To proste jak budowa cepa. W relacji ma być nam lepiej. Mamy być z drugą osobą szczęśliwsze, spełnione i zadowolone, tęsknić za kimś i nie móc się doczekać, by podzielić się istotną wiadomością właśnie z tą osobą. jeżeli bycie z kimś to pasmo frustracji i niekończących się problemów, to nikt normalny tego na dłuższą metę nie zniesie.
Każdy zdrowy człowiek idąc w góry, zostawia w domu zbędny balast. Zabiera w plecak tylko to, co naprawdę ważne i potrzebne. Wie bowiem, iż przed nim długa droga, pod górkę. Wszystko, co utrudnia wędrówkę, jest zatem zbędne.
Życie samo w sobie jest przecież wystarczająco trudne, podobnie jak górska wędrówka, żeby dokładać sobie ciężarów. I właśnie dlatego tak wiele kobiet rezygnuje z relacji. Nie dlatego, iż nie chcą mieć faceta, ale dlatego, iż ten, którego mają, bardziej przeszkadza niż pomaga. Ogranicza, wylicza, krzyczy, poniża i często uważa do tego, iż jest najważniejszy na świecie. Żadna kobieta na dłuższą metę tego nie zniesie…

Byle żeby był…
Chłop kiedyś wystarczy, iż był. Bez niego nie dało się, po prostu. Kobieta nie miała szans na spokojne życie…
Od chłopa jednak kilka się wymagało. Można było się cieszyć, gdy nie bije i nie pije. jeżeli bił i pił, to euforia odczuwało się, iż niewiele, niemocno i nieczęsto. Poza tym mężczyzna traktował kobietę raczej w dość specyficzny sposób. Jednak z braku innych opcji, usprawiedliwiało się choćby wyjątkowo trudne męskie zachowania i wiele upokorzeń serwowanych przez mężczyzn. Kobieta trwała, zagryzała wargi, bo nie iała wyjścia.
Tak było
Moja babcia twierdzi na przykład, iż jej mąż nigdy nie podał jej herbaty, nie zrobił kanapki, nie wspominając o „pomocy” przy dzieciach i na przykład przewinięciu pieluszki. Nie wiem, jakie są statystyki, ale podobno historia związku mojej babci nie jest wyjątkiem, raczej normą. Dwa pokolenia wstecz naprawdę mało który chłop „pomagał” w domu. jeżeli choćby to robił, był wyjątkiem. Faceta z wózkiem wytykało się palcami, z prawdziwym zdumieniem na twarzy i…klaskało się mu, podziwiając, jak on daje sobie radę na półgodzinnym spacerze z własnym dzieckiem! To była norma… Większość traktowała kobiety jako służące, praczki, kucharki, istoty podrzędne, całkowicie kontrolowana i podporządkowane.
Podobno wcześniej było jeszcze gorzej….Choć wydaje się, iż być gorzej nie może. Na wsiach kobiety były mniej warte niż krowy, a w domach szlacheckich ich rola ograniczała się do kogoś, kto był na tyle wartościowy, ile wiano, które wnosi w związek. Kobieta sama o sobie nie mogła stanowić. jeżeli pozostawała sama, jej majątkiem dysponował brat lub ojciec. Nigdy ona. Z natury uważano, iż nie jest zdolna, bo…jest po prostu głupsza.
Swoją drogą dzisiaj przez cały czas w ten sposób na kobietę się patrzy i to nierzadko postrzegają w tych kategoriach tak zwaną słabą płeć wyedukowani, dobrze wykształceni mężczyźni. Sama słyszałam tego typu teksty nieraz, niby żartem, niby tak całkiem nie na serio, ale to, co kryło się pod płaszczykiem niezbyt wyszukanego poczucia humoru, było formą informacji zwrotnej. Nie nadajesz się. Jesteś głupsza. Nie to, co ja…oczywiście.
To tak jakby komuś się wydawało, iż ludzie się zmieniają. Nie, nie zmieniają się. I to nie jest komplement – mężczyzna wyrastający w domu, w którym nie szanuje się kobiet, nie będzie traktował „bab” poważnie. jeżeli nie uda mu się wspiąć wyjątkowo wysoko na drabinie kariery, by patrzeć na „ograniczone kobiety” z wysoka, to zareaguje gniewem i agresją. Zamiast szacunku, będzie atak i ciągłe próby tłamszenia. Dzisiaj jednak kobiety sobie na to już nie pozwalają. A tylko nieliczni panowie wyciągają wnioski i odcinają się od niezbyt dobrych wzorców z własnego domu rodzinnego.
Czego ty ode mnie chcesz?
Kobiety podobno mają jakieś niestworzone wymagania. Podobno zgłupiałyśmy do reszty.
Powinniśmy się cieszyć, iż mamy dach nad głową, iż mąż przynosi pensję do domu, iż pije tylko od czasu do czasu, nieważne, iż sprowadza rolę kobiety do funkcji usługiwaczki. Ważne, iż portki nosi… To przecież bez znaczenia, jaki jest. My, kobiety nic takiego nie robimy, żeby czegokolwiek wymagać. Przecież zawodowa praca kobiet to bzdura, absolutnie nic wartościowego. Zresztą nieważne, czy kobieta pracuje zawodowo czy też nie, nie ma to znaczenia, bo na pewno to, czym się zajmuje kobieta nie jest takie ważne, jak to, na czym spędza czas jej partner. Przecież kobieta co do zasady jest gorsza i głupsza…
To właśnie takie myślenie budzi sprzeciw. Kobiety mają dość dokładnie takiego traktowania i sprowadzania ich do roli kogoś gorszego, kto co do zasady ma całować po stopach swojego partnera wybawiciela.
Kobieta w takim wydaniu powinna zredukować swoje oczekiwania do minimum. Nie stresować mężczyzny… Siedzieć cicho i dziękować za to, co ma. Nie ma miejsca na jej marzenia, plany, ambicje, przecież to wszystko jest bez sensu. Po co jej to? Niech zajmie się czymś poważnym. Wtedy od razu wymagania przestaną mieć znaczenie. I doceni, iż ma faceta.
Nie wystarczy istnieć
To jest proste. Mężczyźni się denerwują i atakują kobiety z kieliszkiem wina i kotem u boku, bo te wredne kobiety po latach wtłaczania im do głów feministycznego bełkotu, mają wymagania.
Mówią, iż nie wystarczy być mężczyzną. Trzeba sobą coś reprezentować. Przede wszystkim trzeba własną kobietę szanować. Od tego się zaczyna. Szanowana kobieta szanuje swojego mężczyznę. Traktowana poważnie, również traktuje tak drugą osobę. Wysłuchana, słucha. Podziwia nie za sam fakt istnienia, ale za to, co kto robi. Sama bowiem działa ustawicznie. Nic dziwnego, iż tego samego oczekuje.
Tymczasem mężczyźni, przynajmniej niektórzy, chcą tego, co było. Tego, iż facet jest, idzie do pracy, potem do domu i czeka na kobietę, która też wraca z pracy, ale to ona ma mu podać obiad, posprzątać, ogarnąć dom, dzieci, a on będzie siedział na kanapie i czekał aż wszystko zostanie zrobione. W tym układzie mężczyzna zostanie uratowany od konieczności włączania pralki, gdy ma katar, nie umrze, nie zaatakują go również inne obowiązki domowe…Nawet o nich nie pomyśli, skoro nie do niego one należą. I teraz zastanówmy się, czy tego samego chce kobieta?
Jeśli ona pracuje zawodowo, kształci się, dba o swój rozwój, to po godzinach ma zrzucić obcasy, zakładać fartuch i robić wszystko sama w domu? Dlaczego ma się na to godzić? Bo jest kobietą?
Lub inaczej…dlaczego ma rezygnować z rozwoju zawodowego, żeby rodzic dzieci, prowadzić dom, a potem słyszeć, iż do niczego innego się nie nadaje, tylko do miotły? Ma po latach dziecięcego płaczu i marudzenia, gdy maluchy w końcu podrosną i ona zechce wrócić do pracy, zostać zrównana z ziemią i wyśmiana, bo przecież nie da rady i niczego nie potrafi? Ma usłyszeć, iż przecież wypadła z obiegu? Zostać wyśmiana, iż chce zaczynać wszystko od nowa? Niech zapomni! On się nie zgadza! Bo szanowny mąż zamiast po prostu uczestniczyć w prowadzeniu domu, od początku tego nie robił i teraz stanowczo się sprzeciwia, żeby zacząć robić cokolwiek… Uznawał, iż ma żonę i to ona mu poda i przygotuje wszystko i tak ma być już zawsze.
Kobiety zmądrzały i nie chcą tego. Już się na to nie godzą.
Po partnersku
Kobiety pragną dla siebie normalnego, dobrego traktowania. Nie chcą być utrzymywane (choć ciągle zarzuca się, iż lecą tylko na pieniądze!), ale też nie godzą się na utrzymywanie męża. Czym innym jest sytuacja, gdy ktoś traci pracę i szuka nowej, a czym innym poczucie, iż mi się pracować nie chce, bo jestem stworzony do wyższych celów….
Kobieta nie chce kogoś, kto absolutnie do niczego się nie poczuwa, nie jest zaradny, zorganizowany, uważa się za kogoś lepszego od niej...Po co kobiecie kula u nogi, dodatkowe obowiązki wynikające z faktu, iż jest się w relacji? Po co jej ustawiczne pretensje, krzyki, tłumaczenie się? Skoro można żyć spokojniej i bez stresu, to każdy rozsądnie myślący, wybiera właśnie to? Kobiety nie są przecież masochistkami. One zasługują na spokojne, dobre życie.
Według badań singielki są szczęśliwsze niż nieszczęśliwe mężatki. To rzecz jasna jak najbardziej naturalne i zrozumiałe. Badania jednak pokazują coś jeszcze: mianowicie, iż kobiety i mężczyźni w udanych relacjach są szczęśliwsi niż single. To jasno udowadnia, iż lepszy dobry związek niż żaden, ale jednocześnie lepsze bycie samej niż w beznadziejnym związku.
Czy naprawdę lepiej być singielką?
Jak to wszystko podsumować? Może tak, iż w końcu mamy wybór. jeżeli nie możemy mieć lepszego życia w relacji, to wybieramy wystarczająco dobre życie w pojedynkę. Za nic mamy bycie w związku, który więcej nam zabiera niż daje…To już minęło. I to już nie wróci.