Jej szczęście, nasze konsekwencje

twojacena.pl 1 tydzień temu

Szczęście jej, a płacimy my

– O, Kasiu, jak dobrze, iż cię pod blokiem spotkałam! To choćby nie będę wchodzić na górę! — ledwo łapiąc powietrze, wydukała Antonina Stanisławówna, teściowa Kasi.
– Dzień dobry! — trochę zdezorientowana odpowiedziała Kasia, widząc teściową przed wejściem.
Nie powiedzieć, by relacje między nimi były złe. Po prostu teściowa rzadko ich odwiedzała, bo całkowicie poświęcała się córce Małgosi.

– Kasiu, pożyczysz tysiąc złotych? Małgosia z Julkiem wybierają się do sanatorium. Trzeba to i owo kupić, a ceny, sam rozumiesz, sięgają nieba… — powiedziała teściowa, przewracając oczami i cmokając językiem.
Kasia po raz kolejny wrzała w środku. Tysiąc razy powtarzała w myślach: „Nie jestem bankomatem!”. Mogłaby to powiedzieć teściowej i jej córce. Mogłaby rzucić im to w twarz i skończyć z tym wiecznym żebraniem!

Ale nie mówiła. Antonina Stanisławówna to matka jej męża Adama, babcia ich córeczki Zośki. Powiedzieć — znaczyłoby rozpocząć wojnę, zniszczyć relacje, wprowadzić chaos do rodziny. Kasia bała się o uczucia Adama, bo w razie awantury musiałby wybierać między żoną a matką. Dlatego milczała. Ale wiedziała, iż dłużej tak nie może. Spojrzała na teściową, uczucia kipiały w niej, ale posłusznie sięgnęła po portfel…

…Kasia wracała do domu w złym humorze. Kolejna kontrola w pracy, rewizorzy czepiali się każdego szczegółu, a szef wściekał się na wszystkich po kolei. Została dwie godziny dłużej, potem wpadła do sklepu, a teraz trzeba było przygotować obiad, odrobić lekcje z córką, przygotować ubrania na jutro… Sprawy nie miały końca.

Zmęczona weszła po schodach, otworzyła drzwi kluczem.
– Mamo, cześć! Na „przyrodę” musimy zrobić projekt o ptakach. Pomóżesz mi? — wybiegła na spotkanie dziewięcioletnia Zosia.
– Jasne, Zoś. Zaraz się przebiorę, zrobię gwałtownie obiad i się tym zajmiemy. — Kasia postawiła torby w kuchni i poszła do pokoju.
– O, Kasiu, choćby nie słyszałem, jak weszłaś. Coś nie w humorze, znowu w pracy? — zapytał mąż.
– No, kontrola. Jak zwykle! — machnęła ręką Kasia.
– Słuchaj, przelałem matce pięćset złotych. Prosili na wiosenną kurtkę dla Julka.
– Adam, może już dość ich finansować? W końcu Julek ma ojca, niech on go ubiera! Dlaczego ich problemy zawsze spadają na nas jak grom z jasnego nieba?!
– Kasiu, nie nakręcaj się! Wiesz, jaka jest sytuacja…
– Jaka, Adam?! — ledwo powstrzymywała się przed krzykiem.
– Małgosia nie może znaleźć pracy, eks nie płaci alimentów, mama oddaje całą emeryturę… Czy naprawdę ubyłoby nam, gdybyśmy kupili chłopcu kurtkę? Oboje pracujemy!
– Właśnie! Oboje pracujemy! Dlaczego mamy odmawiać własnemu dziecku, żeby dawać te pieniądze komuś innemu?! Wytłumacz mi to! — Gorąco napłynęło jej do twarzy.
– Kasiu, nie kłóćmy się o głupoty… Chodź, pomogę ci z obiadem.

Małgosia była młodszą siostrą Adama. Pięć lat temu wyszła za „bogatego biznesmena” Darka.
– O, Małgosia z Darkiem znów polecieli do Turcji! W takim luksusowym hotelu! A ty, Kasiu, tylko w swojej księgowości siedzisz i zero z tego pożytku! — Antonina Stanisławówna nie traciła okazji, by pochwalić się, jak dobrze żyje jej córka.

Potem okazało się, iż „biznesmen” i jego żona narobili kredytów na piękne życie. Pieniądze gwałtownie się skończyły, a potem zaczęły się problemy…

Najpierw kłótnie między małżonkami o to, kto ile pożyczył i komu jest winien. Gdy wszystko wyszło na jaw, mieli już poważne zaległości. Telefony z banków, groźby sądowe… Darek rozwiązał swoje problemy gwałtownie — po prostu zniknął. Mówili, iż wyjechał na północ.

A „żona biznesmena” została z długami i małym dzieckiem. Część emerytury Antonina Stanisławówna oddawała na spłatę kredytów ukochanej córki. Reszta musiała wystarczyć na miesiąc — samej Antoninie, Małgosi i Julkowi. Łatwo zgadnąć, iż tych pieniędzy nigdy nie starczało.

Wtedy Kasia i Adam po raz pierwszy zdecydowali się pomóc. Gdy Julek był mały, opłacali im rachunki, dokładali do jedzenia. Ale z czasem potrzebowali coraz więcej.
– No bo co chcecie, ceny rosną jak szalone… — tłumaczyła teściowa, przychodząc po kolejną pomoc.

Pomagali, odmawiając sobie wielu rzeczy. Myśleli sprawiedliwie — rodzina w tarapatach, nie można ich zostawić…

Pierwszy bunt Kasi wybuchł, gdy zobaczyła Małgosię w kawiarni, popijającą kawę z ciastkiem.
– Gosia, co ty tu robisz? — zapytała zaskoczona Kasia, wchodząc z koleżankami na lunch.
– No jak to co? Wracałam z centrum handlowego, postanowiłam coś przegryźć. I co z tego?! — odpowiedziała bezczelnie.
– Gosiu, my wam dajemy pieniądze, a ty siedzisz w kawiarni!
– I co? Będziesz mnie teraz przy wszystkich upokarzać swoimi groszami?! Ty możesz, a ja nie?! — warknęła Małgosia, nadąsana.

Wieczorem Kasia wysłuchała lawiny pretensji od teściowej. Nazwano ją niewdzięcznicą, skąpą, oskarżono o rozbijanie rodziny i dręczenie biednej dziewczyny z „niezaleczoną traumą po rozwodzie”.

– Antonino Stanisławno, nie mam nic przeciwko temu, by Gosia chodziła do kawiarni! Niech tylko znajdzie pracę, a potem niech sobie bankietuje w restauracjach codziennie! — tłumaczyła Kasia.
– Mamo, Kasia ma rację. Niech Gosia w końcu pomyśli o pracy. Julek już duży, może iść do przedszkola.
– Co?! Do przedszkola?! Zwariowaliście z tą swoją chciwością! Chłopczyk często choruje! Jak to, obce baby mają się nim zajmować?! — rozpłakała się teściowa.
– Ale wszystkie dzieci chodzą! Zosia od półtora roku była w przedszkolu i nic. — spokojnie odpowiedziała Kasia.
– Wiesz co?! Nie potrzebujemy waszych pieniędzy! Pójdę sama do pracy, ale wnuczka i córki nie dam skrzywdzić! — krzyknęła Antonina Stanisławówna i wyszła, trzaskającNastępnego dnia Kasia obudziła się z dziwnym uczuciem ulgi, jakby ktoś w końcu zdjął z jej ramion niewidzialny ciężar, który dźwigała od lat.

Idź do oryginalnego materiału