-Kogo szukacie?

newsempire24.com 5 dni temu

Do kogo? Maria Nowak wraz z Mikołajem wyszli na ganek i spojrzeli na przybyłą.

Do Marii Nowak! Jestem wnuczką, a adekwatnie prawnuczką. Córką Aleksandra najstarszego syna pani Marii.

Maria Nowak siedziała na ławce zalanej słońcem i cieszyła się pierwszymi ciepłymi dniami. Wreszcie nadeszła wiosna. Tylko Bogu wiadomo było, jak Maria przeżyła tę zimę.

“Nie przeżyłabym kolejnej!” pomyślała Maria i odetchnęła z ulgą. Nie bała się już odejścia. Wręcz czekała na ten moment. Odłożyła już pieniądze. Kupiła choćby nową suknię.

Nic już nie trzymało jej na tym świecie.

***

Kiedyś miała dużą rodzinę męża, Jana Kowalskiego, wysokiego i silnego mężczyznę, oraz czworo dzieci trzech chłopców i jedną dziewczynkę. Żyli zgodnie, pomagali sobie, rzadko się kłócili. Dzieci wyrosły i rozleciały się po świecie.

Dwóch starszych synów poszło na studia, a potem rozjechali się do różnych miast do pracy. Średni źle się uczył, ale zajął się biznesem, który z czasem zagnał go za granicę, gdzie został. Córka też nie pozostała w rodzinnej wsi poleciała do Warszawy i gwałtownie wyszła za mąż.

Z początku dzieci często odwiedzały rodziców. Pisały listy, a gdy pojawiły się telefony, dzwoniły. Pojawili się wnukowie. Maria co jakiś czas pakowała starą, zniszczoną walizkę i jechała do któregoś z dzieci pomagać.

Z czasem wnuki też wyrosły z babcinej opieki. Coraz rzadziej ją zapraszano, coraz rzadziej dzwoniono. O odwiedzinach nikt już nie myślał nie było na to czasu. Praca, rodzina, własne dorastające dzieci.

Powodem, by przyjechać do rodzinnego domu, była wiadomość o śmierci ojca Jana Kowalskiego. Wydawało się, iż taki silny mężczyzna dożyje setki. Ale okazało się inaczej.

Po pogrzebie dzieci rozjechały się. Najpierw dzwoniły do matki, ale z czasem i te rozmowy ustały.

Maria próbowała dzwonić sama, ale gwałtownie zrozumiała, iż nie jest potrzebna, i odpuściła. Tak minęło ostatnich dziesięć lat. Raz na jakiś czas ktoś z dzieci o niej pamiętał i wtedy kobieta przez tydzień chodziła uśmiechnięta.

Pewnego dnia Maria znów siedziała na ławce i dumała.

Dzień dobry, ciociu Mario! za płotem stał młody mężczyzna i uśmiechał się radośnie. Pamięta mnie pani?

Maria zmrużyła oczy:

Mikołaj? To ty?

Tak, ciociu Mario! ucieszył się chłopak i wszedł na podwórko.

Mikołaj był synem sąsiadów, którzy nie mogli żyć bez kłótni. Odkąd Maria go pamiętała, był zawsze głodnym dzieckiem. Z litości dokarmiała go, oddawała ubrania po swoich dzieciach i pozwalała nocować, gdy jego rodzice urządzali kolejną awanturę.

Nie długo wytrzymali rodzice Mikołaja. Odeszli. Chłopca zabrano do domu dziecka, a potem Maria go nie widziała i bardzo za nim tęskniła.

Gdzie byłeś tyle czasu, Mikołaju? ucieszyła się kobieta.

Najpierw w domu dziecka, potem służyłem w wojsku, a na końcu się uczyłem. Wróciłem na swoje. Będę podnosić wieś!

Co tu podnosić? machnęła ręką Maria. Wszyscy wyjechali.

Nic nie szkodzi! Poradzę sobie!

I zaczęło się dla Marii nowe życie. Mikołaj zatrudnił się u Nowaka największego rolnika w okolicy.

W wolnym czasie naprawił swój stary dom po rodzicach i nie zapominał o Marii pomagał w gospodarstwie. Kobieta rozkwitła. Nazywała go “synkiem”. Tak minęły trzy lata.

Wyjeżdżam, ciociu Mario powiedział pewnego dnia Mikołaj. Nowak zupełnie oszalał. Każe pracować, a płacić nie chce. Jadę do pracy za granicę. Nie gniewaj się!

Co ty, Mikołaju, o jakim gniewie mowa? Jedź z Bogiem!

Znów Maria została sama. Czasem chciało jej się płakać z samotności. Tak mijały dni w oczekiwaniu na koniec. Ale coś ją jednak trzymało na tym świecie.

***

Dzień dobry, ciociu Mario! rozległ się znany głos. Maria spojrzała na płot i zobaczyła znajomą twarz.

Mikołaj! Czy to ty?

Ja, ciociu Mario! wysoki, dobrze ubrany mężczyzna wszedł na podwórko. Wróciłem! Na dobre!

Ojej! Co za radość! zakrzątała się Maria. Wejdź, Mikołaju! Zaraz nastawię herbatę!

Herbata to dobry pomysł! uśmiechnął się Mikołaj. Tylko najpierw wpadnę do domu. Nie wiedziałem, iż cię zastanę, nie wziąłem niczego!

Po pół godzinie szczęśliwa Maria i nie mniej szczęśliwy Mikołaj siedzieli przy stole, pili herbatę z pięknych, starych filiżanek i nie mogli się nagadać.

Już myślałam, iż czas na tamten świat, Mikołaju otarła łzę Maria.

Oj, daj spokój! żartobliwie pogroził jej palcem. Teraz dopiero zaczniemy żyć! Zarobiłem pieniądze, teraz rozwinę własne gospodarstwo! Jeszcze długo ci tu ze mną będzie dobrze!

Gospodarze! Jest ktoś w domu? rozległ się dźwięczny głosik. Maria wyjrzała przez okno i zobaczyła dziewczynę w krótkim płaszczu i butach na obcasach.

Do kogo? Maria z Mikołajem wyszli na ganek.

Do pani Marii Nowak! Jestem prawnuczką. Córką Aleksandra najstarszego syna pani Marii.

Kobieta i mężczyzna spojrzeli na siebie.

Dzwoniłam, ale telefon był wyłączony! Więc przyjechałam na chybił trafił!

No wejdź! zaprosiła zmieszana Maria, a Mikołaj podbiegł i wziął walizkę.

Maria i Mikołaj patrzyli, jak Weronika z apetytem zajadała przygotowane przysmaki i opowiadała o sobie.

Nie lubię miasta. Chcę żyć na wsi! Ale rodzice nie rozumieją. Dziadek Aleksander zaproponował, żebym u was pomieszkała. Mówi, iż jak spróbuję życia na wsi, to mi przejdzie! Dzwonił do pani. I tata dzwonił. I ja. Ale nie mogliśmy się dodzwonić. Wybaczcie! Nie będę ciężarem! Mam pieniądze! I przywiozłam prezenty od taty i dziadka! Zostanę do sesji studiuję zaocznie i wrócę!

Zostań, ile chcesz! w końcu powiedziała Maria. To dla mnie radość!

Minął

Idź do oryginalnego materiału