Od jakiegoś czasu mam tak ciężko na sercu! Tak bardzo żal mi moich córek, iż nie mogę już dłużej milczeć.
Cały problem tkwi właśnie w mojej teściowej. Nie zrozumcie mnie źle – ona potrafi być dobrą kobietą, ale z jakiegoś powodu podzieliła swoje wnuki na „lepszych” i „gorszych”. Ma dwoje dzieci – syna i córkę. Oboje są porządnymi ludźmi, mają swoje rodziny. Każde z nich doczekało się dwójki dzieci. Różnica wieku pomiędzy wnukami to zaledwie pół roku – nasze są młodsze.
Kiedy córka mojej teściowej urodziła, babcia była najszczęśliwsza na świecie. Całymi dniami spędzała czas u niej, zajmując się dziećmi. Rodzice zięcia również stale pomagali. Słowem – wsparcie płynęło z obu stron. Patrząc na to, byłam spokojna: skoro tak kocha wnuki, to i nam pomoże. Tym bardziej, iż wiedzieliśmy, iż spodziewamy się bliźniaczek i czeka nas podwójne wyzwanie.
I faktycznie, po pół roku przyszły na świat nasze dziewczynki – nasze wymarzone księżniczki. Pierwszy miesiąc mąż wziął cały urlop, żeby pomóc mi się odnaleźć w tej nowej, pięknej rzeczywistości. Samotnie z dwójką maleństw nie dałabym rady. Za to wsparcie mam do niego nieskończoną wdzięczność i szacunek.
Ale na pomoc teściowej czekałam na próżno. Tak, ona bywa u nas, rozmawia z wnuczkami, ale nie ma w tym ani odrobiny ciepła, jakie powinno płynąć od babci. Od kochającej babci. Za to wciąż słyszę, jacy to mądrzy chłopcy są u jej córki, jak lubi się z nimi bawić, jak świetnie ją rozumieją.
Te piętnaście–dwadzieścia minut, które spędza u nas, to adekwatnie tylko opowieści i zachwyty nad wnukami córki. Moim dziewczynkom minęło już prawie pół roku, a ja ani razu nie usłyszałam od teściowej, iż je kocha, iż są cudowne, iż pięknie rosną i stają się coraz mądrzejsze. Widzę tę różnicę i bardzo mnie to boli.
Wiecie, kiedy chwali swoich „drugich” teściów, jak bardzo poświęcają się wnukom, mam ochotę zapytać: dlaczego nie traktuje tak samo córek swojego syna? Ale wiem, iż to byłaby tylko kłótnia i kolejne popsute relacje.
Z mężem o tym nie rozmawiam. Nie chcę go ranić. To w końcu jego mama – kobieta, którą kocha i szanuje. A ona nie potrafi zaakceptować jego dzieci jako swoich wnuczek. Zawsze znajdzie czas dla „ukochanych” wnuków córki, a dla naszych dziewczynek – nigdy.
Jak w takiej sytuacji zachować spokój? Nie chcę niszczyć z nią kontaktu. Ale jak jej uświadomić, iż te małe dziewczynki też potrzebują uwagi i miłości babci, a ja – wsparcia i pomocy? Ona przecież nie jest już młoda, powinna to rozumieć sama.