"Ja i mój mąż jesteśmy parą DINK. Zabawa zaczyna się po powrocie z pracy"

mamadu.pl 1 dzień temu
Ostatnio pisaliśmy w naszym portalu o trendzie wśród młodych osób, które decydują się świadomie na brak potomstwa, a zamiast tego np. opiekują się zwierzętami. Po artykule o parach DINK napisała do nas czytelniczka, która zaskoczona odkryła, iż jest przedstawicielką tej grupy społecznej.


Pary DINK nie mają zobowiązań?


Przeczytałam wasz artykuł o DINK-sach i... z rozbawieniem odkryłam, iż jestem jedną z nich! Nie zastanawiałam się wcześniej nad tym, czy należę do jakiejś "grupy społecznej", chociaż czasami słyszałam teksty, iż dziś młodzi chcą żyć wygodnie i nie mają przez to dzieci. Mój mąż i ja idealnie wpisujemy się w definicję DINK.

My nie jesteśmy smutni, samotni ani oderwani od rzeczywistości. Po prostu świadomie zdecydowaliśmy, iż nie chcemy mieć dzieci. Za to mamy siebie, mnóstwo planów i dwa koty, które są naszymi oczkami w głowie.

Nigdy nie czułam instynktu macierzyńskiego. Gdy moje koleżanki w liceum wzdychały do wózków z niemowlakami, ja wzdychałam do podróży, książek i zwierzaków. W dorosłym życiu nic się nie zmieniło – przez cały czas nie wyobrażam sobie życia z dzieckiem, za to świetnie odnajduję się w roli opiekunki dla naszych futrzastych przyjaciół. Zabawa zaczyna się po pracy, bo przy zwierzakach jest jednak mnóstwo obowiązków.

Nasz pierwszy kot – adoptowany ze schroniska – pojawił się u nas trzy lata temu. Drugi trafił do nas zupełnie przypadkiem rok później – znaleźliśmy go na ulicy, wychudzonego i przestraszonego i nie mieliśmy serca go zostawić. Dziś są częścią naszej rodziny. Ktoś powie, iż zwierzęta to nie to samo co dzieci – i ma rację. Ale czułość i troskę można okazywać na różne sposoby, nie tylko będąc rodzicem.

Zwierzęta to też odpowiedzialność


Czy życie bez dzieci to ciągłe wakacje i zabawa? Nie do końca. Owszem, mamy więcej swobody, nie musimy martwić się o przyszłość potomstwa, a nasze wydatki są inne niż u rodzin z dziećmi. Większy budżet pozwala nam nie tylko podróżować i spełniać marzenia, ale także pomagać naszym rodzicom.

Moi rodzice przez lata wspierali mnie finansowo – pomagali mi na studiach, dorzucali się do pierwszego mieszkania. Dziś, kiedy są na emeryturze, to ja mogę się im odwdzięczyć. Opłacam im wyjazdy do sanatorium, czasem dorzucam coś do rachunków. I wiecie co? Sprawia mi to ogromną satysfakcję. Wiem, iż gdybym miała dziecko, nie mogłabym sobie na to pozwolić.

Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, iż pary DINK to ludzie, którzy nie chcą żadnych zobowiązań. Opieka nad zwierzętami też wymaga poświęcenia i... wcale nie jest tania. Weterynarz, dobrej jakości karma, opieka na czas wyjazdów – to wszystko kosztuje. Nasz starszy kot wymaga specjalistycznej diety, co oznacza dodatkowe wydatki. Ale to decyzja, którą podjęliśmy świadomie, tak samo jak świadomie zdecydowaliśmy, iż nie będziemy mieć dzieci.

Czy żałuję tej decyzji? Absolutnie nie. Uwielbiam nasze życie – poranki z kawą i kotem na kolanach, spontaniczne wyjazdy, wieczory z książką i winem, a także to, iż mogę pomagać bliskim. Bycie DINK nie oznacza egoizmu – oznacza inny wybór. I cieszę się, iż coraz więcej osób ma odwagę go podejmować, a media mówią o tym bez oceniania.

Idź do oryginalnego materiału