Byłam wściekła, kiedy dowiedziałam się o związku mojego syna z Marią. Znając jej adres, udałam się do niej, by jasno dać do zrozumienia, iż nigdy nie zaakceptuję jej jako synowej. Miałam już na oku Annę, córkę mojej przyjaciółki. Dziewczyna pracowała jako dyrektor handlowy, miała wyrafinowany gust – lepszej synowej nie można było sobie wymarzyć.
Nasza rozmowa z Marią odniosła skutek, bo po pewnym czasie Maria zniknęła z życia Andrzeja. Jednak syn nie chciał słyszeć o Annie. Wciąż wspominał swoją Marię:
– Nie chcę nikogo innego poza nią – powtarzał.
Początkowo myślałam, iż to minie. Ale mijały miesiące, a sytuacja się nie zmieniała. Syn stracił jakikolwiek zapał do życia. Wtedy wreszcie zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam, wtrącając się w jego życie. Zaczęłam się zastanawiać, czy Maria rzeczywiście była taka zła. choćby nie dałam sobie szansy, by ją poznać.
Z każdym dniem sytuacja stawała się coraz gorsza. Andrzej zamknął się w domu. Kiedy próbowałam go namówić, by wyszedł, spotkał się z przyjaciółmi, zaczęło się jeszcze gorzej – syn zaczął pić niemal codziennie. Nie mogłam uwierzyć, iż to mój syn – ten, którym kiedyś się tak bardzo szczyciłam, stał się zamknięty w sobie, drażliwy i łatwo wpadał w złość. W takich chwilach przypominałam sobie, jak groziłam Marii, iż zrujnuję jej życie, a teraz sama otrzymałam nauczkę.
Zrozumiałam, iż muszę coś zrobić. Postanowiłam znaleźć Marię. Jej adres szukałam długo, pomogli wspólni znajomi. Nic nie mówiąc synowi, wsiadłam w pociąg i udałam się na poszukiwania. Sama nie wiedziałam, co jej powiem, kiedy ją znajdę. Nie byłam pewna, czy mi wybaczy. Ale dla syna, który od prawie dwóch lat nie mógł odnaleźć się w życiu, postanowiłam spróbować.
Stanęłam przed drzwiami mieszkania, nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła Maria, która z zaskoczenia prawie upadła.
– Pani? …– powiedziała przestraszona.
– Czy mogę wejść?
Maria milcząc, odsunęła się, dając mi możliwość wejścia do mieszkania.
– Przyszłam, żeby cię przeprosić. Proszę, jeżeli przez cały czas jesteś sama, może…
Ale Maria przerwała mi w połowie zdania:
– Nie, nie jestem sama – uśmiechnęła się. – Mam Michała.
Ziemia osunęła mi się spod nóg, oparłam się o ścianę, a w głowie krążyła tylko jedna myśl: „za późno…” W tym momencie rozległ się dziecięcy płacz. Maria pobiegła do pokoju, a ja za nią. Kiedy wzięła na ręce złotowłosego chłopca, jej twarz promieniała szczęściem. Dopiero wtedy zauważyłam, jaka jest piękna.
Maria zwróciła chłopca w moją stronę i powiedziała:
– Michał, poznaj swoją babcię!
Zamarłam. Malec przez chwilę patrzył na mnie, potem zrobił niepewny krok w moją stronę, potem drugi… trzeci…
– Poszedł! – radośnie krzyknęła Maria.
Ze szczęścia rozpłakałam się i opadłam na kolana przed tym małym cudem, który z takim wysiłkiem stawiał swoje pierwsze kroki. Jakże był podobny do mojego syna! Płakałam, nie mogąc się powstrzymać. Zwróciłam się do Marii:
– Wybacz mi, córko! Dlaczego nie powiedziałaś mi wtedy, iż spodziewasz się dziecka? To zmieniłoby wszystko.
– Pani mnie nienawidziła. A ja chciałam, żeby mój syn dorastał w miłości.
– Mario, moja droga, wybacz mi. Co ja najlepszego zrobiłam przez swoją głupotę.
Maria przytuliła mnie i powiedziała, iż nie chowa do mnie urazy.
Popełniłam błąd, ale udało mi się go naprawić. Maria zgodziła się razem z wnukiem przeprowadzić do nas. Teraz ona i Andrzej mają pełną rodzinę. A ja nauczyłam się, iż nigdy nie można ingerować w los swoich dzieci.