.
Akademicka wiedza na szóstkęNauczyciele i nauczycielki, którzy uczą w polskich szkołach to absolwenci studiów wyższych. Przeszli pięcioletni cykl kształcenia akademickiego uzupełniony praktykami pedagogicznymi, napisali i obronili prace dyplomowe. Jednak w starciu z praktyką, realnym życiem szkoły, często okazuje się, iż nie są przygotowani do pracy z dziećmi i ich rodzicami. Bo na studiach pedagogicznych wciąż przede wszystkim uczy się teorii.Dr Joanna Dobkowska, badaczka z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego, współautorka raportu "Młodzi nauczyciele odchodzą ze szkoły" na łamach "Głosu Nauczycielskiego" zwróciła uwagę na to, iż uczelnie nie przygotowują studentek i studentów kierunków pedagogicznych do zmian, jakie zaszły w systemie i postrzeganiu roli nauczycieli."Uczelnie, kształcąc przyszłych nauczycieli, muszą realizować bardzo obszerne standardy, które wynikają z rozporządzenia MNiSW. Studenci kierunków pedagogicznych w Polsce – w porównaniu ze studentami z wielu innych państw – są najbardziej obciążeni godzinowo. I niestety, w tym przeciążonym programie studiów pedagogicznych dominują przedmioty teoretyczne. Brakuje m.in. tego, co najważniejsze, czyli wdrażania młodych ludzi do zadbania o własny dobrostan. A także przygotowania do komunikacji w środowisku pracy" - mówiła dr Joanna Dobkowska w artykule "Trzeba odbudować prestiż zawodu nauczyciela. Jeszcze nie jest za późno!".
Powinno Cię również zainteresować: "Tak wychowuje dzieci zamożna klasa średnia. 7 tys. na same kursy, korki i szkołę"