Moje życie to ciąg strat i cudów, które nauczyły mnie doceniać ciepło rodziny i dobroć tych, którzy stali mi się bliscy nie przez krew, ale przez serce. Kiedyś byłem samotnym chłopcem, który stracił wszystko, ale pewna kobieta odmieniła mój los, stając się drugą matką. To opowieść o bólu, nadziei i wdzięczności za miłość, która uratowała mnie przed rozpaczą.
Nazywam się Dawid Kowalski, urodziłem się w małym miasteczku na Podlasiu. Jako dziecko miałem szczęśliwą rodzinę: ja, mama i tata. Ale życie bywa okrutne. Gdy miałem sześć lat, mama ciężko zachorowała i niedługo odeszła. Tata nie poradził sobie z żałobą i zaczął pić. Nasze mieszkanie opustoszało – w lodówce było pusto, chodziłem do szkoły brudny i głodny. Przestałem się uczyć, unikałem kolegów, a sąsiedzi, widząc to, wezwali opiekę społeczną. Chcieli odebrać tacie prawa rodzicielskie, ale on błagał, by dać mu szansę. Obiecał, iż się zmieni. Urzędnicy zgodzili się, ale ostrzegli, iż wrócą za miesiąc.
Po tej wizycie tata się zmienił. Rzucił picie, kupił jedzenie i razem posprzątaliśmy dom. Po raz pierwszy od dawna poczułem nadzieję. Pewnego dnia tata powiedział: „Synu, chcę, żebyś poznał pewną kobietę”. Zaniemówiłem – czyżby zapomniał o mamie? Zapewnił, iż ją kocha, ale ta pani nam pomoże i opieka społeczna zostawi nas w spokoju. Tak poznałem ciocię Halinę. Pojechaliśmy do niejej w odwiedziny i od razu mi się spodobała. Miała syna, Krzysia, dwa lata młodszego ode mnie. gwałtownie się zaprzyjaźniliśmy. W domu powiedziałem tacie: „Ciocia Halina jest dobra i ładna”. Miesiąc później wprowadziliśmy się do niej, a nasze mieszkanie wynajęliśmy.
Życie zaczęło się układać. Halina dbała o nas jak o swoich, a Krzyś stał mi się jak brat. Znów zacząłem się uśmiechać, uczyć, marzyć. Ale los znowu uderzył. Tata nagle zmarł – serce nie wytrzymało. Mój świat się zawalił. Trzy dni później przyszli pracownicy opieki społecznej i zabrali mnie do domu dziecka. Byłem złamany, zgubiony, nie rozumiałem, dlaczego wszystko się rozpada. Halina odwiedzała mnie co tydzień, przynosiła słodycze, przytulała i obiecywała, iż mnie zabierze. Próbowała załatwić formalności, ale to trwało. Tracę wiarę, myśląc, iż zostanę w tych zimnych murach na zawsze.
Pewnego dnia wezwano mnie do dyrektora placówki. „Dawid, pakuj się, wracasz do domu” – usłyszałem. Nie wierzyłem własnym uszom. Wyszedłem przed budynek i zobaczyłem Halinę i Krzysia. Oczy zalały mi się łzami, rzuciłem się w ich ramiona, ściskając tak mocno, jakbym bał się, iż znikną. „Mamo” – wyszeptałem, pierwszy raz nazywając ją tak. „Dziękuję, iż mnie zabrałaś. Zrobię wszystko, żebyś nie żałowała”. Głaskała mnie po głowie, a ja płakałem ze szczęścia. Wróciłem do domu, do rodziny, która naprawdę stała się moja.
Wróciłem do swojej szkoły, zacząłem się znów uczyć. Czas mijał. Skończyłem liceum, poszedłem na studia, dostałem dobrą pracę jako informatyk. Z Krzysiem zostaliśmy bliscy jak bracia, choć nie łączyła nas krew. Dorosliśmy, założyliśmy rodziny, ale nigdy nie zapominamy o Halinie. Co weekend przyjeżdżamy do niej w gości. Ona gotuje nam pyszne obiady, godzinami rozmawiamy, śmiejemy się. Zaprzyjaźniła się z naszymi żonami – są jak siostry. Jej dom jest pełen ciepła, a ja widzę, jak jest szczęśliwa, mając nas przy sobie.
Zawsze będę dziękować Bóg za Halinę – moją drugą matkę. Bez niej mógłbym stać się zupełnie innym człowiekiem, zagubionym w zimnych murach domu dziecka. Dała mi nie tylko dach nad głową, ale rodzinę, miłość i wiarę w dobro. Ta historia pokazuje, iż prawdziwa rodzina nie zawsze jest związana krwią. Halina nauczyła mnie, iż miłość i troska mogą uleczyć choćby najgłębsze rany, i na zawsze pozostanę jej wdzięczny za ocalenie.