„Już cię nie potrzebuję” – jak mąż odszedł od żony, gdy pozwolono jej zostać matką
Gdy Kinga wracała z pracy w piątkowy wieczór, choćby nie przypuszczała, iż ten dzień zmieni jej życie na zawsze. Otwierając drzwi, jak zwykle zawołała:
— Kochanie, jestem w domu!
Cisza. W domu panowała nienaturalna cisza.
— Dziwne… Przecież powinien już być — pomyślała i skierowała się do sypialni.
Pchnęła drzwi — i zastygła jak wryta. Tomek, jej mąż, stał przy łóżku i pośpiesznie pakował swoje rzeczy do walizki.
— Tomku… Co ty robisz? — wyszeptała Kinga, nie wierząc własnym oczom.
— Wyprowadzam się — odpowiedział spokojnie, choćby na nią nie patrząc.
— Jak to wyprowadzasz? Dlaczego?! Co się stało?
— To przez twojego ojca — rzucił rozdrażniony.
— Mojego ojca?.. A on co ma do tego?
Kinga nie rozumiała ani słów, ani sensu, ani tego, co się w ogóle dzieje. A tymczasem jej małżeństwo, w które włożyła tyle ciepła, miłości i cierpliwości, rozpadało się na jej oczach.
Poznali się, gdy Kinga miała dwadzieścia osiem lat. Tomek był od niej starszy o osiem lat — pewny siebie, przystojny, doświadczony. Wtedy wydawało jej się, iż spotkała prawdziwego mężczyznę. Rodzina, przyjaciółki, wszyscy powtarzali, iż najwyższy czas za mąż. Zegar tyka, wiek niby nie dziewczęcy. Kinga zaczęła patrzeć na każdego potencjalnego adoratora jak na przyszłego męża — i to odstraszało mężczyzn.
Ale z Tomkiem było inaczej. Poznali się przez koleżankę z pracy w kawiarni, zagadali — i poszło. Był uprzejmy, troskliwy. A gdy dowiedział się, iż Kinga ma własne mieszkanie w Krakowie, nowe auto, dobrą posadę w urzędzie miasta i ojca-biznesmena — nagle stał się wyjątkowo czuły i opiekuńczy.
Rok później wzięli huczny ślub. Wszystko opłacił jej ojciec. Tomek nie protestował. Wręcz przeciwnie — z entuzjazmem przyjął posadę sprzedawcy w jednym ze sklepów teścia.
Życie małżeńskie z początku wyglądało jak bajka: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Tylko jeden szczegół psuł cały obraz: Tomek nigdzie nie płacił. Za wszystko — Kinga. Najpierw nie zwracała uwagi, potem prosiła, w końcu błagała.
— Dlaczego na wszystkim ja muszę ciągnąć? — skarżyła się przyjaciółce. — Chcę poczuć się jak kobieta, delikatna, o którą ktoś dba.
Ale Tomek się tylko śmiał:
— Kochanie, nie przesadzaj. U nas wszystko gra. Nie przejmuj się takimi drobiazgami.
W pracy prawie nic nie robił, większość czasu spędzał w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał na swoje konto. Kinga choćby się nie domyślała.
Aż zachorowała. Poważnie. Na miesiąc trafiła do szpitala. Rodzice odwiedzali ją codziennie, Tomek — sporadycznie. Gdy wróciła do domu, oniemiała: brud, nieumyte naczynia, podłoga zasypana śmieciami.
— W ogóle tu nie sprzątałeś?! — wykrzyknęła.
— A po co? To przecież kobiece zajęcie — odparł leniwie.
— Ale byłam w szpitalu, Tomku! I przez cały czas musiałam to robić ja?!
— No, przecież już jesteś w domu. To sobie posprzątaj.
Kinga, ledwo stojąc na nogach, zamówiła firmę sprzątającą. Lekarz powiedział: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. O ciąży nie mogło być mowy.
Gdy po roku lekarze wreszcie pozwolili jej starać się o dziecko, z drżeniem w głosie powiedziała o tym mężowi.
— Wyobrażasz? Już możemy… Możemy zacząć planować!
— No… Akurat jestem zajęty. Nie teraz — mruknął, wpatrzony w kontroler. Nowa konsola, kupiona za jej pieniądze, stała się jego sensem życia.
Minęły tygodnie. Wciąż się wymigiwał. Aż pewnego dnia oświadczył:
— Wiesz co, Kinga… Odchodzę. I nie chcę z tobą dziecka.
— Co ty mówisz?!
— Nie kocham cię. I nigdy nie kochałem. Po prostu było mi z tobą wygodnie. Mieszkanie, pieniądze, auto. Teraz mi się to znudziło. Zmęczyłaś mnie. Już cię nie potrzebuję.
— Tomku, ty… nie możesz tak… Widziałeś, jak się leczyłam, jak czekałam!..
— Twoje problemy. Nie moje. Jestem wolny.
Zatrzasnął walizkę, wrzucił do niej konsolę — i wyszedł.
Kinga nie jadła, nie spała, siedziała w pustym mieszkaniu, wpatrzona w ścianę. Po trzech dniach przyjechali zaniepokojeni rodzice. Ojciec, widząc córkę w takim stanie, ledwo powstrzymał wściekłość.
Zabrali Kingę do swojego domu pod Warszawą. Tomek został zwolniony jeszcze tego samego wieczoru. niedługo Januszowi udało się przez znajomych zablokować konto zięcia. Wszystkie jego „oszczędności” — przepadły.
Tomek został z pustym portfelem, bez pracy, bez dachu nad głową. Ledwo starczyło mu na wynajem pokoju. Nie miał pojęcia, co dalej.
A Kinga po kilku miesiącach znalazła nową pracę. Tam poznała mężczyznę o imieniu Marek. Nie był młody, ale był uczciwy, spokojny i od pierwszego wejrzenia okazywał jej szacunek i życzliwość.
Pół roku później w jej życiu zdarzył się mały cud: dwie kreski na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców — i nieskończona wdzięczność sobie, iż kiedyś odważyła się powiedzieć „dość”.