**10 maja**
Gdy Weronika wracała z pracy w piątkowy wieczór, nie przypuszczała nawet, iż ten dzień zmieni jej życie na zawsze. Otworzyła drzwi i jak zwykle zawołała:
— Kochanie, jestem w domu!
Cisza. W mieszkaniu panowała dziwna, nienaturalna pustka.
— Dziwne… Powinien już być — pomyślała i ruszyła w stronę sypialni.
Pchnęła drzwi i zamarła jak posąg. Marcin, jej mąż, stał przy łóżku i gwałtownie pakował swoje rzeczy do walizki.
— Marcin… Co ty robisz? — wyszeptała, nie wierząc własnym oczom.
— Wychodzę — odparł spokojnie, choćby na nią nie patrząc.
— Jak to wychodzisz? Dlaczego?! Co się stało?
— To przez twojego ojca — rzucił zirytowany.
— Mojego ojca? A on co ma do tego?
Weronika nie rozumiała ani słów, ani sytuacji, ani tego, dlaczego jej życie rodzinne, w które włożyła tyle miłości i cierpliwości, rozpada się na jej oczach.
Poznali się, gdy miała dwadzieścia osiem lat. Marcin był starszy o osiem – pewny siebie, przystojny, doświadczony. Wtedy wydawało jej się, iż znalazła prawdziwego mężczyznę. Rodzina, przyjaciele, wszyscy powtarzali, iż czas na małżeństwo. Zegar tyka, wiek podobno nie ten. Weronika zaczęła patrzeć na każdego adoratora jak na przyszłego męża – i to mężczyzn odstraszało.
Ale z Marcinem było inaczej. Spotkali się przez koleżankę w kawiarni, rozmowa zaiskrzyła – i potoczyło się. Był uprzejmy, uważny. A gdy dowiedział się, iż Weronika ma własne mieszkanie, nowe auto, dobrą posadę w urzędzie miasta i ojca biznesmena – nagle stał się jeszcze bardziej troskliwy i czuły.
Rok później wzięli ślub. Wszystko opłacił jej ojciec. Marcin nie protestował. Co więcej – z entuzjazmem przyjął posadę sprzedawcy w jednym ze sklepów teścia.
Życie małżeńskie początkowo wydawało się sielanką: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Tylko jeden szczegół psuł obraz – Marcin nigdy nie płacił. Za wszystko – Weronika. Najpierw nie zwracała na to uwagi. Potem zaczęła prosić. W końcu błagać.
— Dlaczego wszystko ciągnę ja? — skarżyła się przyjaciółce. — Chcę poczuć się kobietą, delikatną, o którą się dba.
Ale Marcin tylko się śmiał:
— Kochanie, nie bądź dziecinna. Wszystko u nas gra. Nie przejmuj się takimi drobiazgami.
W pracy prawie nic nie robił, większość czasu spędzał w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał na swoje konto. Weronika o niczym nie wiedziała.
Aż w końcu zachorowała. Poważnie. Na miesiąc trafiła do szpitala. Rodzice odwiedzali ją codziennie, Marcin – sporadycznie. Gdy wróciła do domu, oniemiała: brud, niezmyte naczynia, podłoga zasypana śmieciami.
— W ogóle tu nie sprzątałeś?! — krzyknęła.
— A po co? To kobiece zajęcie — odparł leniwie.
— Ale byłam w szpitalu, Marcin! I tak muszę teraz wszystko robić sama?!
— No, już jesteś w domu. To sobie posprzątaj.
Weronika, ledwo trzymając się na nogach, wezwała firmę sprzątającą. Lekarz powiedział: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. O ciąży nie mogła choćby marzyć.
Gdy po roku lekarze wreszcie dali zielone światło, z drżeniem serca powiedziała o tym mężowi.
— Wyobrażasz sobie? Już możemy… Możemy zacząć planować!
— No… Jestem teraz zajęty. Nie czas na to — burknął, wpatrzony w konsolę. Nowy sprzęt, kupiony za jej pieniądze, stał się teraz sensem jego życia.
Minęły tygodnie. Wciąż się wymigiwał. Aż pewnego dnia rzucił:
— Wiesz co, Weronika… Odchodzę. I nie chcę z tobą dziecka.
— Co ty mówisz?!
— Nie kocham cię. I nigdy nie kochałem. Było mi z tobą wygodnie. Mieszkanie, pieniądze, auto. Teraz mi się to znudziło. Zmęczyłaś mnie. Nie jesteś mi już potrzebna.
— Marcin, ty… nie możesz tak… Widziałeś, jak się leczyłam, jak czekałam!..
— Twoje problemy. Nie moje. Jestem wolny człowiek.
Zatrzasnął walizkę, wrzucił do niej konsolę – i wyszedł.
Weronika nie jadła, nie spała, siedziała w pustym mieszkaniu, wpatrzona w ścianę. Po trzech dniach przyjechali zaniepokojeni rodzice. Ojciec, widząc córkę w tym stanie, ledwo powstrzymał wściekłość.
Zabrali Weronikę do swojego domu za miastem. Marcina zwolniono jeszcze tego samego wieczoru. A niedługo Adamowi udało się przez znajomych zablokować konto zięcia. Wszystkie jego “oszczędności” – wyparowały.
Marcin został z pustym portfelem, bez pracy, bez dachu nad głową. Ledwo starczyło mu na wynajem pokoju. Co dalej – nie miał pojęcia.
A Weronika po kilku miesiącach dostała nową pracę. Tam poznała mężczyznę o imieniu Krzysztof. Nie był młody, ale był uczciwy, spokojny, i od pierwszej chwili okazywał jej szacunek i dobroć.
Pół roku później w jej życiu zdarzył się mały cud: dwie kreski na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców – i nieskończona wdzięczność sobie za to, iż kiedyś odważyła się powiedzieć “dość”.
**Lekcja na dziś:** Nigdy nie warto trzymać się kogoś, kto widzi w nas tylko wygodę. Prawdziwe uczucie nie buduje się na kłamstwach. Czasem trzeba stracić, by zyskać coś znacznie lepszego.