Jak jedna krótka wizyta zmieniła moje życie
Agata od lat nie odwiedzała wsi, gdzie spędziła dzieciństwo. ale tym razem coś się w jej sercu poruszyło — wzięła urlop, spakowała rzeczy i wsiadła do wieczornego pociągu. Podróż zajęła całą noc, a o świcie musiała jeszcze przejść pieszo ścieżką wzdłuż rzeki, którą pamiętała z dawnych lat. Jej celem było jedno — uporządkować grób mamy. Nie wiedziała jeszcze, iż ta wizyta stanie się punktem zwrotnym w jej życiu.
Wiejski cmentarz przywitał ją ciszą i bujną zielenią. Wszystko było tak zarosłe, iż aż trudno uwierzyć, iż ktokolwiek tu zaglądał. Grób mamy… zarośnięty po pas, krzyż pochylony, a na kopczyku — kwiaty, jej ulubione, wyrosłe same, jakby na przekór. Jak znak, jak podszeptywanie, jak cień mamy, która wciąż czeka…
Łzy same popłynęły po policzkach Agaty. Przypomniała sobie, jak kiedyś chodziła z mamą nad rzekę, jak ta marzyła, iż córka będzie żyła lepiej. I rzeczywiście — Agata wyszła za mąż za miejskiego, wyjechała, żyła „po ludzku”. A do wsi tylko przysyłała pieniądze staruszce przy kościele, by pilnowała grobu. Teraz okazało się, iż tej babci już dawno nie ma…
— A ty czyja będziesz, złotko? – cichy głos wyrwał ją z zamyślenia.
Agata odwróciła się. Stała przed nią drobna staruszka w chuście. Nieznana twarz. Ale słowa — do bólu znajome.
— Jestem córką Nadziei… Agata.
— Ojej, Agatko! Nie poznałam… My przecież sąsiadki byłyśmy, ja Maria Kowalska, babcia Marysia! – oczy staruszki zabłysły ciepłem. — A ja tu trochę przychodzę, trawę wyrywam, kwiatki sadzę. Sił już niewiele, ale patrzę — nikt nie przyjeżdża. A tu nagle — ty, wszystko posprzątane, porządek…
— Na sąsiednim grobie też uprzątnęłam. To moja pierwsza nauczycielka, pani Anna. Serce nie pozwoliło przejść obojętnie.
— No i dobrze. Dobry uczynek bezinteresownie spełniony — duszę leczy… – cicho odpowiedziała babcia Marysia i powoli odeszła.
Tego dnia Agata wróciła do miasta, ale już inna. Po raz pierwszy od dawna poczuła spokój. Jakby obmyła się źródlaną wodą. I postanowiła — trzeba wrócić. Z mężem. Zobaczyć starą chatę, zrobić remont. A Wojtek, jej mąż, od dawna marzył, by spędzić trochę czasu w wsi, choć wcześniej choćby nie chciała o tym słyszeć.
Wiejski dom, choć stary, był swój. Dach przeciekał, podłoga się zapadła, okna wypłowiały. ale dzięki wysiłkom Agaty i Wojtka w ciągu lata chata zmieniła się nie do poznania. Postanowili spędzić tam urlop, a może — i coś więcej.
A potem nagle przyszła do nich ciocia Basia — ta sama, która zawsze miała pretensje o pomnik, o zapomniany grób. Rozpłakała się. Powiedziała:
— Weźcie i mnie, Agatko. Chcę na grób siostry. Chcę się z nią pogodzić. A o tym kamieniu mówiłam ze złości, żeby zwrócić uwagę… Dla Nadzi najlepszym pomnikiem nie będzie głaz, ale to, iż tu przyjeżdżacie, iż dom ożył…
I rzeczywiście, stara chata zabłysła nowymi oknami, zapachem świeżej farby, dziecięcym śmiechem. Agata poczuła, jak miejsce, które kiedyś uważała za zapadłą dziurę, napełniło ją siłą. niedługo jeszcze dwa opuszczone domy we wsi ożyły — ktoś też wrócił…
Bo tam, gdzie się urodziłeś, gdzie spoczywają twoi — tam są korzenie. Tam jest siła. Tam prawdziwy sens życia. Nie w kamieniu i pomnikach, ale w żywej pamięci, w powrocie do źródeł, w cieple serca, które znówi się otworzyło dla swojego…