Myślę sobie – może raz się zdarzyło. Ale nie, kilka dni później sytuacja się powtarza. Wchodzę, a ona spokojnie siedzi z córką przy stole, jakby u siebie w domu. Została jeszcze z godzinę, a ja choćby obiadu nie mogłam zacząć gotować. Postanowiłam porozmawiać z Michałem – co to w ogóle ma znaczyć?
Z Michaliną – tak ma na imię jego córka – dzielimy czas. Połowę miesiąca jest u nas, drugą połowę u swojej mamy. Michał ją kocha bezgranicznie i dba o nią jak tylko może. Ja to w pełni popieram, bo widzę, iż to dobra dziewczyna. A do tego jestem teraz w ciąży i cieszę się, iż mój mąż będzie równie dobrym ojcem dla naszego dziecka.
Ale wracając do tematu – byłą żonę Michała widuję tylko w tych niekomfortowych momentach. Nie rozmawiamy, nigdy nie nawiązałyśmy kontaktu. Jak przychodzi odebrać córkę – Michał ją zawsze osobiście odprowadza. A teraz ona siedzi w naszym mieszkaniu, jakby to był jej drugi dom?
Zapytałam Michała spokojnie, co się dzieje. Odpowiedział, iż nie chce robić z tego problemu, iż Michalina ma prawo widywać się z matką, kiedy tylko chce. I ja to rozumiem! Ale czy naprawdę trzeba to robić w naszej ciasnej kawalerce? Przecież mogą się przejść na spacer albo matka może odebrać córkę wcześniej ze szkoły.
Nie chcę tej kobiecie niczego mówić. Nie czuję się przy niej dobrze, choćby Michał unika z nią konfrontacji. Rozmawiać z dziesięcioletnią dziewczynką – też nie chcę. To nie byłoby w porządku. Nie jestem jej matką, a nasze relacje dopiero zaczęły się układać. Co sobie pomyśli o mnie, jeżeli zasugeruję, by nie przyprowadzała więcej mamy do domu?
A sytuacja się powtarza. Coraz częściej. Siedzę cicho, udaję, iż mnie to nie rusza, ale w środku gotuję się z frustracji. W moim stanie nie powinnam się denerwować. A ona – dorosła kobieta – chyba powinna to rozumieć. My też jesteśmy rodziną. Po prostu mam wrażenie, iż ona korzysta z mojej łagodności i życzliwości.
Nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam.