No wiesz, jak mój mąż zrozumiał, co znaczy “odpoczywać” na urlopie macierzyńskim w zaledwie tydzień.
Wielu facetów myśli, iż urlop macierzyński to dla kobiet czas relaksu, kiedy można sobie odpuścić i cieszyć się wolnym, zajmując się tylko dzieckiem. Ale rzeczywistość często wygląda zupełnie inaczej. Ta historia może być nauczką dla tych, co wierzą w takie bzdury.
U nas w domu rośnie dwóch synków, różnica wieku ledwo ponad rok. Te małe “urwisy” mają niespożytą energię i wyobraźnię. Ich wspólne zabawy często zamieniają mieszkanie w pole bitwy, gdzie ja jestem raz więźniem piratów, raz odkrywcą dzikiej dżungli. Poza ich przygodami na mojej głowie jest całe gospodarstwo: gotowanie, pranie, sprzątanie, zakupy. Każdy dzień miał rozpisany grafik, żeby przed powrotem męża w domu był porządek, a obiad na stole.
Mój mąż, Krzysztof, pracował w fabryce, utrzymując naszą rodzinę. Starałam się, żeby po ciężkim dniu miał u nas spokój i wygodę. Wieczorami spędzał czas z chłopakami, czytając bajki albo składając klocki. Ale z finansami było ciężko – oprócz normalnych wydatków spłacaliśmy kredyt hipoteczny. Co miesiąc trzeba było oszczędzać i liczyć każdą złotówkę.
Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba: w fabryce zaczęła się reorganizacja i Krzysiek wylądował na bruku. Choć dali mu odprawę równą dwóm pensjom, był kompletnie załamany. Czuł się niepotrzebny i zagubiony. Pierwsze dni po zwolnieniu spędzał na kanapie, wgapiony w telewizor. Miałam nadzieję, iż to chwilowe i iż gwałtownie zacznie szukać nowej roboty. Ale dni mijały, a nic się nie zmieniało.
Widząc, iż nasze oszczędności topnieją, musiałam działać. Pewnego dnia, gdy znów cały dzień przesiedział przed telewizorem, rzuciłam:
— Kochanie, dostałam propozycję powrotu do pracy. Skoro teraz ty jesteś wolny, mógłbyś zająć się chłopakami, dopóki ja pracuję.
Krzysiek był w szoku:
— Co jak co? Ja? Na macierzyńskim? Niańczyć dzieci, ogarniać dom?
Uśmiechnęłam się:
— Sam mówiłeś, iż to tylko odpoczynek. Teraz będziesz miał okazję się przekonać.
Po krótkim namyśle się zgodził. Przeszłam z nim “staż”, pokazując, jak ogarnąć dzieci i dom. Krzysiek skrupulatnie notował wszystko w zeszycie, żeby niczego nie pominąć.
Pierwszy dzień mojej pracy zapamiętałam na długo. Wróciłam do domu, a tam chaos: zabawki porozrzucane, w kuchni góra brudnych naczyń, dzieci głodne i marudne. Krzysiek powitał mnie z miną winowajcy:
— Przepraszam, nie zdążyłem zrobić obiadu…
Westchnęłam i zabrałam się za porządki, tłumacząc sobie, iż to przez brak wprawy. Ale sytuacja powtarzała się dzień w dzień. Po tygodniu Krzysiek się poddał:
— Nie daję rady. To nie odpoczynek, to katorga. Może poszukamy żłobka dla chłopaków?
Przyspieszyliśmy zapisy do żłobka, a Krzysiek rzucił się w wir szukania nowej pracy. W końcu znalazł nowe stanowisko i życie wróciło do normy. Teraz, wspominając ten okres, śmiejemy się, jak to Krzysiek “odpoczywał” na macierzyńskim.
Ta historia była dla nas obojga lekcją – urlop macierzyński to nie wakacje, tylko ciężka harówa, która wymaga pełnego zaangażowania i cierpliwości. Teraz Krzysiek z szacunkiem podchodzi do mojego wysiłku w prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci, bo wie, jakie to wyzwanie.