Jak moja siostrzenica znalazła rodzinę po latach rozłąki: Dziękuję, wróżko, iż mam tatę

twojacena.pl 12 godzin temu

— Mamo, a kiedy wróżka podaruje mi tatę? — zapytała pewnego dnia moja córeczka, patrząc na mnie swoimi ogromnymi oczami, w których było więcej nadziei, niż mogłam znieść. Często bawiłyśmy się w magiczne gry, rysowałyśmy i wymyślałyśmy historie. Tego dnia wyciągnęła z pudełka kartkę, na której była narysowana dziewczynka rozmawiająca z malutkim ludzikiem. Potem znalazła jeszcze jeden rysunek — tam dziewczynka robiła poranną gimnastykę i się śmiała.

— Tak będę robić ćwiczenia, a potem poleję się wodą, mamo! — powiedziała radośnie i po chwili zabawy spokojnie zasnęła.

Od tamtej pory jeszcze częściej myślałam o tym, iż życie potrafi być naprawdę nieprzewidywalne. Ale opowiem od początku.

Kiedyś razem z moją najlepszą przyjaciółką Kasią rozpoczęłyśmy studia na pedagogice. Byłyśmy nierozłączne: wspólne nauki, studenckie noce, marzenia o przyszłości. Po studiach obie poszłyśmy pracować do szkoły. Kasia dodatkowo ilustrowała książki dla dzieci — miała złote ręce i niesamowitą wyobraźnię. Jej prace zauważyli zagraniczni wydawcy i pewnego dnia dostała propozycję kontraktu w Wielkiej Brytanii. Wyjechała — na całe trzy lata. Kontaktowałyśmy się, pisałyśmy, dzwoniłyśmy, tęskniłyśmy.

Gdy Kasia wróciła do rodzinnego Krakowa, nie była już sama. Miała przy sobie małą dziewczynkę — swoją córeczkę. O ojcu dziecka nie mówiła ani słowa. Rodzice już wtedy nie żyli. Mieszkała sama i radziła sobie z dzieckiem, jak potrafiła, a ja starałam się być blisko i pomagać. Zosia była prawdziwym słonecznym dzieckiem. Kasia w wolnych chwilach rysowała — najczęściej swoją córkę w różnych etapach życia: jako uczennicę, nastolatkę, dorosłą. Zdumiewało mnie, z jaką precyzją potrafiła uchwycić przyszłość.

— Skąd wiesz, jaka będzie? — pytałam.

— Zobaczymy — odpowiadała tylko z uśmiechem.

Ale euforia nie trwała długo. Kiedy Zosia skończyła dwa lata, serce Kasi przestało bić. W czasie pobytu w Anglii nasiliły się jej problemy zdrowotne i pewnego dnia po prostu odeszła.

Natychmiast zaczęłam zbierać dokumenty do adopcji. Bałam się tylko jednego — iż dziewczynkę zabiorą obcy ludzie. Drżałam na myśl, iż spóźnię się i trafi do innej rodziny. Na szczęście udało mi się. Od tamtej pory dla Zosi zostałam mamą. Wiedziała, iż jej prawdziwa mama mieszka teraz w niebie. Razem przeglądałyśmy rysunki Kasi, zwłaszcza przed snem — te szkice uspokajały ją, jakby mama wciąż była obok.

Zosia rosła na bystrą, dobrą i marzycielską dziewczynkę. Miała już trzynaście lat, gdy pewnego dnia obchodziłam urodzinowe spotkanie z przyjaciółkami w kawiarni. Gdy wróciłam do domu, zobaczyłam przed drzwiami wysokiego mężczyznę z wyraźnym akcentem. Mówił słabo po polsku, ale jego słowa przeszyły mnie dreszczem.

To był… ojciec Zosi. Prawdziwy, biologiczny. Brytyjczyk. Jak opowiadał, Kasia zazdrosna o jego siostrę, nie wybaczyła i uciekła z powrotem do Polski, nie mówiąc ani słowa o ciąży. Próbował ją odszukać, ale było już za późno. Gdy dowiedział się, iż ma córkę, zaczął załatwiać formalności adopcyjne — ale ja byłam szybsza. Nie wiedział, iż Zosia cały ten czas dorastała tu, w cieple, pod moją opieką.

Gdy Zosia usłyszała tę rozmowę, nie mogła uwierzyć. Stała jak wryta, wpatrując się w twarz mężczyzny, próbując odnaleźć w nim swoje rysy. Później, już przy herbacie, zaczęła się powoli uśmiechać. Mężczyzna pojechał do hotelu, a córka wzięła swoją ulubioną lalkę-wróżkę i szepnęła:

— Dziękuję, wróżko, iż podarowałaś mi tatę.

Minęło kilka miesięcy, zanim wszystko się ułożyło. Zosia wyjechała do ojca w Anglii. Okazało się, iż ma tam dużą rodzinę — troje dzieci z innego związku, ale Zosia, jako najstarsza, gwałtownie znalazła z nimi wspólny język. Poszła do szkoły, uczy się angielskiego, chodzi na zajęcia, tańczy. Piszemy do siebie, rozmawiamy przez video, dzielimy się nowościami.

Tęsknię. Okropnie. Ale jestem szczęśliwa.

Szczęśliwa, iż moja Kasia zostawiła po sobie nie tylko wspaniałą córkę, ale też siłę miłości, która ściągnęła do życia tej dziewczynki jej prawdziwego ojca, choć po tylu latach.

Oto cała historia. Nieprawdopodobna, prawie jak bajka. Ale, jak każda dobra bajka, jest o prawdziwej wierze, miłości i cudzie.

Idź do oryginalnego materiału