Co do tego nie ma żadnych wątpliwości – zajęcia dodatkowe dają ogromne możliwości: rozwijają talenty, wspierają kreatywność, pomagają w znalezieniu pasji.
Kontakt z muzyką, sportem czy nauką to szansa na zdobycie nowych kompetencji, które w dorosłym życiu mogą być cenne.
Powstaje jednak pytanie: czy więcej zawsze znaczy lepiej?
Co za dużo, to niezdrowo
Zbyt duża liczba zajęć dodatkowych potrafi przynieść więcej szkody niż pożytku. Dzieci tracą wtedy czas na swobodną zabawę, która jest niezwykle ważna dla ich rozwoju i kreatywności. Nadmiar obowiązków sprawia, iż szybciej się męczą i tracą motywację do nauki.
Często brakuje im także okazji do budowania relacji z rówieśnikami, bo popołudnia spędzają na kursach i treningach, zamiast na wspólnych spotkaniach z kolegami. W efekcie nadmiar zajęć może prowadzić do frustracji – zarówno u dziecka, które czuje się przeciążone, jak i u rodzica, który musi sprostać organizacyjnie i finansowo tak napiętemu grafikowi.
Niektórzy specjaliści mówią wręcz o "dziecięcym wypaleniu". Gdy grafik 8-latka wypełniony jest od rana do wieczora, dziecko funkcjonuje w ciągłym napięciu, a jego dzieciństwo zamienia się w pasmo obowiązków.
Gdzie kończy się rozwój, a zaczyna "wyścig szczurów"?
Problem polega na tym, iż zajęcia dodatkowe stały się w wielu środowiskach wyznacznikiem statusu. Rodzice chwalą się, ile godzin dziecko spędza na balecie, ilu języków się uczy i jakie kursy już zaliczyło.
Nierzadko to właśnie dorośli napędzają ten wyścig – obawiając się, iż jeżeli ich dziecko nie będzie miało bogatego grafika zajęć, to zostanie w tyle. Bywa, iż rodzice wręcz walczą o miejsca na zajęciach dla swojego dziecka.
Tymczasem specjaliści podkreślają: każde dziecko rozwija się we własnym tempie. I o ile warto podsuwać mu różne aktywności, o tyle nie można traktować zajęć dodatkowych jak obowiązkowej listy zadań do odhaczenia, każdego dnia.
To chyba zaszło już za daleko
W pewnym momencie wielu rodziców powiedziało jednak STOP. Widząc przeciążenie u dziecka, ale też u siebie – koordynacja zbyt wielu zadań dla pracujących rodziców, to też nie lada wyzwanie logistyczne, prowadzące często także do frustracji.
Postanowiłam zapytać samych zainteresowanych, jakie jest ich zdanie, na temat zapisywania dzieci na zajęcia dodatkowe. Oto niektóre wypowiedzi:
"To jakaś dziwna nowomoda. jeżeli dziecko czymś się interesuje, to jasne, niech chodzi. Zapisywanie go jednak na milion zajęć dodatkowych to fundowanie mu tak naprawdę męki".
"Córka chodzi tylko na te zajęcia, na które chce. Próbowała już piłki nożnej, koszykówki, akrobatyki, basenu – teraz pozostała na szarfie i kole. Myślę, iż warto dać dziecku możliwość, żeby znalazło swoje hobby, pasje i zostało tylko przy nich".
"Mój syn idzie od września do 3 klasy. Od 5. roku życia próbowaliśmy znaleźć mu jakieś hobby, które go zainteresuje, ale słabo to wychodziło. w tej chwili chodzi tylko na jedne zajęcia sportowe, ale dlatego, iż sam chce. Nie będę go do niczego zmuszać. Chcę, by miał dzieciństwo".
"Córka, 13 lat. Chodzi na te zajęcia, które ją interesują, czyli basen i harcerstwo. Teraz chce (po 6 latach) zamienić harcerstwo na zajęcia z szycia, bo akurat ma taką zajawkę. realizowane są w tym samym dniu, co zbiórki, więc musiała sama zdecydować. Jedyne, czego od niej wymagam, to chodzenie na korepetycje z angielskiego, bo ma z tym problem".
"Ja nie dałam się zwariować. Właśnie uważam, iż zrobił się jakiś wyścig. Mało które dziecko teraz nie chodzi na jakieś zajęcia. Część pewnie z powodu panującej mody, część, bo inni też chodzą, a jeszcze inni z chęci rozwijania pasji. Jestem zdania, iż nic na siłę. jeżeli dziecko chce i coś je interesuje, to owszem – pod warunkiem, iż ma na to wystarczająco dużo czasu".
"Ja zawsze proponuję zapytać po prostu dziecko. o ile wykazuje zainteresowanie czymś konkretnym, to super – trzeba próbować. o ile nie, lepiej niech pobiega z kolegami. Niech ma dzieciństwo. Ja przy dwóch starszych dzieciach też szukałam czegoś. Bezskutecznie. W pewnym wieku po prostu sami zdecydowali, co ich interesuje. Młodsze (7 i 5 lat) do tej pory jeszcze na nic nie chodziły. Teraz, pod koniec wakacji, córka pyta, czy mogłaby chodzić na rysunek, a syn na robotykę. Spróbujemy, ale tylko dlatego, iż sami chcą".
"Tak, uważam, iż dla większości rodziców to pole do popisu. Można dziecku zaproponować różne zajęcia, ale w miarę jego możliwości! Jedne są w porządku, a nie żeby każdego popołudnia coś miało! To jest męczące – zarówno dla rodziców, bo trzeba to dziecko transportować, jak i dla samych dzieci".
"Ja zapisuję dzieci tylko na te zajęcia, o które poproszą. Nie zmuszam, nie namawiam. Czasami bywa, iż coś chcą i po kilku zajęciach rezygnują. Wtedy po prostu je wypisuję. I tyle".
"Moja córka idzie do trzeciej klasy i chodzi tylko na szkolne kółko przyrodnicze. Na zajęcia dodatkowe zapiszę ją wtedy, jak przyjdzie i sama powie, iż chce na nie chodzić. Dokładnie tak, jak robili moi rodzice".
Zgadzacie się z tymi opiniami? A może macie inne zdanie?
Jak znaleźć złoty środek?
Decyzję o zajęciach dodatkowych warto podejmować z dużą uważnością. Przede wszystkim liczy się chęć dziecka – to ono powinno wskazać, co naprawdę je interesuje. jeżeli nie ma ochoty uczestniczyć w danych zajęciach, lepiej nie zmuszać na siłę.
Istotny jest też bilans czasu, bo przeładowany grafik zamiast radości, przynosi frustrację i zmęczenie. Równie ważna pozostaje równowaga – jedno czy dwa zajęcia w tygodniu mogą być świetnym wsparciem rozwoju i okazją do dobrej zabawy, ale codzienny "wyścig" z jednej sali na drugą odbiera euforia i staje się obciążeniem zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców.