Często przychodzą do nas wiadomości od nauczycieli, którzy opisują różne aspekty swojej pracy. Wielu z nich twierdzi, iż wszyscy skupiają się na ich zarobkach, a tak naprawdę nie płaca jest największym problemem. Młodych nauczycieli często brakuje, starsi wielokrotnie stosują metody sprzed lat, które nijak nie pasują do obecnej szkoły i współczesnego ucznia. Porozmawialiśmy z panią Magdaleną [imię zmienione], nauczycielką języka polskiego w jednej z podstawówek pod Łodzią. W zawodzie pracuje dopiero od roku, jak długo jeszcze wytrzyma? Nie wiadomo, bo coraz częściej brakuje jej sił, energii i chęci do czegokolwiek.
REKLAMA
Zobacz wideo Ta szkoła jest warta 124 miliony. "Dajemy szanse każdemu, kto chce się u nas uczyć"
Poniedziałkowy poranek
Wstaję rano, zerkam przez okno. Szybki prysznic, szybka kawa i szybkie pakowanie materiałów na lekcje, które przygotowywałam przez cały wieczór. Przede mną długa droga, jakieś 40-50 minut autobusem. Zastanawiam się, czy brać parasol. A może deszczu jednak nie będzie...
W końcu docieram. Jeszcze raz zerkam na plan dnia, chociaż doskonale znam go na pamięć. Takie przyzwyczajenie, wolę się upewnić. Trzy głębokie oddechy. Nastawiam się psychicznie na spotkanie z klasą siódmą.
Lekcja pierwsza. Trudny początek z siódmoklasistami
Siódmoklasiści w końcu siadają w ławkach i wyciągają zeszyty. Dzwonek był już dawno, ale nikt się tym nie martwi. Patrzę na ich twarze i zastawiam się, co z nimi będzie w przyszłości. Nie przejmują się ani ocenami, ani egzaminem, ani swoją przyszłością. Zakładają, iż rodzice wszystko za nich załatwią. Nie mogę liczyć na żadną współpracę z ich strony. Na rodziców też, większość z nich nie reaguje na maile, ani wezwania do szkoły. A dzieci doskonale wiedzą, iż wszystko im wolno. Droga przez mękę i rzucanie pereł przed wieprze.
Nauczycielka opowiedziała, jak wygląda jej dzień Shutterstock, autor: Vitaliy Karimov
Lekcja druga. Walka o wyrównanie poziomu
Przychodzi pora na kolejne zajęcia. Tym razem z czwartoklasistami. Muszę się maksymalnie skupić, by w ciągu zaledwie 45 minut wyrobić się z materiałem. A dzieciaki pracują bardzo nierówno. Część uczniów płynnie czyta i w lot łapie nowy materiał, inni ledwo sylabizują. Poza tym, zanim ich uspokoję, mija znaczna część zajęć - dzieci oczekują, iż będę dla nich jednocześnie nauczycielką, mamą i przyjaciółką, chcą zapytać o zadanie, opowiedzieć o weekendowym wyjeździe, pochwalić się nowym piórnikiem. Ufff, przeżyłam. Dzwonek jest jak zbawienie, a głowa pulsuje mi od ilości zadawanych pytań i wysłuchanych opowiadań.
Lekcja trzecia i czwarta. Pora na piątoklasistów
Kolejne dwie lekcje mam z klasami piątymi. Co można o nich powiedzieć? Większość nie ukrywa nawet, iż nie widzi potrzeby uczenia się języka polskiego. Po co, skoro go doskonale znają, przecież potrafią rozmawiać w tym języku, więc w czym problem? Nie lubią notować, uważają, iż wszystko zrobią za nich nowe technologie. Wypracowanie? Jaki to ma sens, skoro sztuczna inteligencja może je wygenerować w kilka chwil. Kaligrafia? Przecież dziś już mało kto pisze manualnie, wszystko dzieje się za pośrednictwem klawiatury. Mają po "naście" lat, to jeszcze dzieci, a wiedzą technologiczną przerastają pół kadry nauczycielskiej.
Koniec dnia? Nic bardziej mylnego
Większość jest przekonana, iż po tych czterech lekcjach nauczyciel pakuje teczuszkę i śmiga do domu. Nic bardziej mylnego. Dzień się jeszcze nie kończy. Są rady, szkolenia, spotkania zespołów samokształceniowych, spotkania WOPFU (Wielospecjalistyczna Ocena Poziomu Funkcjonowania Ucznia), organizacja uroczystości, przygotowywanie materiałów, sprawdzanie wypracowań i kilkugodzinne zastępstwa (bo zawsze ktoś jest na zwolnieniu albo brakuje osób w kadrze). Standardem jest też wpisywanie uwag i odpowiadanie na roszczeniowe maile. Mamy być do dyspozycji o każdej porze, pilnować, żeby rodzice i dzieci byli o wszystkim poinformowani.
Powrót do domu
Czeka mnie kolejne 40-50 minut w autobusie. Żeby chociaż było miejsce siedzące. W teczce wiozę kartkówki i prace, na które planują rzucić okiem po kolacji. Wolę tego nie odkładać na inny dzień, bo się nie wyrobię. A zaraz będę zasypywana pytaniami dzieciaków i rodziców: kiedy powiem, co dostali i jak poszło. Marzę o krótkiej drzemce, albo chociaż chwili "niemyślenia o niczym". Niestety to raczej niemożliwe. Autobus jest zatłoczony, a spać na stojąco jednak nie umiem.
Jesteś nauczycielem/nauczycielką i chciałbyś/abyś opowiedzieć nam o swoim dniu? Chętnie poznamy Twoją historię. Napisz do nas: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Zapewniam anonimowość.