Gdy nic nie jest tak, jak się wydaje
Kasia wracała z pracy autobusem, opierając głowę o zimne szkło okna. Za szybą spływały krople deszczu, rozmywając świat na zewnątrz w nierealny sposób. „Zupełnie jak moje życie. Przyszłość zamazana, nic nie wiadomo. I strasznie się tego boję”. Zamknęła oczy. Pod powiekami zaszkliły się łzy.
— Ta młodzież! Siedzą, jakby nikogo wokół nie było. A starsi ludzie stoją — rozległ się nad nią ostry, pełen pretensji głos kobiecy.
Kasia podniosła wzrok i ujrzała nad sobą postawną kobietę o surowej twarzy, która wbijała w nią wzrok pełen oskarżeń.
— Proszę siadać — powiedziała cicho, wstając.
— No tak, dopiero jak się upomni, to miejsce ustąpią — burknęła kobieta, zajmując miejsce.
Kasia przecisnęła się między nią a foteli przed sobą, docierając do drzwi. Słyszała za sobą dalsze narzekania na „niewychowaną młodzież”. Kilka osób przyłączyło się do krytyki. Kobieta znalazła sojuszników.
„Może ma gorzej niż ja? Dlatego taka zła…” — pomyślała Kasia.
— Wysiadacie? — usłyszała za sobą młody głos.
Odwróciła się i rozpoznała swoją szkolną przyjaciółkę, Anię.
— Kasia! Nie do wiary, ile czasu!
Nie zdążyła odpowiedzieć — drzwi autobusu otworzyły się gwałtownie, a tłum wypchnął je obie na peron.
— Tak się cieszę, iż cię widzę! — uśmiechnęła się Ania, wyglądając na pełną życia i energii. Wzięła Kasię pod ramię. — Nie licz, iż cię puszczę, zanim nie opowiesz mi wszystkiego.
— Ja też się cieszę — odparła Kasia bez uśmiechu. — Ale nie mogę cię zaprosić do domu.
— Nie musisz. Chodź do mnie. A adekwatnie do mojej mamy. Wyszłam za mąż, mieszkam gdzie indziej, ale dziś ją odwiedzam.
— Aniu, naprawdę nie mogę… Innym razem.
— Nie słucham! Następny raz będzie za sto lat! Chodź, chociaż na pół godziny.
— Dobrze, ale tylko na chwilę — uległa Kasia.
— Co, masz w domu tłum dzieci?
— Nie, tylko córkę i męża.
— A ja już myślałam, że… No nic, poczekają — zdecydowała Ania i pociągnęła przyjaciółkę w przeciwną stronę niż jej dom.
— Mamo, zobacz, kogo przyprowadziłam! — oznajmiła dumnie Ania.
Matka, ujrzawszy Kasię, klasnęła w dłonie. W szkole były nierozłączne. Na początku po maturze Ania dzwoniła, namawiała na spotkania, ale Kasia miała głowę zajętą czymś innym.
Zakochała się bez pamięci. Codziennie słuchała ostrzeżeń mamy: „Co ty w nim widzisz? Bokser. Jaki to zawód — tłuc się pięściami? Zawsze z połamanym nosem, a może i kalectwo. Pomyśl, córko…”.
Matka Ani zaczęła rozstawiać na stole kubki do herbaty.
— Mamo, zostaw nas na chwilę — poprosiła Ania.
— Dobrze, dobrze, rozumiem.
Gdy wyszła, Ania spojrzała na Kasię uważnie.
— Mów. Od razu wiedziałam, iż coś cię gnębi. Może pomogę.
Kasia nie chciała się zwierzać, ale spojrzenie przyjaciółki było tak szczere, iż w końcu opowiedziała wszystko.
— Więc wyszłaś za tego Jacka? Pamiętam, jak byłaś w nim zadurzona.
— Tak. Ciągle się z mamą kłóciłyśmy przez niego. Zawsze stawiała mi ciebie za przykład. Mówiła, iż dobrze sobie w życiu poradzisz, bo jesteś rozsądna. A mnie nazywała romantyczną dziewczyną z powieści.
— No tak, pani Barbara — uśmiechnęła się Ania. — Wciąż uczy w szkole?
— Tak. — Kasia po raz pierwszy się uśmiechnęła.
Ania była wysoką, szczupłą blondynką o regularnych rysach. Kasia zaś miała okrągłą twarz, jasne, kręcone włosy i niebieskie, pełne ufności oczy. Faktycznie — dziewczyna z innej epoki, wierząca w miłość i gotowa dla niej na poświęcenia. Tyle iż teraz wyglądała na zmęczoną i przygaszoną.
— Na początku było dobrze. Ale podczas eliminacji Jack mocno dostał w głowę. Doznał udaru… Lekarze nie dawali szans. Ze sportem koniec. A ja byłam już w ciąży. Nie wiem, jak donosiłam.
Urodziła i z dzieckiem na rękach opiekowała się Jackiem. Gdyby nie mama, nie dałaby rady. Sprzedali samochód — potrzebne były pieniądze. Po pół roku wróciła do pracy, mama zajmowała się córeczką. Dziewczynka ma już sześć lat. Wygląda jak ojciec.
Rehabilitacja trwała latami. Kasia straciła nadzieję, iż Jacek kiedykolwiek znów będzie chodził. Ale dał radę. Ze sportem oczywiście koniec. Nie umiał nic poza boksem. Pracy nie mógł znaleźć — to kwalifikacje za niskie, to po kontuzji nikt nie chce. Coraz bardziej się zamykał, był rozdrażniony. Tylko z córką czasem się ożywiał… Kasia odwróciła głowę, by ukryć łzy.
— Spróbuję pomóc z pracą — Ania położyła dłoń na jej ręce. — adekwatnie to nie próbuję. Jak wrócę, porozmawiam z mężem. Nie jest żadnym magnatem, ale ma firmę. Jacek mógłby pracować jako ochroniarz? Nie martw się, jakoś to będzie.
— Dzięki, Aniu. Dobrze, iż cię spotkałam. Ale muszę już iść. Jacek nie lubi, gdy się spóźniam. Boi się, iż go zostawię.
— Wymieńmy się numerami. Zadzwonię jutro. Paweł mnie kocha, nie odmówi pomocy mężowi mojej przyjaciółki.
— Mama miała rację, jesteś naprawdę mądra. Ja Jacka besztam, a sama się mazgaję — przytuliła ją Kasia.
— Daj spokój! Wszystko się ułoży. Wiesz, jak to mówią? Nie ważne, jak startujesz, ważne, jak kończysz.
W domu Kasia nic nie powiedziała mężowi, by nie robić mu nadziei. Ania zadzwoniła dopiero trzeciego dnia, gdy Kasia już traciła cierpliwość.
— To ja. Cześć — usłyszała w słuchawce pełen energii głos Ani. — Rozmawiałam z mężem. Zgodził się zatrudnić Jacka jako ochroniarza. Tylko chce go najpierw poznać. Rozumiesz, po takich urazach bywają problemy…
— Rozumiem — odparła Kasia, ciesząc się, iż nie odmówił od razu.
— Więc niech jutro przyjdzie do biura o trzeciej. Garnitur, ogolony. I niech dziśPo latach, gdy ich córka już dorosła, a Jacek prowadził własną szkółkę bokserską, Kasia zrozumiała, iż życie potrafi nas czasem boleśnie zaskoczyć, ale też wynagrodzić każdą odważną decyzję.