Rodzic zabiera dziecko na wakacje, a państwo grozi karą
Jako rodzic jestem po prostu zbulwersowany tym, co wymyśliło Ministerstwo Edukacji Narodowej. Czytam i nie wierzę własnym oczom. Urzędnicy chcą nakładać kary finansowe sięgające choćby 10 tysięcy złotych na rodziców, którzy zdecydują się zabrać swoje dzieci na wakacje w czasie trwania roku szkolnego. To nie jest troska o edukację – to jest czyste zastraszanie obywateli.
Dla mnie to brzmi jak ponury żart. Jakim prawem państwo wtrąca się w to, kiedy ja mogę pojechać na urlop z własnym dzieckiem? Czy naprawdę ktoś uważa, iż tygodniowy wyjazd z rodziną do Egiptu, Hiszpanii, czy choćby nad polskie morze, to marnowanie czasu dziecka? Przecież to właśnie podczas takich podróży dzieci uczą się najwięcej – życia, języków, kultury, geografii, historii.
Edukacja to nie tylko ławka w klasie
Polska szkoła od lat jest w kryzysie. Przeładowane podstawy programowe, zmęczeni i źle opłacani nauczyciele, klasy przepełnione uczniami. W tej rzeczywistości dziecko ma się rozwijać i uczyć z pasją? Przepraszam, ale to jest fikcja.
Dzieci na wakacjach, w ciągu kilku dni, często wynoszą więcej niż przez miesiące spędzone w szkole. Zwiedzanie muzeów, spotkania z inną kulturą, obserwacja przyrody, codzienny kontakt z obcym językiem – to wszystko jest prawdziwą edukacją. Tego nie zastąpi żadna kartkówka ani kolejny test z niepotrzebnych szczegółów, które i tak wylatują z głowy zaraz po lekcji.
Czy naprawdę urzędnicy MEN są tak oderwani od rzeczywistości, iż tego nie rozumieją?
Zamiast reformy – bat na rodziców
Ministerstwo Edukacji Narodowej od lat nie potrafi przeprowadzić realnej reformy systemu. Co dostajemy w zamian? Kolejne pomysły, które uderzają w rodziców i dzieci. Najpierw przeładowane podręczniki i programy, teraz – groźby kar finansowych.
Czy ktoś w MEN zadał sobie pytanie, dlaczego rodzice w ogóle zabierają dzieci na wakacje w roku szkolnym? Odpowiedź jest prosta – ceny poza sezonem są niższe, tłumy są mniejsze, a warunki wypoczynku często lepsze. Dla wielu rodzin to jedyna szansa, by w ogóle pozwolić sobie na wyjazd. I co teraz? Zamiast ulgi i zrozumienia – bat i grzywna?
Kara 10 tysięcy złotych – absurd czy dramat?
Dziesięć tysięcy złotych to nie jest symboliczna kara. To jest realne zniszczenie domowego budżetu wielu rodzin. W praktyce oznacza to, iż państwo chce karać ludzi za to, iż próbują zapewnić swoim dzieciom coś więcej niż monotonne siedzenie w klasie.
Nie dość, iż koszty życia w Polsce szybują w górę, iż rodzice walczą codziennie o godne utrzymanie swoich rodzin, to jeszcze teraz MEN grozi im drakońskimi karami. To jest państwo opresyjne, a nie opiekuńcze.
Kto odpowiada za zły system edukacji?
Zamiast karać rodziców, ministerstwo powinno spojrzeć w lustro. To nie my – rodzice – odpowiadamy za to, iż szkoły są niewydolne. To nie my tworzymy przeładowane podstawy, które zabijają w dzieciach pasję i ciekawość świata. To nie my odpowiadamy za braki kadrowe i chaos organizacyjny.
To właśnie urzędnicy i politycy od lat psują polską szkołę. A teraz mają czelność zrzucać odpowiedzialność na nas i karać nas za to, iż próbujemy dać swoim dzieciom coś lepszego? To już jest skandal.
Świnoujście znów zmienia komunikację miejską. Czy ktoś pozostało zaskoczony?
Rodzic wie lepiej niż minister
To ja, jako rodzic, wiem, co jest dobre dla mojego dziecka. To ja je wychowuję, ja je wspieram, ja za nie odpowiadam. Urzędnik, który siedzi za biurkiem w Warszawie, nie ma prawa mówić mi, kiedy mogę spędzić czas z własnym dzieckiem.
Rodzice w Polsce nie mogą być traktowani jak podopieczni państwa. To nie minister wychowuje moje dziecko, tylko ja. jeżeli chcę zabrać je na tydzień do Egiptu czy do Hiszpanii, żeby zobaczyło piramidy, pustynię albo inne morze niż Bałtyk – to jest moja decyzja, a nie decyzja państwowego urzędnika.
Gdzie jest wolność?
Zastanawiam się, co będzie dalej. Skoro dzisiaj MEN chce karać nas za wakacje w czasie roku szkolnego, to jutro może zakażą wyjazdu na ferie w innym terminie niż w kalendarzu? Może wprowadzą obowiązek meldowania każdego wyjazdu? Czy to naprawdę pozostało wolny kraj, czy już państwo policyjne?
Rodzice mają prawo decydować o wychowaniu swoich dzieci. To jest elementarna wolność, której nikt nie może nam odebrać. Państwo, które zaczyna to kwestionować, staje się państwem opresyjnym.
Ukrainiec groził masowymi podpaleniami. Trafił w ręce policji – jest wniosek o deportację
Skandal zamiast dialogu
Najbardziej boli mnie to, iż nikt nie pyta rodziców o zdanie. Zamiast dialogu dostajemy groźby i kary. Zamiast wsparcia – kolejne paragrafy. To jest właśnie filozofia MEN: nie rozmawiać, tylko karać.
Czy ktoś tam zapomniał, iż szkoła jest dla dzieci i rodziców, a nie odwrotnie?
Podsumowanie – dość zastraszania rodziców!
Ten pomysł MEN to jest atak na rodziny, na dzieci i na zdrowy rozsądek. To nie rodzic jest problemem polskiej szkoły, tylko system, który od lat nie działa. Zamiast zastraszać obywateli, ministerstwo powinno wreszcie wziąć się za realną reformę edukacji.
Bo jeżeli ktoś tutaj naprawdę zasłużył na karę, to nie my – rodzice, tylko właśnie ci, którzy od dekad niszczą polską edukację.