Kiedy niespodzianka zamienia się w podejrzenia: historia Kingi o zazdrości, intuicji i miłośc

przytulnosc.pl 14 godzin temu

Czasem choćby najniewinniejsze niespodzianki mogą wywołać burzę emocji — zwłaszcza gdy jesteś w zaawansowanej ciąży, hormony szaleją, a sąsiadki spod bloku w Gnieźnie szepczą coś niepokojącego o twoim mężu. Tak właśnie zaczęła się moja historia, która do dziś nie daje mi spokoju.

Początek jak z bajki

Jesteśmy z Bartkiem młodym małżeństwem — oboje mamy trochę ponad trzydzieści lat. Nasza relacja rozwijała się powoli, z przerwami i wątpliwościami, ale w końcu się ułożyło: ślub, wspólne mieszkanie w bloku w Gnieźnie, remont, a potem dwie kreski na teście ciążowym. Od tej chwili moje życie zupełnie się zmieniło. Bartek dużo pracuje, często wraca późno. A ja? Sama w domu, z brzuchem i nadmiarem myśli.

Plotki spod klatki

Pewnego dnia, wracając ze spaceru, zatrzymały mnie starsze panie siedzące przed wejściem: — „Pani Kingo, pani mąż, jak pani nie ma w domu, to przyprowadza jakąś kobietę. Dwa razy już ją widziałyśmy. Niech pani z nim porozmawia — bo my tu w porządnej dzielnicy mieszkamy, a nie w jakimś burdelu!”

Z początku zlekceważyłam ich słowa. Ale po wejściu do mieszkania coś mnie zaniepokoiło: przestawione przedmioty, brak kilku jogurtów w lodówce i zniknięcie parówek. Nic nie powiedziałam Bartkowi, ale wieczorem znów płakałam w poduszkę.

Dwa dni później nie wytrzymałam. Stojąc przy łóżku w nocnej koszuli, zdenerwowana zaczęłam wypytywać go, o co chodzi.

Niespodziewana prawda

Bartek przez kilka minut unikał odpowiedzi. Ale w końcu się przyznał — tak, była u nas kobieta. Tylko że… nie chodziło o zdradę. Chciał zrobić mi prezent — piękny, profesjonalnie urządzony pokój dla dziecka. Wynajął projektantkę wnętrz, żeby wszystko wyglądało jak należy.

Pokazał mi zdjęcia, szkice, wiadomości z projektantką. Wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. Poczułam ogromną ulgę, choć dla zasady skrytykowałam trochę kolorystykę. Ale w głębi duszy byłam wdzięczna.

Ale coś nie dawało mi spokoju

Następnego dnia przypomniałam sobie… Marta! Projektantka miała na imię Marta. I była nią jego pierwsza miłość z czasów liceum w Koninie — blondynka z lokami, o której kiedyś wspominał.

Zapytałam spokojnie. Bartek potwierdził: tak, to ona. Ale dodał, iż to przeszłość, iż to tylko współpraca, bo w Gnieźnie trudno o dobrego specjalistę. „Nie dramatyzuj — przecież jesteśmy małżeństwem” – powiedział.


Co dalej?

Marta przez cały czas pracuje nad projektem. Bartek niechętnie rozmawia, ucina temat. A ja wciąż mam to dziwne uczucie… Przyjaciółki twierdzą, iż coś ukrywa. Bartek z kolei mówi, iż mam „ciążowe przewrażliwienie”.

Nie wiem, komu wierzyć. Ale wiem jedno — kobieta w ciąży zasługuje na wsparcie, szczerość i spokój. Czasem jedna niespodzianka potrafi wywrócić świat do góry nogami. I bardzo bym chciała, żeby to wszystko było tylko wyobraźnią… a nie początkiem gorzkiej prawdy.

Idź do oryginalnego materiału