**Dziennikowe zapiski: Gdy choroba rozdziela rodzinę**
Siedziałem w kuchni, patrząc, jak moja żona Kasia przyciska do piersi kubek z zimną herbatą. Za oknem szarówka listopadowa, a w naszym mieszkaniu na peryferiach Poznania rozgrywała się prawdziwa burza. Jej matka, Barbara Stefanowicz, znów do nas przyjechała – z gorączką, kaszlem i wiecznymi narzekaniami. Od kilku lat wystarczy, iż poczuje najmniejsze osłabienie, pakuje walizkę i jedzie do córki. I za każdym razem Kasia ląduje w samym środku konfliktu, rozdarta między opieką nad chorą matką, naszą roczną córeczką Zosią a moją rosnącą irytacją.
Barbara zapewnia, iż w swoim mieszkaniu na sąsiednim osiedlu jest jej samotnie i strasznie. „A co, jeżeli mi się pogorszy? Co, jeżeli sobie nie poradzę?” – powtarza, patrząc na Kasię z wyrzutem. Ale moja żona wie, iż to nie tylko strach. Gdy tylko matka zachoruje, zmienia się w kapryśną królową, żądającą uwagi co minutę. A Kasia ma przecież urlop macierzyński, Zosię, która właśnie uczy się chodzić i potrzebuje mamusi, i mnie – choć moja cierpliwość topnieje z każdą kolejną wizytą teściowej.
Gdy Barbara choruje, niby stara się zostać w swoim pokoju. Ale wirusy nie pytają o pozwolenie – idzie do łazienki, zagląda do kuchni, zostawiając za sobą ślad kichnięć i kaszlu. Kasia boi się o Zosię – co, jeżeli dziecko się przeziębi? Ale wytłumaczyć tego matce nie sposób. „Przecież nie robię tego specjalnie, Kasiu – wzdycha Barbara – jestem ostrożna”. A potem zaczynają się żądania: „Zrób mi zupę, tylko nie za słoną, bo gardło piecze. Przynieś herbatę, ale nie gorącą, bo się poparzę. Otwórz okno, duszno, nie, zamknij, bo zimno!”. I gdy Zosia zaczyna płakać, teściowa krzywi się: „Och, jak ona wrzeszczy, nie da się spać”. choćby ja, gdy tylko przejdę obok, słyszę komentarz: „Tupie jak słoń, drzwiami trzaska, żadnego spokoju!”.
Dawniej było inaczej. Żyliśmy swoim życiem, zajmowaliśmy się Zosią, a do Barbary zaglądaliśmy raz na miesiąc – porozmawiać, pomóc. Matka była samodzielna: sprzątała, gotowała, choćby chorowała w ciszy, prosząc tylko o leki. Ale coś się zmieniło. Barbara zaczęła dzwonić częściej, skarżyć się na samotność i zdrowie. „A jeżeli będzie mi źle, a vas nie będzie?” – mówiła drżącym głosem. Kasia próbowała ją uspokoić: „Mamo, przecież codziennie dzwonimy, jesteśmy blisko”. Ale matka nie słuchała, jej lęki rosły jak kula śnieżna.
Pewnego dnia Barbara zadzwoniła zapłakana – było jej tak źle, iż wezwała pogotowie. Byłem w pracy, więc Kasia musiała biec do niej z Zosią na rękach. Zabraliśmy ją wtedy do nas – opiekowaliśmy się nią, dopóki nie wyzdrowiała. Ale od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Teraz, gdy tylko matka dostała gorączki, stawała w naszych drzwiach. Czasem na dwa dni, czasem na tydzień. Bywały chwile, gdy Barbara leżała z wysoką temperaturą, kaszląc i żądając, by Kasia siedziała przy niej, podawała leki, słuchała narzekań. A tymczasem Zosia płakała w łóżeczku, a moja żona biegała między pokojami, walcząc z narastającą bezsilnością.
Każda wizyta teściowej była próbą. Mogła się obrazić, gdy zupa była „nie taka”, albo nagle oznajmić, iż wraca do domu, bo „wszyscy ją tu drażnią”. Kasia bała się o matkę – a jeżeli naprawdę wyjedzie w takim stanie? Ale jeszcze bardziej bała się o Zosię, o nas, o naszą rodzinę, która trzeszczała w szwach. Ja, kiedyś życzliwy dla teściowej, teraz marszczyłem brwi na samą myśl o niej. „Ona nas wykorzystuje, Kasia – mówiłem – w domu choruje normalnie, a tu przyjeżdża, żebyś się nią zajmowała”. Żona to widziała, ale nie umiała powiedzieć tego matce. „A jeżeli się pokłócimy? – myślała. – jeżeli się obrazi i przestanie z nami rozmawiać? Ale tak dalej być nie może, jestem na krawędzi.”
Nie kryłem już irytacji. „Trzeba z nią porozmawiać – mówiłem – bo inaczej usiądzie nam na głowie”. Kasia wiedziała, iż mam rację, ale serce ściskało jej się ze strachu. Jak znaleźć słowa, by nie urazić matki, ale obronić rodzinę? Jak wytłumaczyć, iż miłość do niej nie oznacza, iż Kasia nie ma prawa do własnego życia? Patrzyła na śpiącą Zosię, na moje zmarszczone czoło i rozumiała – trzeba znaleźć rozwiązanie, bo nasz dom tego nie wytrzyma.
Co ma zrobić Kasia? Jak zachować spokój w rodzinie, nie tracąc więzi z matką? Ta historia nie jest tylko o chorobie, ale o granicach, o miłości, która czasem staje się zbyt ciężka, i o wyborze, który rozdziera serce.
**Dziś zrozumiałem: czasem trzeba stanąć mocno, by chronić to, co najważniejsze.**