Kiedy ojciec odszedł, macocha zabrała mnie z domu dziecka: Zawsze będę dziękować losowi za drugą mamę

polregion.pl 2 dni temu

Dzisiaj postanowiłem spisać moją historię – ciąg strat i cudów, które nauczyły mnie doceniać ciepło rodziny i dobroć tych, którzy stali się bliscy nie przez krew, ale przez serce. Byłem kiedyś samotnym chłopcem, który stracił wszystko, ale pewna kobieta odmieniła moje życie, stając się drugą matką. To opowieść o bólu, nadziei i wdzięczności za miłość, która uratowała mnie przed rozpaczą.

Nazywam się Kacper Wiśniewski, urodziłem się w małym miasteczku na Podkarpaciu. Dzieciństwo miałem szczęśliwe – mama, tata i ja. Ale życie bywa okrutne. Gdy miałem sześć lat, mama ciężko zachorowała i odeszła. Ojciec nie poradził sobie z żalem i zaczął pić. W naszym mieszkaniu zapanowała pustka – lodówka stała pusta, chodziłem do szkoły brudny i głodny. Przestałem się uczyć, unikałem kolegów, aż sąsiedzi zawiadomili opiekę społeczną. Chcieli odebrać ojcu prawa rodzicielskie, ale błagał, by dać mu szansę. Obiecał się poprawić. Opieka zgodziła się, ale ostrzegła: wrócą za miesiąc.

Po ich wizycie ojciec się zmienił. Przestał pić, zrobił zakupy, razem posprzątaliśmy. Po raz pierwszy od dawna poczułem nadzieję. Pewnego dnia powiedział: „Synu, chcę cię poznać z pewną kobietą”. Zamarłem – czyżby zapomniał o mamie? Zapewnił, iż ją kocha, ale ta kobieta nam pomoże, i opieka się już nie wtrąci. Tak poznałem ciocię Halinę. Pojechaliśmy do niej w odwiedziny – od razu mi się spodobała. Miała syna, Bartka, dwa lata młodszego. gwałtownie się zaprzyjaźniliśmy. W domu powiedziałem ojcu: „Ciocia Halina jest dobra i ładna”. Miesiąc później wprowadziliśmy się do niej, a nasze mieszkanie wynajęliśmy.

Życie zaczęło się układać. Halina dbała o nas jak o własne dzieci, a Bartek stał mi się jak brat. Znowu się uśmiechałem, uczyłem, marzyłem. ale los zadał nowy cios. Ojciec nagle zmarł – zawiodło serce. Mój świat runął. Po trzech dniach przyszli pracownicy opieki i zabrali mnie do domu dziecka. Byłem złamany, zagubiony. Halina odwiedzała mnie co tydzień, przynosiła słodycze, przytulała, obiecywała, iż mnie zabierze. Próbowała załatwić formalności, ale to trwało. Tracąc nadzieję, myślałem, iż zostanę w tych zimnych murach na zawsze.

Pewnego dnia wezwano mnie do dyrektora. „Kacper, pakuj się, jedziesz do domu” – usłyszałem. Nie wierzyłem. Na zewnątrz czekali Halina i Bartek. Łzy napłynęły mi do oczu, rzuciłem się w ich ramiona, ściskając tak mocno, jakbym bał się, iż znikną. „Mamo…” – wyszeptałem, pierwszy raz tak do niej mówiąc. „Dziękuję, iż po mnie wróciłaś. Zrobię wszystko, byś nie żałowała”. Głaskała mnie po głowie, a ja płakałem ze szczęścia. Wróciłem do domu, do rodziny, która naprawdę stała się moja.

Poszedłem z powrotem do swojej szkoły, zacząłem się uczyć. Czas mijał. Skończyłem liceum, dostałem się na politechnikę, zostałem inżynierem. Z Bartkiem wciąż jesteśmy jak bracia, choć nie łączy nas krew. Założyliśmy rodziny, ale nigdy nie zapominamy o Halinie. Co weekend przyjeżdżamy do niej na obiady. Gotuje nam pyszne potrawy, godzinami rozmawiamy, śmiejemy się. Zaprzyjaźniła się z naszymi żonami – są jak siostry. Jej dom tętni ciepłem, a ja widzę, jak jest szczęśliwa, mając nas przy sobie.

Zawsze będę dziękować Bogu za Halinę – moją drugą matkę. Bez niej mógłbym być zupełnie innym człowiekiem, zagubionym wśród obojętnych ścian domu dziecka. Dała mi nie tylko dach nad głową, ale także rodzinę, miłość i wiarę w dobro. Ta historia pokazuje, iż prawdziwa rodzina nie zawsze jest związana krwią. Halina nauczyła mnie, iż miłość i troska potrafią uleczyć choćby najgłębsze rany. I zawsze będę jej wdzięczny za to, iż mnie ocaliła. Na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału