Jak wygląda dzień z życia nauczycielki? "Droga przez mękę i rzucanie pereł przed wieprze"

gazeta.pl 2 dni temu
Zdjęcie: Shutterstock, autor: Vitaliy Karimov


Nauczycielka opowiedziała nam o swoim dniu. Nie ukrywa, iż łatwo nie jest - Uczeń się nie przejmuje, siedzi na lekcji i czeka tylko, aż odbębni kolejne 45 minut. Słaba ocena? Zawsze można poprawić, albo zgłosić rodzicom. Przecież wiadomo, iż pomogą. Zawsze pomagają.
Często przychodzą do nas wiadomości od nauczycieli, którzy opisują różne aspekty swojej pracy. Wielu z nich twierdzi, iż wszyscy skupiają się na ich zarobkach, a tak naprawdę nie płaca jest największym problemem. Młodych nauczycieli często brakuje, starsi wielokrotnie stosują metody sprzed lat, które nijak nie pasują do obecnej szkoły i współczesnego ucznia. Porozmawialiśmy z panią Magdaleną [imię zmienione], nauczycielką języka polskiego w jednej z podstawówek pod Łodzią. W zawodzie pracuje dopiero od roku, jak długo jeszcze wytrzyma? Nie wiadomo, bo coraz częściej brakuje jej sił, energii i chęci do czegokolwiek.


REKLAMA


Zobacz wideo Ta szkoła jest warta 124 miliony. "Dajemy szanse każdemu, kto chce się u nas uczyć"


Poniedziałkowy poranek
Wstaję rano, zerkam przez okno. Szybki prysznic, szybka kawa i szybkie pakowanie materiałów na lekcje, które przygotowywałam przez cały wieczór. Przede mną długa droga, jakieś 40-50 minut autobusem. Zastanawiam się, czy brać parasol. A może deszczu jednak nie będzie...
W końcu docieram. Jeszcze raz zerkam na plan dnia, chociaż doskonale znam go na pamięć. Takie przyzwyczajenie, wolę się upewnić. Trzy głębokie oddechy. Nastawiam się psychicznie na spotkanie z klasą siódmą.
Lekcja pierwsza. Trudny początek z siódmoklasistami
Siódmoklasiści w końcu siadają w ławkach i wyciągają zeszyty. Dzwonek był już dawno, ale nikt się tym nie martwi. Patrzę na ich twarze i zastawiam się, co z nimi będzie w przyszłości. Nie przejmują się ani ocenami, ani egzaminem, ani swoją przyszłością. Zakładają, iż rodzice wszystko za nich załatwią. Nie mogę liczyć na żadną współpracę z ich strony. Na rodziców też, większość z nich nie reaguje na maile, ani wezwania do szkoły. A dzieci doskonale wiedzą, iż wszystko im wolno. Droga przez mękę i rzucanie pereł przed wieprze.


Nauczycielka opowiedziała, jak wygląda jej dzień Shutterstock, autor: Vitaliy Karimov


Lekcja druga. Walka o wyrównanie poziomu
Przychodzi pora na kolejne zajęcia. Tym razem z czwartoklasistami. Muszę się maksymalnie skupić, by w ciągu zaledwie 45 minut wyrobić się z materiałem. A dzieciaki pracują bardzo nierówno. Część uczniów płynnie czyta i w lot łapie nowy materiał, inni ledwo sylabizują. Poza tym, zanim ich uspokoję, mija znaczna część zajęć - dzieci oczekują, iż będę dla nich jednocześnie nauczycielką, mamą i przyjaciółką, chcą zapytać o zadanie, opowiedzieć o weekendowym wyjeździe, pochwalić się nowym piórnikiem. Ufff, przeżyłam. Dzwonek jest jak zbawienie, a głowa pulsuje mi od ilości zadawanych pytań i wysłuchanych opowiadań.
Lekcja trzecia i czwarta. Pora na piątoklasistów
Kolejne dwie lekcje mam z klasami piątymi. Co można o nich powiedzieć? Większość nie ukrywa nawet, iż nie widzi potrzeby uczenia się języka polskiego. Po co, skoro go doskonale znają, przecież potrafią rozmawiać w tym języku, więc w czym problem? Nie lubią notować, uważają, iż wszystko zrobią za nich nowe technologie. Wypracowanie? Jaki to ma sens, skoro sztuczna inteligencja może je wygenerować w kilka chwil. Kaligrafia? Przecież dziś już mało kto pisze manualnie, wszystko dzieje się za pośrednictwem klawiatury. Mają po "naście" lat, to jeszcze dzieci, a wiedzą technologiczną przerastają pół kadry nauczycielskiej.


Koniec dnia? Nic bardziej mylnego
Większość jest przekonana, iż po tych czterech lekcjach nauczyciel pakuje teczuszkę i śmiga do domu. Nic bardziej mylnego. Dzień się jeszcze nie kończy. Są rady, szkolenia, spotkania zespołów samokształceniowych, spotkania WOPFU (Wielospecjalistyczna Ocena Poziomu Funkcjonowania Ucznia), organizacja uroczystości, przygotowywanie materiałów, sprawdzanie wypracowań i kilkugodzinne zastępstwa (bo zawsze ktoś jest na zwolnieniu albo brakuje osób w kadrze). Standardem jest też wpisywanie uwag i odpowiadanie na roszczeniowe maile. Mamy być do dyspozycji o każdej porze, pilnować, żeby rodzice i dzieci byli o wszystkim poinformowani.
Powrót do domu
Czeka mnie kolejne 40-50 minut w autobusie. Żeby chociaż było miejsce siedzące. W teczce wiozę kartkówki i prace, na które planują rzucić okiem po kolacji. Wolę tego nie odkładać na inny dzień, bo się nie wyrobię. A zaraz będę zasypywana pytaniami dzieciaków i rodziców: kiedy powiem, co dostali i jak poszło. Marzę o krótkiej drzemce, albo chociaż chwili "niemyślenia o niczym". Niestety to raczej niemożliwe. Autobus jest zatłoczony, a spać na stojąco jednak nie umiem.


Jesteś nauczycielem/nauczycielką i chciałbyś/abyś opowiedzieć nam o swoim dniu? Chętnie poznamy Twoją historię. Napisz do nas: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Zapewniam anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału