„Jesteś potworem, mamo! Tacy jak ty nie powinni mieć dzieci!”
Vera, dziewczyna z małego miasteczka pod Łodzią, zawsze marzyła o lepszym życiu. Dostała się na studia do Warszawy i myślała, iż teraz wszystko się odmieni. Jednak gwałtownie wpadła w wir imprez. Pewnego wieczoru w klubie poznała Kacpra – przystojnego warszawiaka, którego rodzice wyjechali na roczny kontrakt za granicę. Zakochała się bez pamięci i niedługo wprowadziła do niego.
Żyli na wysokiej stopie, bo rodzice przysyłali Kacprowi pieniądze. Codziennie kluby, domówki, imprezy. Vera początkowo była zachwycona, ale zanim się obejrzała, miała zaległości na studiach i słabe oceny z zimowej sesji. Groziło jej wyrzucenie z uczelni.
Obiecała się poprawić. Gdy przyjaciele Kacpra przychodzili, zamykała się w łazience i uczyła. W końcu zdała poprawki, ale próbowała namówić Kacpra, by się ogarnął – kończył ostatni rok, niedługo miał dyplom.
„Daj spokój, Veroniko. Młodość gwałtownie mija! Kiedy się bawić, jak nie teraz?” – odpowiadał beztrosko.
Wstydziła się powiedzieć matce, iż żyje z chłopakiem bez ślubu. Kiedy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli już ślub cywilny, a wesele odbędzie się, gdy rodzice Kacpra wrócą.
Pewnego dnia na zajęciach zrobiło jej się słabo. Zrobiła test – była w ciąży. Kacper namawiał ją na aborcję. Pokłócili się tak bardzo, iż zniknął na dwa dni. Gdy wrócił, był pijany i prowadził pod rękę jakąś blondynkę. Vera, wyczerpana nerwowo, zaczęła krzyczeć.
„Ona nie wyjdzie. Jak ci się nie podoba, to spadaj!” – wrzasnął i uderzył ją.
Wyszła na ulicę i pieszo dotarła do akademika. Portierka się zlitowała i wpuściła ją. Następnego dnia Kacper przepraszał, obiecywał poprawę. Vera mu uwierzyła – dla dziecka.
Ledwo skończyła pierwszy rok. Bała się wracać do matki, ale w Warszawie też nie miała już miejsca. Rodzice Kacpra wrócili i, dowiedziawszy się o ciąży, zaproponowali jej pieniądze, by zniknęła.
„Sam pomyśl, czy on będzie ojcem? Tylko imprezy w głowie. A może to choćby nie jego dziecko? Bierz te pieniądze i wracaj do siebie.”
Vera odmówiła. Wróciła do matki, ale ta nie okazała współczucia.
„Myślałam, iż wygrałaś los na loterii, a tu proszę – brzuch i zero ślubu. Mnie samej ledwo starcza, a tu jeszcze dziecko. Poza tym mam teraz swojego faceta – młodszego. Nie chcę, żeby się na ciebie gapił.”
Vera usiadła na ławce i płakała. Nagle pojawiła się Sonia, dawna koleżanka ze szkoły.
„Chodź do mnie. Rodzice są na działce. Jakoś to ogarniemy.”
U Sonii znalazła tymczasowy dom. Po kilku dniach dziewczyna zaproponowała jej pracę jako opiekunki do starszej pani po wylewie. Vera się zgodziła – nie miała wyjścia.
Anna Nowak, bo tak miała na imię staruszka, okazała się cicha i spokojna. Gdy Vera urodziła córeczkę – Oliwię – Anna pomagała ją usypiać swoim mruczeniem. Niestety, niedługo potem staruszka zmarła.
Córka Anny, która wcześniej się nią nie interesowała, nagle się pojawiła, by wyrzucić Verę. Ale okazało się, iż Anna przepisała jej mieszkanie w testamencie. Skończyło się w sądzie, ale Vera wygrała sprawę.
Kiedy już odetchnęła, nagle zjawiła się jej matka. Twierdziła, iż jest ciężko chora, sprzedała mieszkanie na leczenie. Vera się zlitowała. Aż do dnia, gdy przypadkiem usłyszała, jak matka mówi przez telefon:
„Ona nie słyszy… Prawie nie wydaję, oszczędzam na czynsz… Wiesz, we mnie umarła wielka aktorka…”
Vera wybuchła: „Kłamałaś! Nie było żadnej choroby! Chciałaś tylko moich pieniędzy! Jak mogłaś wyrzucić mnie w ciąży? Jesteś potworem, mamo!”
Matka wyprowadziła się. Lata później, gdy zachorowała naprawdę, Vera się nią zaopiekowała. Ale już nigdy nie było między nimi zaufania.