Każdego dnia obserwuję ich w przedszkolnej szatni. Ten typ rodzica to rzadkość

mamadu.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: W dzisiejszych czasach trudno znaleźć czas na niepewność i wątpliwości. Fot. 123rf.com


Zauważyłam w przedszkolnej szatni pewien typ rodzica. Zadziwia mnie on i trochę zachwyca, ale jestem niemalże pewna, iż sama tak bym nie potrafiła. A może najwyższy czas spróbować?


Jako mama dwójki dzieci mam za sobą wiele poranków w przedszkolu. Moje córki o dziwo nigdy nie miały problemów z wejściem do sali, każda z nich od pierwszego dnia w podskokach biegła do dzieci. Nie znam porannego płaczu, wyznań miłości i tęsknoty, niechęci czy wątpliwości. U nas to zawsze szybka akcja: samodzielne rozbieranie i sprint do sali. Były dni, iż podekscytowane dziewczyny choćby nie miały czasu w buziaka.

Szybko, szybciutko


Po takim poranku lecę do swoich zawodowych spraw. Mimo iż spędzam w szatni dokładnie kilka minut, to jednak widzę rodziców, którzy tam długo przesiadują. Nie mówię o odstawianiu dziecka na siłę, walce czy płaczu, ale o anielskocierpliwych rodzicach, którzy w ciszy czekają.

Znacie takich? A może sami tacy jesteście? Siedzą spokojnie na ławce obok dziecka, nie naciskają, nie namawiają. Czekają. Czasem pytają, czy maluch jest już gotowy. jeżeli nie, czekają dalej... Tak sobie myślę, iż ja bym tak nie potrafiła.

Choć bardzo ważne są dla mnie uczucia moich dzieci i troszczę się o ich emocje, także do niczego ich nie zmuszam, jednak nie ma we mnie chyba aż tyle wewnętrznego spokoju i cierpliwości, by czekać, aż dziecko samo dojrzeje do pojęcia samodzielnej decyzji.

Raczej jestem tą mamą, która szuka argumentów, by nieco przyspieszyć tego typu proces, oczywiście dla dobra każdej ze stron. Nie naciskam, jednak staram się zachęcać do czynności, która jest raczej nieunikniona. Myślę, iż po części wynika z tego, iż w mojej naturze jest pędzić. Nie znoszę bezczynności, a może po prostu nikt mi nie pokazał, iż można inaczej?

Warto czasem zwolnić?


Skoro ci rodzice siedzą, to najwyraźniej mają na to czas i nie śpieszą się do pracy... I to jest chyba słowo klucz. Nasze życie niesamowicie pędzi, jest szybkie, dynamiczne i bardzo często także w ten wir wrzucamy nasze dzieci, ciągle gdzieś się śpieszymy i ciągniemy je za sobą, czasem zupełnie nieświadomie. Czasem im to nie przeszkadza (jak moim), bo także lubią, gdy wszystko dzieje się dynamiczne.

Te niepewne, długo dojrzewające do decyzji maluchy kiedyś dorosną i pewnie także wpadną w wir obowiązków. Myślę sobie jednak, iż może dzięki temu, iż mogły posiedzieć dłużej w szatni, w przyszłości będą umiały same sobie dać prawo i czas do tego, by zwolnić i trochę pomyśleć nad tym, czego adekwatnie dziś chcą.

Idź do oryginalnego materiału