Kobieta zostaje matką po szesnastu latach trudnych starań

newsempire24.com 2 tygodni temu

Pięćdziesięcioletnia kobieta została matką po szesnastu latach męczących prób

Halina Nowak, mieszkanka małego miasteczka pod Olsztynem, zawsze patrzyła z tęsknotą i zawiścią na szczęśliwe matki. Wydawało się, iż otaczają ją wszędzie: w parku, w sklepie, na ulicy. Halina marzyła o dziecku, ale jej ciało, zdradliwie słabe, nie poddawało się tej marce. Problemy zdrowotne stały się murem między nią a macierzyństwem, a z każdym dniem mur ten wydawał się wyższy.

Gdy zrozumiała, iż naturalne zajście w ciążę nie będzie możliwe, Halina zdecydowała się na in vitro. Pierwsza próba dała nadzieję, ale skończyła się tragedią — poronieniem. Serce pękało, ale się nie poddała. Przez szesnaście lat przeszła tę procedurę jeszcze siedemnaście razy. Za każdym razem — nowa nadzieja, za każdym razem — nowy cios. Leki, zastrzyki, niekończące się badania stały się jej życiem, a ból — towarzyszem.

Lekarze błagali Halinę, by odpuściła. Wyjaśniali, iż jej układ odpornościowy to prawdziwy wróg. Naturalne komórki NK w jej organizmie były zbyt agresywne. Traktowały zarodek jako zagrożenie, atakując go i uniemożliwiając zagnieżdżenie. „To bez sensu, pani tylko się męczy” — mówili. Ale Halina była nieugięta. Jej oczy płonęły determinacją, a głos drżał ze złości, gdy powtarzała: „Róbcie swoją robotę!”. Wydała na zabiegi fortunę — prawie milion złotych, ale sama myśl o kapitulacji wydawała się jej nie do zniesienia.

Cud zdarzył się, gdy miała czterdzieści siedem lat. Po kolejnej próbie okazało się, iż jest w ciąży. euforia zmieszała się ze strachem — strachem, iż znów wszystko się rozpadnie. Pod stałą kontrolą lekarzy żyła w napięciu, bojąc się każdego kolejnego dnia. „A jeżeli jutro to się skończy? Ta myśl nie opuszczała jej. Ale płód rozwijał się, a nadzieja rosła z każdym uderzeniem małego serduszka.

„Miałam cesarskie cięcie w 37. tygodniu — wspomina Halina, jej głos drży od emocji. — Ani ja, ani lekarze nie mogliśmy ryzykować. I tak, z ich pomocą, urodziłam mojego chłopca, mojego Kazika. Będzie wielkim człowiekiem, jestem pewna, bo czekałam na niego tak długo, wypłakałam go każdą komórką ciała”.

W czasie ciąży Halina poznała doktora Marka Kowalskiego, założyciela Centrum Immunologii Rozrodczej w Warszawie. Stał się jej aniołem stróżem, wspierając na każdym kroku, prowadząc przez miesiące niepokoju. „Bez niego bym nie dała rady” — przyznaje z wdzięcznością.

Teraz, patrząc w oczy synka, Halina nie może powstrzymać łez. „Chcę powiedzieć wszystkim kobietom, które zwątpiły i myślą o poddaniu się: nie rezygnujcie! — mówi z ogniem. — Tylko mój upór dał mi Kazika. Za każdym razem, gdy na niego patrzę, cieszę się, iż nie zrezygnowałam. Macierzyństwo to coś, o co warto walczyć. Uwierzcie, są marzenia, których nie można zdradzić!”.

Jej historia to hymn wytrwałości. Szesnaście lat bólu, łez i strat nie złamało Haliny. Udowodniła, iż choćby najciemniejsza noc kończy się świtem, a teraz jej świt to śmiech małego Kazika, dla którego przeszła przez piekło.

Idź do oryginalnego materiału