— Mamo, a kiedy wróżka da mi tatusia? — zapytała pewnego dnia moja córka, patrząc na mnie swoimi ogromnymi oczami, w których było więcej nadziei, niż mogłam znieść. Często bawiliśmy się w magiczne gry, rysowaliśmy, wymyślaliśmy historie. Tego dnia wyjęła z pudełka kartkę, na której była narysowana dziewczynka rozmawiająca z malutkim człowieczkiem. Potem znalazła kolejny rysunek — tam dziewczynka robiła poranną gimnastykę i śmiała się.
— Tak będę robić ćwiczenia, a potem obleję się wodą, mamo! — powiedziała radośnie i, chwilę się pobawiwszy, spokojnie zasnęła.
Od tamtej pory jeszcze mocniej utwierdziłam się w przekonaniu, iż życie potrafi być nieprzewidywalne. Ale zacznijmy od początku.
Kiedyś razem z moją najlepszą przyjaciółką Kasią poszłyśmy na studia pedagogiczne. Byłyśmy nierozłączne: nauka, studenckie noce, marzenia o przyszłości. Po studiach obie poszłyśmy pracować do szkoły. Kasia dodatkowo ilustrowała książki dla dzieci — miała złote ręce i niesamowitą wyobraźnię. Jej twórczość zauważyli zagraniczni wydawcy i pewnego dnia dostała propozycję kontraktu w Niemczech. Wyjechała — na trzy długie lata. Trzymałyśmy kontakt, pisałyśmy, dzwoniłyśmy, tęskniłyśmy.
Gdy wróciła do rodzinnego Krakowa, nie była już sama. Towarzyszyła jej mała dziewczynka — jej córeczka. O ojcu dziecka Kasia nie mówiła ani słowa. Jej rodzie już wtedy nie żyli. Mieszkała sama i radziła sobie z dzieckiem, jak mogła, a ja starałam się być blisko i pomagać. Weronika była prawdziwym słonecznym dzieckiem. Kasia w wolnych chwilach rysowała — najczęściej swoją córkę w różnych etapach życia: jako szkolną uczennicę, nastolatkę, dorosłą kobietę. Zastanawiało mnie, skąd znała jej przyszły wygląd.
— Skąd wiesz, jaka będzie? — pytałam.
— Zobaczymy — odpowiadała tylko z uśmiechem.
Ale euforia nie trwała długo. Gdy Weroniki skończyły dwa latka, serce Kasi odmówiło posłuszeństwa. Po latach spędzonych za granicą jej zdrowie się pogorszyło i pewnego dnia po prostu odeszła.
Natychmiast zaczęłam zbierać dokumenty do adopcji. Bałam się tylko jednego — iż dziewczynkę zabiorą obcy ludzie. Drżałam na myśl, iż spóźnię się, iż trafi do innej rodziny. Ale na szczęście zdążyłam. Od tamtej pory dla Weroniki zostałam mamą. Wiedziała, iż jej prawdziwa mama jest w niebie. Razem oglądałyśmy rysunki Kasi, zwłaszcza przed snem — te szkice ją uspokajały, jakby mama wciąż była przy niej.
Weronika rosła na bystrą, dobrą i marzycielską dziewczynkę. Mijały lata, aż pewnego dnia, gdy obchodziłam urodzinowe spotkanie z przyjaciółkami w kawiarni, wróciłam do domu i zobaczyłam przed drzwiami wysokiego mężczyznę z wyraźnym obcym akcentem. Mówił słabo po polsku, ale jego słowa przeszyły mnie zgrozą.
To był… ojciec Weroniki. Prawdziwy, biologiczny. Niemiec. Z jego opowieści wynikało, iż Kasia zazdrościła mu siostrze i z żalu uciekła do Polski, nie mówiąc nic o ciąży. Próbował ją odnaleźć, ale za późno. Gdy w końcu dowiedział się o córce, zaczął ubiegać dokumenty do adopcji — ale ja byłam szybsza. Nie miał pojęcia, iż Weronika cały ten czas rosła tutaj, w cieple, pod moją opieką.
Gdy Weronika usłyszała tę rozmowę, nie mogła uwierzyć. Stała nieruchomo, wpatrując się w twarz mężczyzny, próbując dostrzec w nim siebie. Później, przy herbacie, zaczęła powoli się uśmiechać. Mężczyzna pojechał do hotelu, a moja córka wzięła do rąk ulubioną kotkę-wróżkę i szepnęła:
— Dziękuję, koteczko, iż mam teraz tatusia.
ชีMinęło kilka miesięcy, zanim wszystko się ułożyło. Weronika wyjechała do Niemiec, by tam żyć z ojcem. Okazało się, iż miał on dużą rodzinę — troje dzieci z poprzedniego związku, ale Weronika, jako najstarsza, gwałtownie znalazła porozumienie ze wszystkimi. Poszła do szkoły, uczy się języka, chodzi na zajęcia, tańczy. Pisujemy do siebie, rozmawiamy przez wideo, dzielimy się tym, co u nas.
Tęsknię. Boleśnie. Ale jestem szczęśliwa.
Szczęśliwa, iż moja Kasia zostawiła po sobie nie tylko wspaniałą córkę, ale też siłę miłości, która przyciągnęła do życia tej dziewczynki jej prawdziwego ojca — choć tyle lat minęło.
Oto taka historia. Niesamowita, niemal bajkowa. Ale jak każda bajka — mówi o prawdziwej wierze, miłości i cudzie.