Jak teściowa została bez dachu nad głową
Jestem przekonany, iż nie powinniśmy utrzymywać mojego szwagra i jego całej rodziny, ani wynajmować dla nich mieszkania. Od razu Wam powiem, iż jestem właścicielem trzypokojowego mieszkania, w którym razem żyjemy; kupiłem je jeszcze przed ślubem, kiedy było w tragicznym stanie. Możecie sobie tylko wyobrazić drzwi wejściowe nie były choćby zamontowane, tylko oparte o futrynę. Najważniejsze, iż cena mi odpowiadała, a resztę stopniowo remontowałem. Ale to nie o tym dziś chciałem opowiedzieć.
Kiedy poznałem swoją żonę, dwa pokoje były już wyremontowane i stało w nich trochę mebli. Ogólnie dało się żyć całkiem wygodnie.
Moja żona, Marta, była piękna, pełna życia i mieszkała w wynajmowanym mieszkaniu. Kilka miesięcy po naszym poznaniu przeprowadziła się do mnie. Po ślubie jeden z pokoi zamieniliśmy na pokój dziecięcy najpierw urodził się nam syn Michał, potem córka Zuzanna.
Żyliśmy spokojnie, aż pewnej jesiennej nocy nasz dom odwiedziła moja teściowa, Barbara. Przyjechała z walizkami, roztrzęsiona i zapłakana:
Synku, mogę u Was pomieszkać przez jakiś czas? Twój brat przyprowadził do mojego mieszkania swoją dziewczynę. Mam nadzieję, iż wreszcie się ustatkuje, może to przyszła synowa i razem stworzą rodzinę… U Was nie zostanę długo, pomogę Wam z dziećmi, odbiorę je z przedszkola, ugotuję obiad. Poza Wami nie mam nikogo!
Była tak rozbita, iż wpuściliśmy ją. Daliśmy jej największy pokój. Teściowa już dawno była na emeryturze i rzeczywiście pomagała nam z dziećmi. Do siebie nie zaglądała, bo jej najmłodszy syn, mój szwagier Tomek, przyprowadził do jej kawalerki żonę i dwójkę dzieci jedno mieli wspólne, drugie to dziecko żony z poprzedniego związku.
Jeszcze lata temu, zaraz po maturze, Tomek ożenił się z koleżanką ze szkoły. Moi teściowie sprzedali wówczas swoje mieszkanie za uzyskane złotówki kupili sobie kawalerkę, a Tomkowi dwupokojowe mieszkanie. Niestety mój teść zachorował niedługo po przeprowadzce i niedługo potem zmarł.
Szwagier z pierwszą żoną miał dwójkę dzieci, rozwiedli się, a mieszkanie oddał rodzinie byłej żony. Dziś mieszka tam ona z nowym mężem i trójką dzieci.
Po rozwodzie Tomek wrócił do Barbary. Wtedy powiedział:
Mamo, zatrzymam się u Ciebie. W końcu jestem wolnym człowiekiem, zacznę wszystko od nowa! Znajdę jakieś mieszkanie.
Nic z tych zapowiedzi nie wyszło, bo po kilku miesiącach przyprowadził do matki kolejną partnerkę.
W każdy weekend Barbara zabierała do nas wnuki Tomka z pierwszego i drugiego małżeństwa. W domu panował istny chaos.
Po roku powiedzieliśmy teściowej, iż musi sama rozwiązać swoją sytuację. Ona znów wpadła w histerię i zrobiła awanturę.
Musiałem porozmawiać z Tomkiem, by oddał matce mieszkanie. Ale stanowczo odmówił przecież ma dzieci i mało zarabia, nie stać go na wynajem. Co ja mogłem zrobić?
Ostatnio relacje między mną i teściową bardzo się ochłodziły. choćby nie miałem ochoty wracać po pracy do domu. Podjąłem męską decyzję: porozmawiam z żoną, poproszę, by załatwiła matce oddzielne mieszkanie, bo w przeciwnym razie złożę pozew o rozwód.
Moje słowa oszołomiły Martę nie wiedziała, co zrobić, bo przecież nie wyrzucimy matki na bruk.
Zasugerowałem, żeby Barbara wynajęła kawalerkę mieliśmy na to pieniądze. Ale teściowa stanowczo stwierdziła, iż nie zamieszka w najmie, tylko my powinniśmy wynająć mieszkanie Tomkowi, a ona wróci do siebie.
Dla mnie to była przegięta bezczelność. Oświadczyłem, iż jeżeli w ciągu tygodnia się nie wyniesie, wystawię jej rzeczy na korytarz. Jakie miałem wyjście?
Nie uważam, żebyśmy byli zobowiązani do utrzymywania Tomka, a tym bardziej fundowania mu mieszkania.













