"Kiedyś to kochałam, dziś mnie frustruje". Matki nienawidzą tego codziennego obowiązku

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Matki zmęczone wieloma obowiązkami przestają mieć motywację i radość z gotowania. fot. tomsickova/123rf.com


"Co dziś na obiad?" – wołają każdego dnia dzieci, przekraczające po południu próg domu. Słysząc to zdanie, jeszcze miesiąc temu krew mnie zalewała. Odkryłam, iż nie ja jedna mam kulinarny kryzys. Dopada on wiele mam, które narzucają sobie presję codziennego gotowania zdrowych i pożywnych posiłków.


Radość z gotowania


Zaczęło się już kilka lat temu, kiedy moje dzieci były niemowlakami. Byłam mamą na urlopie macierzyńskim i z zapałem codziennie gotowałam moim maluchom warzywa, którymi rozszerzałam im dietę. Do tego wprowadzanie BLW, różnorodność w diecie, chęć zarażenia ich miłością do kolorowych i pełnowartościowych posiłków. Kiedy zobaczyłam, jak mój kilkumiesięczny syn zajada się ze smakiem różyczką brokuła, pomyślałam, iż to cudowne uczucie móc wymyślać dla niego potrawy.

Początki rozszerzania diety u synów bywały różne, nie każdy smak i konsystencja im pasowały. Ale próbowaliśmy, potem sprzątałam i tak to się kręciło. Z euforią powitałam pierwsze urodziny każdego z synów, kiedy jeszcze bardziej mogliśmy urozmaicić nasze śniadania, obiady i kolacje. Zawsze lubiłam gotować dla najbliższych i prawdziwą przyjemność odczuwałam z ich zachwytów nad moimi kulinarnymi poczynaniami.

Kryzys przyszedł, kiedy dzieci poszły do przedszkola – zaczęły jeść większość posiłków w placówce. Ciężko było mi codziennie wymyślać jakieś różnorodne obiady dla mnie i męża, wciąż szukałam w sieci inspiracji. Kończyło się zwykle i tak tym, iż przynajmniej raz w tygodniu gotowałam rosół, potem z niego pomidorową. Kolejnego dnia kotlet z piersi kurczaka z marchewką i groszkiem, wymiennie z jakimś makaronem z pesto albo kurczakiem i warzywami. Nic specjalnego, nic zachwycającego.

Koniec z motywacją


Podczas jednego ze spotkań rodzinnych zaczęłam o jedzeniu rozmawiać z mamą i babcią. Wszystkie doszłyśmy do wniosku, iż są dni, kiedy już naprawdę nie wiemy, co ugotować i nie mamy całkiem pomysłów na obiady. Przecież jest tyle przepisów i inspiracji. My natomiast nie mamy w ogóle motywacji do wymyślania jakichś nowości. Zapominamy też o wielu sprawdzonych klasykach, które jakoś nam umykają, gdy planujemy tygodniowe menu.

We 3 doszłyśmy do wniosku, iż przecież zawsze lubiłyśmy gotować, ale jakoś straciłyśmy do tego chęci i cierpliwość, a robienie obiadu stało się smutnym przymusem. Kilka dni później trafiłam w sieci na post w Threads autorstwa Agnieszki Kowalewskiej, instagramerki publikującej pod nickiem mamowymi (pisownia oryginalna – przyp. red.):

"Muszę zrobić obiad dzieciom. To jest chyba jeden z najbardziej znienawidzonych aspektów rodzicielstwa dla mnie. Nienawidzę gotować, ale jeść kocham, dzieci kocham, więc muszę... Będą naleśniki, których nie lubię, ale dzieci uwielbiają. Dużo 'nie lubię' w tym wątku" – napisała influencerka.

I wiecie co? Totalnie się z nią zgadzam. Chociaż różni nas to, iż zwykle ja lubię gotować, bo to mój sposób informowania najbliższych, iż ich kocham i chcę o nich dbać. Jednak widmo tego, iż muszę ugotować obiad, sprawia, iż przestałam całkowicie czerpać z tego przyjemność. Razem z tym gdzieś umknęła moja pasja i tysiące pomysłów na różnorodne dania, które będą dostarczały rodzinie witamin i składników mineralnych.

Zmień nastawienie


Do tego przymusu dochodzą obowiązki zawodowe, tysiące tych związanych z opieką i wychowaniem dzieci, próby wyszarpnięcia czasu w własny relaks. Pod postem Kowalewskiej rozgorzała dyskusja o tym, jak znaleźć inspiracje, co poradzić na tę niemoc i niechęć do stania przy garach. Wśród różnych komentarzy z podpowiedziami, co można dzieciom zrobić na obiad, co będzie szybkie, smaczne, zadowalające, pojawiły się też komentarze dotyczące samej postawy kobiety.

Słusznie przyznała jedna z obserwatorek: "Musisz zmienić nastawienie, inaczej będzie Cię to zawsze męczyć". Takie proste, a takie prawdziwe. Sama zamierzam się do tego zastosować, szczególnie iż pamiętam, iż kiedyś to wcale nie był dla mnie przymus, a sposób na odpoczynek. Od kilku dni staram się gotować wieczorami, żeby następnego dnia nie musieć w pośpiechu po przedszkolu kombinować, co dać moim dzieciom do jedzenia.

Przeglądam profile kulinarne na Instagramie, oglądam rolki z pomysłami na obiady i wiecie co? Trochę bardziej mi się chce. Nie jest to jeszcze postawa idealna, ale wierzę, iż im bliżej do wiosny, tym będzie lepiej. Przecież zaraz pojawią się nowalijki, wszyscy z apetytem będziemy jedli rzodkiewki, sałatę czy zupę jarzynową na młodych warzywach. A tymczasem zerkam też w podpowiedzi innych kobiet pod wspomnianym postem. Może ugotuję dzieciom coś prostego z inspiracji innych matek w podobnym kryzysie.

Idź do oryginalnego materiału