„Już nie jesteś moją matką”: jak córka zdradziła kobietę, która oddała za nią życie
Gdy urodziłam Olę, miałam dwadzieścia lat. Byłam jeszcze dziewczyną. Naiwną, ale szalenie zakochaną w jej ojcu. Odszedł ode mnie, gdy córeczka nie miała choćby roku. Po prostu się spakował i zniknął. Powiedział, iż nie jest gotowy, iż życie dopiero się zaczyna. Zostałam sama, bez wsparcia, bez rodziców – mama zmarła wcześnie, a tata porzucił nas jeszcze w dzieciństwie.
Pracowałam na dwóch etatach, mieszkałam w kawalerce, a Ola często chorowała. Biegałam z nią po lekarzach, stałam w kolejkach, czasem zasypiałam na ławce w przychodni. Nie miałam czasu dla siebie. Żyłam tylko nią. Kupić sukienkę – znaczyło nie kupić Oli leków. Wyjść na randkę – znaczyło zostawić ją z kimś, a ja nie ufałam obcym.
Ola rosła zdolna. W szkole była najlepsza. Ciągnęłam korepetycje, kursy, zajęcia dodatkowe. Płakałam nocami, gdy coś jej nie wychodziło. Cieszyłam się bardziej niż ona, gdy dostała się na medycynę.
A potem wszystko się zmieniło.
Na drugim roku pojawił się u niej chłopak – Krzysiek. Starszy o dziesięć lat, rozwiedziony, z dzieckiem. Byłam w szoku.
— Olu, jesteś pewna? On nie jest dla ciebie.
— Nie wtrącaj się w moje życie! Już nie jestem dzieckiem! — krzyknęła wtedy.
Z każdym miesiącem oddalała się bardziej. Krysiu był dla niej ideałem. Zawsze „inni byli winni”. Była żona – wredna. Praca – niesprawiedliwa. Ludzie – zawistni. A ja – zła matka, która całe życie ją kontrolowała. Tak, on jej to wmawiał.
Starałam się milczeć. Ale pewnego dnia nie wytrzymałam – odważyłam się powiedzieć:
— On cię wykorzystuje. Manipuluje tobą. To nie jest miłość.
— Zazdrościsz mi! Nigdy nie miałaś takiego mężczyzny, więc się wkurzasz!
Zabolało mnie to.
Rok później oznajmiła: biorą ślub. I wyprowadza się do niego.
Pomogłam jej spakować rzeczy, kupiłam kołdrę, naczynia. A gdy się żegnałyśmy, Ola choćby mnie nie przytuliła.
— Nie udawaj, iż ci przykro. Zawsze chciałaś, żebym poszła — szepnęła cicho.
I poszła.
Po ślubie widywałam ją rzadko. Dzwoniłam pierwsza. Pisałam. Ale odpowiedzi stawały się krótsze. Aż w końcu zablokowała mój numer.
Dowiedziałam się od znajomej, iż Krzysiek ją przekonał – powiedział, iż jestem toksyczna, iż zepsułam jej dzieciństwo. Że to przeze mnie nie umie żyć.
Minęły dwa lata. Spotkałam ją przypadkiem w supermarkecie. Była z mężem. Zmęczona, opuszczone oczy, spięta.
— Olu, córeczko… — podeszłam.
— Nie podchodź do mnie — syknęła. — Już nie jesteś moją matką.
I odeszła.
Stałam między półkami z kaszą i czułam, jak całe moje ciało drży. Jak wszystkie te noce, gorączki, szpitale, łzy, praca, niedojedzone kanapki – wszystko znika. Jakby wyrwano mnie z jej życia, jak zbędną kartkę z zeszytu.
I nie wiem, czy wróci. Czy przypomni sobie, jak siedziałam przy jej łóżku, gdy była chora. Jak nie jadłam, by kupić jej książkę. Jak rezygnowałam ze wszystkiego, by miała przyszłość.
Wiem tylko jedno: jestem jej matką. I choćby jeżeli ona to neguje – prawda się nie zmieni. I będę ją kochać. choćby stąd, gdzie już nic nie boli.