Moje życie to seria strat i cudów, które nauczyły mnie doceniać ciepło rodziny i dobroć tych, którzy stali się bliscy nie przez krew, ale przez serce. Kiedyś byłem samotnym chłopcem, który stracił wszystko, ale pewna kobieta zmieniła mój los, stając się drugą mamą. Ta historia mówi o bólu, nadziei i wdzięczności za miłość, która uchroniła mnie przed rozpaczą.
Mam na imię Kacper, urodziłem się w małym miasteczku na Podlasiu. W dzieciństwie miałem szczęśliwą rodzinę: ja, mama i tata. Ale życie bywa okrutne. Gdy miałem sześć lat, mama ciężko zachorowała i niedługo odeszła. Tata nie poradził sobie z żalem i zaczął pić. Nasze mieszkanie opustoszało – lodówka była pusta, chodziłem do szkoły brudny i głodny. Przestałem się uczyć, unikałem przyjaciół, a sąsiedzi, widząc to, wezwali opiekę społeczną. Chcieli odebrać tacie prawa rodzicielskie, ale błagał, by dać mu szansę. Obiecał się zmienić. Urzędnicy zgodzili się, ale ostrzegli: wrócą za miesiąc.
Po ich wizycie tata się odmienił. Rzucił picie, kupił jedzenie, razem posprzątaliśmy dom. Po raz pierwszy od dawna poczułem nadzieję. Pewnego dnia tata powiedział: „Synu, chcę cię przedstawić pewnej kobiecie”. Zdziwiłem się – czyżby zapomniał o mamie? Zapewnił, iż ją kocha, ale ta kobieta nam pomoże, a urzędnicy się już nie wtrącą. Tak poznałem ciocię Jadzię. Pojechaliśmy do niej w odwiedziny, i od razu mi się spodobała. Miała syna, Darka, dwa lata młodszego ode mnie. gwałtownie się zaprzyjaźniliśmy. W domu powiedziałem tacie: „Ciocia Jadzia jest dobra i ładna”. Miesiąc później zamieszkaliśmy u niej, a nasze mieszkanie wynajęliśmy.
Życie się układało. Jadzia dbała o nas jak o własne dzieci, a Darek stał mi się jak brat. Znów zacząłem się uśmiechać, uczyć, marzyć. Ale los zadał nowy cios. Tata nagle zmarł – serce nie wytrzymało. Mój świat się zawalił. Trzy dni później przyszli pracownicy opieki społecznej i zabrali mnie do domu dziecka. Byłem złamany, zagubiony, nie rozumiałem, dlaczego wszystko się wali. Jadzia odwiedzała mnie co tydzień, przynosiła słodycze, obiecywała zabrać mnie do siebie. Zbierała dokumenty, ale procedura ciągnęła się. Traciłem wiarę, myśląc, iż zostanę w tych zimnych ścianach na zawsze.
Pewnego dnia wezwano mnie do dyrektora placówki. „Kacper, pakuj się, jedziesz do domu” – usłyszałem. Nie wierzyłem. Na zewnątrz stała Jadzia z Darkiem. Oczy wypełniły mi się łzami, rzuciłem się w ich ramiona, ściskając tak mocno, jakbym bał się, iż znikną. „Mamo” – wyszeptałem, pierwszy raz tak ją nazywając. „Dziękuję, iż mnie zabrałaś. Zrobię wszystko, żebyś nigdy nie żałowała”. Głaskała mnie po głowie, a ja płakałem ze szczęścia. Wróciłem do domu, do rodziny, która stała się moją naprawdę.
Wróciłem do swojej szkoły, znów zacząłem się uczyć. Czas mijał. Skończyłem liceum, dostałem się na politechnikę, znalazłem dobrą pracę jako inżynier. Z Darkiem zostaliśmy bliscy jak bracia, choć nie więziła nas krew. Dorośliśmy, założyliśmy własne rodziny, ale nigdy nie zapominamy o Jadzi. Co weekend przyjeżdżamy do niej w odwiedziny. Gotuje nam pyszne obiady, godzinami rozmawiamy, śmiejemy się. Zaprzyjaźniła się z naszymi żonami – są jak siostry. Jej dom jest pełen ciepła, a ja widzę, jak jest szczęśliwa, otoczona naszą miłością.
Zawsze będę dziękować Bogu za Jadzię – moją drugą mamę. Bez niej mógłbym stać się zupełnie innym człowiekiem, zagubionym w smutnych murach domu dziecka. Dała mi nie tylko dach nad głową, ale rodzinę, miłość i wiarę w dobro. Ta historia pokazuje, iż prawdziwa rodzina nie zawsze jest związana krwią. Jadzia nauczyła mnie, iż miłość i troska mogą uleczyć choćby najgłębsze rany. I na zawsze pozostanę jej wdzięczny za to, iż mnie uratowała. Życie nauczyło mnie, iż czasem największe błogosławieństwa przychodzą od ludzi, którzy nie muszą nas kochać, ale robią to z całego serca.