No i proszę, tak wygląda ta historia w polskiej wersji:
„O, Kasia, jakie to dobrze, iż cię spotkałam na dole! Nie muszę już choćby wchodzić na górę!” – powiedziała zdyszana Halina, teściowa Katarzyny.
„Dzień dobry!” – odparła lekko zdezorientowana Katarzyna, widząc teściową przed klatką.
Nie można powiedzieć, iż ich relacje były złe. Po prostu teściowa rzadko ich odwiedzała, bo całą swoją uwagę poświęcała córce Małgosi.
„Kasia, pożycz mi pięćset złotych. Musimy kupić Małgosi i Karolkowi różne rzeczy do sanatorium. Ceny teraz kosmiczne, sama wiesz…” – westchnęła Halina, przewracając oczami.
Katarzyna gotowała się w środku. Po raz setny przypomniała sobie myśl: „Nie jestem waszym bankomatem!”. Mogłaby to powiedzieć i teściowej, i jej córce Małgosi. W twarz! I skończyć z tym wiecznym żebractwem.
Ale nie mogła. Halina była matką jej męża Jacka i babcią ich córki Zosi. Gdyby wybuchła awantura, Jackowi byłoby ciężko wybierać między żoną a matką. Dlatego Katarzyna milczała. Ale wiedziała, iż dłużej tak nie może. Zrezygnowana sięgnęła po portfel…
…Katarzyna wracała z pracy w fatalnym nastroju. Kontrola, szef wkurzony, wszyscy pod ostrzałem. Spóźniła się dwie godziny, potem wpadła do sklepu, a teraz jeszcze obiad, lekcje z Zosią, prasowanie… Niekończąca się lista obowiązków.
Zmęczona weszła do mieszkania.
„Mamo, cześć! W szkole zadali projekt o ptakach, pomożesz?” – Zosia wybiegła na powitanie.
„Jasne, kochanie. Tylko się przebiorę i ogarnę obiad, zaraz się tym zajmiemy.”
Katarzyna odłożyła zakupy i poszła do sypialni.
„O, choćby nie słyszałem, iż weszłaś. Coś nie tak w pracy?” – zapytał Jacek.
„A, normalna kontrola. Jak zawsze.” – machnęła ręką.
„Słuchaj, przesłałem mamie dwie stówki. Karolowi potrzebny był wiosenny kombinezon.”
„Jacek, może już wystarczy ich wspierać? Karol ma ojca, niech on go ubiera! Dlaczego ich problemy zawsze spadają na nas?” – wybuchnęła Katarzyna.
„Kochanie, no nie spinaj się, wiesz przecież jaka tam sytuacja…”
„Jaką sytuację?! Małgosia nie chce pracować, ex nie płaci alimentów, twoja mama przeznacza na nich całą emeryturę! My też pracujemy, dlaczego mamy odmawiać sobie i Zosi, żeby utrzymywać ich?” – gorączkowała się.
„Dobra, nie kłóćmy się. Pomogę ci z obiadem.”
Małgosia – siostra Jacka. Pięć lat temu wyszła za „bogatego biznesmena” Darka.
„Oj, Małgosia z Darkiem znów wylecieli do Włoch! Luksusowy hotel! A ty, Kasia, całe dni w księgowości i co z tego masz?” – Halina zawsze znajdowała sposób, by pochwalić córkę.
A potem wyszło na jaw, iż „biznesmen” i jego żona narobili długów na życie ponad stan. Pieniądze gwałtownie się skończyły i zaczęły się problemy.
Najpierw kłótnie o to, kto ile wziął. Potem telefony z banków, groźby sądowe. Darek rozwiązał sprawę po swojemu – po prostu zniknął. Podobno wyjechał za granicę.
A „żona biznesmena” została z długami i dzieckiem. Część emerytury Haliny szła na spłatę kredytów Małgosi. Resztę żyli we trójkę – Halina, Małgosia i Karolek. Oczywiście pieniędzy nigdy nie starczało.
Wtedy Katarzyna i Jacek po raz pierwszy pomogli. Płacili rachunki, dokładali do jedzenia. Ale z czasem prośby o pomoc rosły.
„No cóż, ceny lecą w górę jak szalone…” – tłumaczyła Halina, przychodząc po kolejną „dotację”.
Pomagali, choć sami sobie odmawiali. W końcu to rodzina, nie można ich zostawić samych…
Pierwszy raz Katarzyna się zbuntowała, gdy zobaczyła Małgosię w kawiarni, popijającą kawę z ciastkiem.
„Małgosia, co ty tu robisz?” – spytała zaskoczona Katarzyna, która wpadła tam z koleżankami z pracy.
„No co? Przechodziłam, to wstąpiłam. Co w tym złego?”
„Przecież my wam pomagamy, a ty sobie siedzisz w kawiarni!”
„Oooo, i co? Teraz będziesz mi wypominać te twoje grosze? Tobie wolno, a mnie nie?” – obraziła się Małgosia.
Wieczorem Katarzyna dostała burę od teściowej. Oskarżono ją o skąpstwo, brak serca i niszczenie rodziny. Miała pretensje do biednej dziewczyny, która – jak się okazało – przeżywała traumę po rozwodzie.
„Halino, nie mam nic przeciwko kawie w kawiarni! Ale niech Małgosia najpierw znajdzie pracę, a potem może sobie bankiety urządzać!” – tłumaczyła.
„Mamo, Kasia ma rację. Karolek już duży, może iść do przedszkola.” – wtrącił Jacek.
„Co?! Do przedszkola?! Zwariowaliście?! Chcecie, żeby obce baby się nim zajmowały?!” – rozpłakała się Halina.
„Przecież wszystkie dzieci chodzą! Zosia od półtora roku była w przedszkolu.” – spokojnie odparła Katarzyna.
„Wiecie co?! Nie potrzebujemy waszych pieniędzy! Pójdę do pracy, ale córki i wnuka nie oddam na pastwę losu!” – krzyknęła Halina i zatrzasnęła drzwi.
Nastąpiła cisza. Małgosia i Halina zniknęły, nie prosząc o pomoc.
Jacek bardzo to przeżywał. Katarzyna go uAle po miesiącu Halina znów pojawiła się pod ich drzwiami, tym razem z bukietem kwiatów i przeprosinami, bo Małgosia znowu nabrała kredytów, a nowy „przedsiębiorca” okazał się zwykłym oszustem.