Aleksandra Kwiatkowska: Mogłoby się wydawać, iż nie ma bardziej odległych pojęć niż nauka i sztuka. Jednak okazuje się, iż coś je łączy.
Marlena Hewitt: Tak, i to bardzo dużo. Patrząc na historię ludzkości z perspektywy czasu widoczna jest ogromna zależność pomiędzy naukowymi osiągnięciami a sztuką. Przykładem może być renesansowe rozumienie przestrzeni poprzez perspektywę – perspektywa linearna została opracowana w XV wieku przez Leona Battistee Albertiego. Z kolei przejście promienia świetlnego przez pryzmat stało się inspiracją dla pointylizmu, a później samego impresjonizmu.
A ogólna teoria względności głoszona przez Einsteina w 1915 roku, jest moim zdaniem bardzo dobrze widoczna w późniejszych pracach Kandinskiego…
Sztuka i nauka mają bardzo długą i silną historię. Sztuka dobrze „komunikuje” naukę i inspiruje się nią. Komunikacja wizualnej możemy użyć w nauce, marketingu, polityce. Sztuka jest bardzo uniwersalna i można ją wykorzystać w wielu dziedzinach.
AK: Istnieje wiele pojęć wspólnych dla nauki i sztuki. Na przykład nieskończoność, czyli byt nieograniczony. Dla ciebie, jako artystki, co on oznacza?
Z archiwum Marleny Hewitt
MH: Ty mówisz „nieskończoność”, a ja od razu widzę kompozycję otwartą. Coś co nie ma początku i końca. Mój mózg nauczył się gwałtownie przetwarzać słowa w obrazy i odwrotnie. Przypomina mi się przepiękna teoria Wittgensteina o zależności pomiędzy słowem a obrazem. Sama nieskończoność interesuje mnie mniej niż koniec czegoś starego i początek nowego. Fascynuje mnie zmiana, ponieważ w niej można znaleźć wiele informacji, które mogą być przetworzone wizualnie poprzez język wzornictwa – pattern language.
Abstrakcja w medycynie
AK: Zanim zaczniemy rozmawiać o twoich projektach, chciałabym zapytać o początki fascynacji nauką i sztuką.
MH: Zawsze intrygowało mnie malarstwo abstrakcyjne. Jednak troszeczkę przeszkadzało mi, iż ono nie miało swojej historii. A ja bym chciała, żeby ta abstrakcja miała jakieś znaczenie.
Gdy zaczęłam interesować się różnymi ilustracjami medycznymi, to odkryłam, iż są tam abstrakcyjne kształty, które same w sobie są piękne, ale też znaczące dla jakiejś dziedziny. Niezwykły też
jest sposób ich odbierania przez osoby, które nie mają pojęcia o sztuce, a mimo to te rysunki intrygują i ciekawią.
Kiedyś interesowałam się medycyną. Ale strach przed krwią jakoś mnie blokował. Miałam opory, żeby podjąć studia medyczne. Wybrałam sztuki wizualne, ale po latach ta więź między nauką a sztuką powróciła. Pierwsze moje naukowe ilustracje były właśnie z dziedziny medycyny dla Harvard Medical School.
AK: Jednym z realizowanych przez ciebie projektów jest STEAM, czyli połączenie nauki (science), technologii (technology), inżynierii (engineering), sztuki (art) i matematyki (mathematics)? W jaki sposób się do niego włączyłaś?
MH: Te wszystkie projekty zaczęłam robić w Stanach. Mieszkałam tam przez 20 lat i dopiero niedawno przeprowadziłam się do Polski. STEAM to jest program rządowy, realizowany już w szkołach podstawowych. Jest to świadoma inwestycja. Amerykanie wiedzą, iż AI (Artificial Intelligence) będzie na tak wysokim poziomie, iż prace, które są „powtarzalne”, po prostu znikną z rynku pracy. Program ma przygotować na ogromną zmianę, jaka przyjdzie.
Z archiwum Marleny Hewitt
Chodzi o to, żeby te dzieci umiały połączyć te wszystkie dziedziny, żeby je ze sobą splatały i zrobiły coś kreatywnego. Ważna jest umiejętność zarządzania projektami, kooperacja z ludźmi, praca „out of the box” – nieszablonowe myślenie.
Niektóre zawody nie będą już potrzebne za kilka lat. Piszesz na przykład wypracowanie, a są programy, które same ci te wypracowanie napiszą. Pewnie i książki w ten sposób będą powstawać…?
AK: Mam nadzieję, iż do tego nie dojdzie. Pójdę z torbami.
MH: Myślę, iż wielu z nas pójdzie z torbami, dlatego programy takie jak STEAM mają nas na to przygotować. Dla naszych dzieci to już będzie zupełnie inna rzeczywistość. Rząd amerykański inwestuje w dziecko, aby było kreatywne i samodzielnie myślące. Musimy być, przynajmniej taki jest zamysł, jeden krok przed AI.
O księżniczkach
AK: Wśród projektów, które promowałaś był Girls in STEAM.
MH: Kiedy moja starsza córka była malutka, studiowałam architekturę. Pytałam: czy jak dorośniesz, będziesz księżniczką? Ona stwierdziła, iż będzie budować zamki. Myślę: fajne dziecko sobie wychowałam. Ale potem poszła do szkoły i wróciła z niej już jako różowa księżniczka. Zdałam sobie sprawę, co się stało z nami jako społeczeństwem. Patrzymy na nasze dzieci jak na takie księżniczki, które są bezbronne, czekają, aż rycerz przyjdzie i je uratuje. A one same przecież potrafią się uratować.
Gdy otworzyło się dowolną książkę, nie było obrazków, na których kobieta była silną osobą, kreatywną, zaradną. Zawsze była to księżniczka.
Zaczęłam robić ilustracje dziecięce, które pokazywały dziewczynkę w innej roli. Na przykład w krainie komórek. Chodziło mi o to, żeby dziewczyny mogły identyfikować z taką postacią.
AK: Nie sposób nie pomyśleć w tym momencie o „cnotach niewieścich”. Nie zajmujmy się jednak polityką. Co było dla ciebie momentem przełomowym w pracy nad tymi projektami?
Z archiwum Marleny Hewitt
MH: Wydaje mi się, iż spotkanie z Anną Barnacką. Ania pracuje na wydziale astrofizyki na Harvardzie. Zrobiłam ilustrację do jej badań naukowych, która później była publikowana w wielu miejscach. Poznała mnie ona również z Davidem Ibbettem, komponującym muzykę na podstawie badań naukowych. To doprowadziło do późniejszej współpracy z profesorem z Harvardu, badającym egzoplanety, czyli takie, które istnieją poza Układem Słonecznym. Nasze prace pokazano w Museum of Science w Bostonie.
Inną osobą, która mnie również zainspirowała był naukowiec, który pracował nad zaćmieniami, ale w połączeniu z aplikacjami dla ludzi niewidomych. Jego celem była popularyzacja astrofizyki wśród ludzi, którzy nie widzą.
Robił różnego rodzaju eksperymenty z aplikacjami. Jak te zjawiska pokazać poprzez wibracje.
AK: Szalenie trudne…
MH: Nie, rzeczy „zrozumiałe” nie są trudne, rzeczy „niezrozumiałe” są trudne, ale za to intrygujące i żeby je zrozumieć musimy iść krok do przodu. Nie możemy robić tego, co wszyscy. Musimy myśleć „out of the box” – nieszablonowo.
Powinniśmy celebrować i doceniać tę inność. Dzięki temu możemy się jeszcze dużo nauczyć i o świecie i o samych sobie. Trzeba iść w kierunku, który jest dla nas troszeczkę niekomfortowy. Kiedy sztuka spotyka się z nauką, wtedy ta interdyscyplinarność powoduje, iż my potrafimy patrzeć na jedną dziedzinę z wielu różnych perspektyw.
AK: W tym, co mówisz, czuć wielką fascynację.
MH: To jest świetne doświadczenie, o ile pracuje się nad czymś z ludźmi, którzy ukazują pomysł ze swojej perspektywy.
W tych projektach nie myśli się o sobie ale o wspólnym celu. Zawsze podobało mi się, iż w średniowieczu nikt nie podpisywał się pod swoim dziełem.
Powstały wspaniałe budowle, a nie znamy nazwiska architekta. Teraz jest podobnie. Nie czuję się taka superważna, ale fajne jest właśnie to, iż jestem częścią wielkiego, innowacyjnego projektu.
AK: Taki team w steam…
MH: (śmiech) Wydaje mi się, iż pracując nad projektem, możemy zrobić razem dużo więcej. Czuję się bardzo spełniona. To wielka przyjemność. Jest luka między środowiskami naukowymi a dostępnością, zrozumieniem. Przez muzykę, sztukę one mogą być proste. Ale trzeba umieć je prosto opowiedzieć.
AK: Plany na przyszłość?
MH: Przez większość życia mieszkałam we Francji i w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracowałem nad tymi projektami. Chciałabym pracować nad podobnymi w Polsce.
Marlena Hewitt, absolwentka kolskiego Liceum Plastycznego, studiowała architekturę i malarstwo na Massachusetts College of Art and Design w Bostonie, stypendystka Marszałka Województwa Wielkopolskiego.