Radość z gotowania
Zaczęło się już kilka lat temu, kiedy moje dzieci były niemowlakami. Byłam mamą na urlopie macierzyńskim i z zapałem codziennie gotowałam moim maluchom warzywa, którymi rozszerzałam im dietę. Do tego wprowadzanie BLW, różnorodność w diecie, chęć zarażenia ich miłością do kolorowych i pełnowartościowych posiłków. Kiedy zobaczyłam, jak mój kilkumiesięczny syn zajada się ze smakiem różyczką brokuła, pomyślałam, iż to cudowne uczucie móc wymyślać dla niego potrawy.
Początki rozszerzania diety u synów bywały różne, nie każdy smak i konsystencja im pasowały. Ale próbowaliśmy, potem sprzątałam i tak to się kręciło. Z euforią powitałam pierwsze urodziny każdego z synów, kiedy jeszcze bardziej mogliśmy urozmaicić nasze śniadania, obiady i kolacje. Zawsze lubiłam gotować dla najbliższych i prawdziwą przyjemność odczuwałam z ich zachwytów nad moimi kulinarnymi poczynaniami.
Kryzys przyszedł, kiedy dzieci poszły do przedszkola – zaczęły jeść większość posiłków w placówce. Ciężko było mi codziennie wymyślać jakieś różnorodne obiady dla mnie i męża, wciąż szukałam w sieci inspiracji. Kończyło się zwykle i tak tym, iż przynajmniej raz w tygodniu gotowałam rosół, potem z niego pomidorową. Kolejnego dnia kotlet z piersi kurczaka z marchewką i groszkiem, wymiennie z jakimś makaronem z pesto albo kurczakiem i warzywami. Nic specjalnego, nic zachwycającego.
Koniec z motywacją
Podczas jednego ze spotkań rodzinnych zaczęłam o jedzeniu rozmawiać z mamą i babcią. Wszystkie doszłyśmy do wniosku, iż są dni, kiedy już naprawdę nie wiemy, co ugotować i nie mamy całkiem pomysłów na obiady. Przecież jest tyle przepisów i inspiracji. My natomiast nie mamy w ogóle motywacji do wymyślania jakichś nowości. Zapominamy też o wielu sprawdzonych klasykach, które jakoś nam umykają, gdy planujemy tygodniowe menu.
We 3 doszłyśmy do wniosku, iż przecież zawsze lubiłyśmy gotować, ale jakoś straciłyśmy do tego chęci i cierpliwość, a robienie obiadu stało się smutnym przymusem. Kilka dni później trafiłam w sieci na post w Threads autorstwa Agnieszki Kowalewskiej, instagramerki publikującej pod nickiem mamowymi (pisownia oryginalna – przyp. red.):
"Muszę zrobić obiad dzieciom. To jest chyba jeden z najbardziej znienawidzonych aspektów rodzicielstwa dla mnie. Nienawidzę gotować, ale jeść kocham, dzieci kocham, więc muszę... Będą naleśniki, których nie lubię, ale dzieci uwielbiają. Dużo 'nie lubię' w tym wątku" – napisała influencerka.
I wiecie co? Totalnie się z nią zgadzam. Chociaż różni nas to, iż zwykle ja lubię gotować, bo to mój sposób informowania najbliższych, iż ich kocham i chcę o nich dbać. Jednak widmo tego, iż muszę ugotować obiad, sprawia, iż przestałam całkowicie czerpać z tego przyjemność. Razem z tym gdzieś umknęła moja pasja i tysiące pomysłów na różnorodne dania, które będą dostarczały rodzinie witamin i składników mineralnych.
Zmień nastawienie
Do tego przymusu dochodzą obowiązki zawodowe, tysiące tych związanych z opieką i wychowaniem dzieci, próby wyszarpnięcia czasu w własny relaks. Pod postem Kowalewskiej rozgorzała dyskusja o tym, jak znaleźć inspiracje, co poradzić na tę niemoc i niechęć do stania przy garach. Wśród różnych komentarzy z podpowiedziami, co można dzieciom zrobić na obiad, co będzie szybkie, smaczne, zadowalające, pojawiły się też komentarze dotyczące samej postawy kobiety.
Słusznie przyznała jedna z obserwatorek: "Musisz zmienić nastawienie, inaczej będzie Cię to zawsze męczyć". Takie proste, a takie prawdziwe. Sama zamierzam się do tego zastosować, szczególnie iż pamiętam, iż kiedyś to wcale nie był dla mnie przymus, a sposób na odpoczynek. Od kilku dni staram się gotować wieczorami, żeby następnego dnia nie musieć w pośpiechu po przedszkolu kombinować, co dać moim dzieciom do jedzenia.
Przeglądam profile kulinarne na Instagramie, oglądam rolki z pomysłami na obiady i wiecie co? Trochę bardziej mi się chce. Nie jest to jeszcze postawa idealna, ale wierzę, iż im bliżej do wiosny, tym będzie lepiej. Przecież zaraz pojawią się nowalijki, wszyscy z apetytem będziemy jedli rzodkiewki, sałatę czy zupę jarzynową na młodych warzywach. A tymczasem zerkam też w podpowiedzi innych kobiet pod wspomnianym postem. Może ugotuję dzieciom coś prostego z inspiracji innych matek w podobnym kryzysie.