„Już cię nie potrzebuję”: jak mąż opuścił żonę, gdy mogła zostać matką

newsempire24.com 5 dni temu

**Dziennik osobisty**

Gdy Kinga wracała w piątkowy wieczór z pracy, nie przypuszczała nawet, iż ten dzień zmieni jej życie na zawsze. Otwierając drzwi, jak zwykle zawołała:

— Kochanie, jestem w domu!

Cisza. W mieszkaniu panowała dziwna, nienaturalna pustka.

— Dziwne… Powinien już być w domu — pomyślała i skierowała się w stronę sypialni.

Pchnęła drzwi — i zastygła w bezruchu. Marek, jej mąż, stał przy łóżku i nerwowo pakował swoje rzeczy do walizki.

— Marku… Co ty robisz? — wyszeptała, nie wierząc własnym oczom.

— Wychodzę — odparł spokojnie, choćby na nią nie patrząc.

— Jak to wychodzisz? Dlaczego?! Co się stało?

— Wszystko przez twojego ojca — rzucił z irytacją.

— Mojego ojca? Co on ma do tego?

Kinga nie rozumiała ani słów, ani sensu, ani tego, co się adekwatnie dzieje. A tymczasem jej małżeństwo, w które włożyła tyle uczucia, cierpliwości i nadziei, rozpadało się na jej oczach.

Poznali się, gdy Kinga miała dwadzieścia osiem lat. Marek był starszy o osiem — pewny siebie, przystojny, doświadczony. Wtedy wydawało jej się, iż spotkała prawdziwego mężczyznę. Rodzina, przyjaciele, wszyscy dookoła powtarzali, iż czas wyjść za mąż. Ciągle słyszała: zegar tyka, wiek już nie ten. Kinga zaczęła patrzeć na każdego potencjalnego partnera jak na przyszłego męża — i to mężczyzn przerażało.

Ale z Markiem było inaczej. Poznali się przez koleżankę z pracy w kawiarni, rozmowa zaiskrzyła — i potoczyło się. Był uprzejmy, uważny. A gdy dowiedział się, iż Kinga ma własne mieszkanie, nowe auto, dobrą posadę w urzędzie miasta i ojca biznesmena — nagle stał się jeszcze bardziej troskliwy i czuły.

Rok później wyprawili huczne wesele. Całość opłacił jej ojciec. Marek nie protestował. Co więcej — z entuzjazmem przyjął propozycję pracy w jednym ze sklepów teścia.

Życie małżeńskie początkowo wydawało się bajką: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Tylko jeden szczegół psuł cały obraz — Marek nigdy nie płacił. Za wszystko odpowiadała Kinga. Z początku nie zwracała na to uwagi. Potem zaczęła prosić. W końcu — błagać.

— Dlaczego wszystko ciągnę ja sama? — skarżyła się przyjaciółce. — Chcę poczuć się kobietą, delikatną, o którą się dba.

Ale Marek tylko się śmiał:

— To bez sensu, kochanie. U nas wszystko jest w porządku. Nie przejmuj się takimi drobiazgami.

W pracy prawie nic nie robił, większość czasu spędzał w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał na swoje konto. Kinga choćby się nie domyślała.

A potem zachorowała. Poważnie. Na miesiąc trafiła do szpitala. Rodzice odwiedzali ją codziennie, Marek — sporadycznie. Gdy wróciła do domu, oniemiała: brud, sterta naczyń, podłoga zasypana śmieciami.

— W ogóle nie sprzątałeś?! — krzyknęła.

— A po co? To robota dla kobiety — odparł leniwie.

— Ale byłam w szpitalu, Marku! I teraz ja mam to wszystko sprzątać?

— No cóż, już jesteś w domu. To się zajmij.

Kinga, ledwo stojąca na nogach, zamówiła firmę sprzątającą. Lekarz powiedział: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. O ciąży nie mogło być mowy.

Gdy po roku lekarze wreszcie pozwolili jej starać się o dziecko, z drżeniem w głosie powiedziała o tym mężowi.

— Wyobrażasz sobie? Już możemy… Możemy zacząć planować!

— Hmm… Teraz jestem zajęty. Nie czas na to — mruknął, wpatrzony w kontroler. Nowa konsola, kupiona za jej pieniądze, stała się teraz sensem jego życia.

Minęły tygodnie. Wciąż się wymigiwał. Aż pewnego dnia oświadczył:

— Wiesz co, Kinga… Odchodzę. I nie chcę z tobą dziecka.

— Co ty mówisz?!

— Nie kocham cię. I nigdy nie kochałem. Było mi z tobą wygodnie. Mieszkanie, pieniądze, samochód. Teraz mam tego dość. Zmęczyłaś mnie. Nie jesteś mi już potrzebna.

— Marku, ty… nie możesz tak po prostu. Widziałeś, jak się leczyłam, jak czekałam!..

— To twoje problemy. Nie moje. Jestem wolny.

Zatrzasnął walizkę, wcisnął do niej konsolę — i wyszedł.

Kinga nie jadła, nie spała, siedziała w pustym mieszkaniu, wpatrzona w ścianę. Po trzech dniach przyjechali zaniepokojeni rodzice. Ojciec, widząc córkę w takim stanie, ledwo powstrzymał wściekłość.

Zabrali Kingę do swojego domu za miastem. Marek został zwolniony jeszcze tego samego wieczoru. niedługo Januszowi udało się przez znajomych zablokować konto zięcia. Wszystkie jego „oszczędności” zniknęły.

Marek został bez grosza, bez pracy, bez dachu nad głową. Ledwo starczyło mu na wynajem pokoju. Co dalej — nie miał pojęcia.

A Kinga po kilku miesiącach znalazła nową pracę. Tam poznała mężczyznę o imieniu Tomasz. Nie był młody, ale był uczciwy, spokojny, i od pierwszej chwili okazywał jej szacunek i życzliwość.

A pół roku później w jej życiu zdarzył się mały cud: dwie kreski na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców — i nieskończona wdzięczność samej sobie, iż kiedyś odważyła się powiedzieć „dość”.

Idź do oryginalnego materiału