*”Ty jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci!”*
Weronika myślała, iż wygrała los na loterii, gdy dostała się na studia do Warszawy. Rodzice, prości ludzie z małego miasteczka pod Białymstokiem, ledwo wiązali koniec z końcem, ale dla córki poświęcili ostatnie oszczędności.
Pewnego wieczoru, zamiast na wykłady, wybrała się z koleżankami na imprezę i tam poznała Darka. Warszawiak, przystojniak, rodzice w delegacji za granicą. Zakochała się bez pamięci i gwałtownie wprowadziła do niego.
Żyli jak królowie – rodzice przysyłali Darkowi pieniądze. Kluby, domówki, zakupy. W końcu Weronika obudziła się z ręką w nocniku: długi, niezdane egzaminy, groźba wyrzucenia z uczelni.
— Darku, może już się ogarniesz? Rok przed dyplomem…
— Hej, Werka, młodość nie wróci! Kiedy się bawić, jak nie teraz? — śmiał się, nalewając kolejnego drinka.
Wstyd było powiedzieć mamie, iż mieszka z chłopakiem bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli już ślub cywilny, a wesele odbędzie się po powrocie rodziców Darka.
Pewnego dnia na zajęciach zrobiło jej się słabo. Test ciążowy potwierdził najgorsze. Darek, zamiast się ucieszyć, zaczął namawiać na aborcję. Pierwsza poważna kłótnia, po której zniknął na dwa dni. Gdy wrócił, był pijany, z jakąś blondynką przyczepioną do ramienia.
— Wynoś się, pijaku! — krzyknęła Weronika.
— Jak ci się nie podoba, to *ty* spadaj! — ryknął i uderzył ją.
Zaatakowana, uciekła do akademika. Portierka, widząc spuchniętą twarz i łzy, wpuściła ją mimo godziny policyjnej.
Nazajutrz Darek przyszedł z kwiatami: „Przepraszam, więcej się nie powtórzy”. Weronika, choć nieufna, wróciła. Dla dziecka.
Gdy rodzice Darka wrócili i dowiedzieli się o ciąży, ojciec wręczył jej pięć tysięcy złotych:
— Weź i wracaj do siebie. Darkowi dzieci nie w głowie. Może to choćby nie jego?
Upokorzona, odmówiła. Spakowała się i pojechała do matki. Ta, widząc brzuch córki, choćby nie wpuściła jej do kuchni:
— Myślałam, iż wybawiłaś się z biedy, a tu proszę! I jeszcze z bachorem! Mnie też życie nie rozpieszcza – mam swojego faceta, młodszy jest. Nie chce, żebyś mu w oczy wchodziła.
— Mamo, ale gdzie ja pójdę?!
— Do tego twojego „męża”, skoro cię w ciążę wpakował.
Weronika usiadła na przystanku, zalewając się łzami. Gdy miała już iść pod tramwaj, nagle poczuła kopniaka w brzuch.
— Weronika?! — przed nią stanęła Sonia, dawna koleżanka z liceum.
— U mnie możesz zostać. Rodzice na działce.
I tak się zaczęło. Sonia, studentka medycyny, znalazła jej pracę jako opiekunka do starszej pani – Anny Kowalskiej, po wylewie. Córka Anny, wyperfumowana bizneswoman, rzuciła tylko:
— Mieszkanie i jedzenie w zamian za opiekę. Pieniędzy nie ma.
Anna nie mówiła, ale rozumiała wszystko. Gdy Weronika urodziła córeczkę, Oliwię, staruszka nuciła kołysanki, a dziecko zasypiało w sekundę.
Po roku Anna zmarła. Córka natychmiast kazała Weronice się wynosić… aż do chwili, gdy znalazła testament. Mieszkanie przepisane na Weronikę!
— Oszustka! Sąd unieważni! — wrzeszczała.
Ale sąd przyznał prawa Weronice – sąsiedzi zeznali, iż przez rok ani razu nie odwiedziła matki.
Gdy życie wreszcie się układało, pojawiła się matka:
— Operację miałam… sprzedałam mieszkanie… — rzekła, ocierając łzy.
Weronika, choć wściekła, ulitowała się.
Do czasu. Pewnego dnia wróciła po telefon i usłyszała, jak matka szeptała do słuchawki:
— *Ona nie słyszy… Zbieram na Twój dług… Ledwo wiążę koniec z końcem…*
Wpadła do pokoju:
— Kłamczucha! Wyrzuciłaś mnie w ciąży, a teraz mnie okradasz?!
Matka próbowała się tłumaczyć, ale Weronika wyrzuciła ją za drzwi.
— *Dlaczego nie mam normalnej matki?* — płakała w ramieniu Sonii.
Lata później, gdy matka ciężko zachorowała, Weronika wróciła.
— Nienawiść rodzi nienawiść – powtarzała, zmieniając jej prześcieradło.
Ale w głębi duszy wciąż myślała: *Takie jak ty nie powinny mieć dzieci…*