Jak mogłaś to zrobić, mamo?

newsempire24.com 23 godzin temu

Mamo, jak mogłaś tak postąpić?

Do dziś nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa z matką w ogóle się odbyła. Wybrałem jej numer, by po prostu się przywitać, zapytać, jak się czuje, a znalazłem się w centrum rodzinnej dramy, która wywróciła wszystko do góry nogami. „Mamo, ty serio? — niemal krzyczałem do słuchawki. — Jestem twoim jedynym synem, mam syna, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie widziałaś, a ty przepisujesz swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jak gdyby nigdy nic: ‘Cześć, synku, dawno nie dzwoniłeś’?” Mama milczała po drugiej stronie, a ja czułem, jak we mnie kipi gorycz zmieszana z niedowierzaniem. Jak ona mogła?

Nazywam się Krzysztof, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym dzieckiem mojej matki, Bogumiły Nowak. Zawsze mieliśmy trudne relacje. Kiedy byłem mały, pracowała na dwóch etatach, by nas utrzymać — jestem jej za to wdzięczny. Ale jej surowość i nawyk decydowania o wszystkim sama tworzyły między nami przepaść. Gdy ożeniłem się z Dorotą i urodził się nasz synek Tymek, miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się brakiem czasu i zdrowiem. Nie naciskałem, dzwoniłem raz w miesiącu, wysyłałem zdjęcia Tymka, ale odpowiadała krótko: „Dobrze, synku, cieszę się”. A teraz dowiaduję się, iż przepisała swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę.

Wszystko zaczęło się, gdy zadzwoniła moja ciotka, Elżbieta, siostra mamy, i powiedziała, iż Bogumiła sporządziła darowiznę. Myślałem, iż to pomyłka — może ciotka się pomyliła? Ale była pewna: mama przekazała mieszkanie jakiejś Marcie, kobiecie, która, jak twierdziła, „pomaga jej w domu”. Byłem w szoku. Mama mieszka w małym miasteczku, w dwupokojowym mieszkaniu, które kupili z ojcem dawno temu. To nie tylko cztery ściany — to część naszej historii, miejsce, gdzie dorastałem. A teraz należy do kogoś obcego?

Natychmiast zadzwoniłem do mamy, by poznać prawdę. Odrzekła spokojnie, jakby nic się nie stało. „Tak, Krzysztofie, podarowałam mieszkanie Marcie — powiedziała. — To dobra kobieta, opiekuje się mną, robi zakupy, sprząta. A ty jesteś daleko, masz swoje życie”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Owszem, z Dorotą mieszkamy w innym mieście, trzy godziny drogi, ale zawsze proponowałem pomoc! Pytałem, czy czegoś potrzebuje, oferowałem przyjazd lub opłacenie opiekunki. Mama jednak za każdym razem machała ręką: „Nie trzeba, dam radę”. A teraz mówi, iż ja jestem „daleko”, a jakaś Marta to jej wsparcie?

Zapytałem, kim jest ta Marta i skąd takie zaufanie. Okazało się, iż to sąsiadka, która kilka lat temu zaczęła zaglądać do mamy, pomagać. Według mamy, jest „jak córka” — gotuje, chodzi po leki, choćby wozi ją na działkę. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale darowizna na mieszkanie? To nie paczka pierników! Próbowałem tłumaczyć, iż to niesprawiedliwe wobec mnie i Tymka. „Mamo, ja jestem twoim synem, Tymek twoim wnukiem. choćby nie wiesz, jak wygląda, a oddajesz wszystko obcej? Jak to możliwe?” — pytałem. Mama tylko westchnęła: „Krzysztofie, i tak nie przyjeżdżasz, a Marta jest blisko. To moja decyzja”.

Czułem, jak narasta we mnie żal. Tak, nie jestem co miesiąc — mam pracę, rodzinę, kredyt na samochód. Ale zawsze myślałem, iż jesteśmy rodziną, iż mama myśli o naszej przyszłości. Tymek ma cztery lata, rośnie, marzyłem, iż kiedyś to mieszkanie będzie dla niego pomocą — może na studia lub pierwsze lokum. A teraz trafiło w obce ręce. Spytałem mamę, czy nie boi się, iż ta kobieta wykorzystała jej samotność. Odcięła się: „Wiem, co robię. Marta to dobry człowiek”.

Po rozmowie długo nie mogłem się uspokoić. Dorota, widząc mój stan, zaproponowała, by pojechać do mamy. Wzięliśmy Tymka i pojechaliśmy. Gdy dotarliśmy, mama przywitała nas ciepło, przytuliła wnuka, ale widziałem jej napięcie. Przy herbacie znów poruszyłem temat mieszkania. Nie chciałem kłótni, ale musiałem zrozumieć. „Mamo, wytłumacz — mówiłem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę przyjeżdżać, wynająć kogoś. Po co darowizna?” Spojrzała na mnie zmęczona: „Krzysztofie, nie chcę być ciężarem. Marta się mną zajmuje, a ty masz swoje sprawy. Chcę, by nikomu nie ciążyć”.

Te słowa zabolały bardziej, niż sądziłem. Naprawdę myśli, iż byłaby dla nas brzemieniem? Próbowałem tłumaczyć, iż to jej rodzina, iż Tymek chce znać babcię, iż ja chcę być blisko. Mama tylko pokręciła głową. Wtedy zrozumiałem: czuje się samotna, a Marta zapełniła tę pustkę. To bolało, ale zacząłem widzieć jej oczami.

Wróciliśmy do domu. Do dziś nie wiem, co robić. Prawnie darowizny nie podważę — mama jest przy zdrowych zmysłach. Ale nie mogę pogodzić się z tym, iż wybrała obcą osobę. Postanowiłem dzwonić częściej, przyjeżdżać, zabierać Tymka, by znał babcię. Może z czasem zrozumie, iż to my jesteśmy jej rodziną. A Marta… Mam nadzieję, iż naprawdę się nią opiekuje, a nie gra swoją grę. Ta historia nauczyła mnie jednego: nie wolno odkładać bliskości. Życie jest zbyt krótkie, by tracić więzi z tymi, którzy są ważni.

Idź do oryginalnego materiału