«Myślałam, iż trafiła mi się dobra synowa… Ale po ślubie stała się inną osobą.»
Kiedy mój syn Adam przyprowadził Anię, pomyślałam od razu, iż mam szczęście. Dziewczyna wydawała się skromna, schludna, gospodarna. W ich mieszkaniu zawsze panował porządek, wszystko było na swoim miejscu, gotowała smacznie, była zawsze uprzejma, uśmiechnięta, sympatyczna. Nigdy nie usłyszałam od niej ani jednego niegrzecznego słowa. Spotykaliśmy się często — albo oni przyjeżdżali do mnie na działkę, albo ja wpadałam do nich na herbatę. Nigdy nie czułam się niepotrzebna, wręcz przeciwnie — Ania zawsze starała się pomóc, zadowolić. Cieszyłam się — zarówno z syna, jak i z siebie. W końcu będzie miał prawdziwą rodzinę, myślałam.
Spotykali się zaledwie pół roku, gdy Adam się jej oświadczył. Ania oczywiście się zgodziła, ale od razu powiedziała, iż marzy o pięknym weselu — z białą suknią, limuzyną i fotografem. Nie mieli wtedy pieniędzy, więc postanowili oszczędzać przez kolejne pół roku. Nie wtrącałam się w to — sama nie miałam nadmiaru pieniędzy, a doradzanie bez proszenia to nie najlepszy pomysł. Młodzi sami zdecydują, jak chcą żyć. Najważniejsze, iż się kochają.
Wesele odbyło się tak, jak marzyli. Podarowałam im pieniądze, nie kupowałam zbędnych rzeczy — niech sami zdecydują, co jest im najbardziej potrzebne. Przy stole byli głównie znajomi młodej pary, moja przyjaciółka — chrzestna Adama — nie mogła przyjechać. Posiedziałam trochę i wyszłam — nie chciałam przeszkadzać młodym w zabawie. Wcześniej ustaliliśmy, iż następnego dnia spotkamy się wszyscy razem u mnie na działce.
Następnego dnia razem z chrzestną wszystko przygotowałyśmy — sałatki, szaszłyki. Młodzi przyjechali. Popatrzyłam — Ania była ponura, małomówna, cały dzień siedziała z telefonem, choćby na mnie nie spojrzała. Adam choć trochę pomagał, a ona — ani palcem nie kiwnęła. Uznałam to za zmęczenie — w końcu wesele, emocje.
Ale potem to zachowanie zaczęło się powtarzać. Spotkania stały się rzadsze i były zawsze z mojej inicjatywy. Nie naciskałam — rozumiałam: młode małżeństwo, niech się przyzwyczajają do siebie, urządzą. Ale chciałam przynajmniej raz w miesiącu widzieć syna.
Na urodziny kupiłam Adamowi prezent, zadzwoniłam — chciałam wpaść choćby na pięć minut, wręczyć go. Odpowiedział, iż nie świętują, bo nie mają pieniędzy. No cóż, rozumiem. Ale po pół godzinie zadzwoniła do mnie Ania i zimnym głosem powiedziała: „Chcemy pobyć sami, nie obrażaj się”. Pomyślałam — może szykuje jakiś romantyczny niespodziankę. Ale potem dowiedziałam się — mieli gości. Byli znajomi. Tylko mnie nie zaproszono. Nikt mi nic nie powiedział. Po prostu… zignorowano.
Poczułam się obca. Niepotrzebna. Zapomniana.
Minęło trochę czasu, znowu chciałam zajrzeć — akurat byłam w okolicy. Zadzwoniłam — Ania odpowiedziała, iż ich nie ma w domu. A potem Adam przypadkiem wspomniał, iż cały dzień byli w domu. Nie chciałam tego drążyć. Pomyślałam — może Ania ma trudny okres, może coś przeżywa. Albo po prostu „bawi się w synową” i wróci do normalnych relacji. Starałam się nie nastawiać syna przeciwko niej. Nie chciałam być tą teściową, o której opowiadają kawały.
Ale kroplą, która przepełniła czarę, było niedawne spotkanie. W sklepie, dosłownie twarzą w twarz z Anią. Jako osoba dobrze wychowana, przywitałam się. A ona… udawała, iż mnie nie zauważyła. Przeszła obok, jakbym była powietrzem. Stałam w osłupieniu. Naprawdę jestem jej aż tak obca, iż nie zasługuję choćby na proste „dzień dobry”?
Nie dzwoniłam do Adama. Nie skarżyłam się. Choć bardzo chciałam zadzwonić do Ani i zapytać — jaka jest moja wina? Dlaczego się odwróciłaś? Czym ci przeszkodziłam? Ale milczałam. Bo miałam jeszcze jakieś nadzieje, iż to nie jest na zawsze. Może ona jest w ciąży i po prostu hormony jej dają się we znaki. Albo, jak mówi się wśród ludzi, „wariatka”. A może… może po prostu taka jest. I całą swoją „uprzejmość” przed ślubem udawała, żeby się przypodobać. A teraz zdjęła maskę.
Nie wiem, czy warto z nią o tym rozmawiać bezpośrednio. Może faktycznie czas wszystko poukłada. Ale póki co, czuję się niepotrzebna. A to przeraża. Zwłaszcza, kiedy nie jesteś wrogiem, nie jesteś obca, a matką tego samego mężczyzny, którego ona nazywa mężem.
Powiedzcie, co myślicie — czy teściowa powinna mówić otwarcie, gdy odczuwa taki ból? Czy lepiej cierpieć i czekać, aż synowa sama wszystko zrozumie? Dlaczego Ania tak się zmieniła po ślubie? Gdzie jest ta dziewczyna, z której kiedyś szczerze się cieszyłam?…