Koszmar macierzyństwa: cień przeszłości i widmo rozwodu

newsempire24.com 5 dni temu

Dziennik Anny – Cień przeszłości i groźba rozwodu

Urlop macierzyński stał się dla mnie, Anny, prawdziwą próbą, która o mało nie zniszczyła naszej rodziny. W małym miasteczku nad Wisłą trzy lata z pierwszym dzieckiem zmieniły moje małżeństwo z Piotrem w pole bitwy. Teraz, gdy życie się ustabilizowało, mąż nalega na drugie dziecko, ale wspomnienia tych mrocznych dni wypełniają mnie paniką. Jego upór grozi powrotem do kłótni i, być może, do rozwodu. Jak się bronić, nie tracąc rodziny?

Gdy urodził się nasz syn, Tomek, miałam tyle nadziei. Przed macierzyństwem nasze życie z Piotrem było idealne. Spotykaliśmy się dwa lata, później jeszcze dwa mieszkaliśmy razem bez ślubu. Nie kłóciliśmy się – ani o życie codzienne, ani o pieniądze. Dzieliliśmy obowiązki po równo, omawialiśmy wydatki i zawsze znajdowaliśmy wspólny język. Dziecko planowaliśmy, przygotowywaliśmy się na trudności, ale nie sądziłam, iż rzeczywistość okaże się tak ciężka. Piotr, którego uważałam za kochającego i wyrozumiałego, zmienił się nie do poznania, a nasz związek zaczął pękać.

Pierwsze miesiące z niemowlęciem były piekłem. Jako niedoświadczona matka nie wiedziałam, jak radzić sobie z płaczem, kolkami, nieprzespanymi nocami. Całe moje życie kręciło się wokół Tomka, a Piotr tego nie rozumiał. Jego zdaniem, wystarczyło karmić dziecko co trzy godziny, dać smoczek i miałam wolne. „Przecież siedzisz w domu, co jest trudnego?” – mówił, wyrzucając mi, iż nie gotuję wykwintnych obiadów, rzadziej sprzątam, a jego koszule nie zawsze są wyprasowane. Gdy podgrzewałam zupę z poprzedniego dnia, krzywił się: „To już się nie nadaje do jedzenia!” Ale pomagać nie zamierzał. „Ja haruję w pracy, a ty siedzisz w domu, mogłabyś sobie radzić” – rzucał, ignorując, iż dzieckiem zajmuję się całą dobę.

Kłótnie wybuchały o byle co: kurz na półce, nieumyta patelnia, wczorajszy obiad. Piotr odmawiał pomocy choćby w weekendy, odpowiadając na moje prośby krzykiem: „Moja matka z trójką dzieci dawała radę, ogród uprawiała, codziennie gotowała! A ty z jednym dzieckiem w mieszkaniu nie możesz sobie poradzić!” Jego słowa bolały jak policzek. Czułam się bezużyteczna, a jego obojętność zabijała miłość, którą do niego czułam. Najboleśniejsza jednak była kontrola finansów. Gdy przestałam zarabiać, Piotr uznał, iż „trwonię pieniądze”. Żądał listy zakupów, ale kupował tylko to, co uważał za potrzebne. Pewnego dnia skreślił wizytę u fryzjera: „Wyglądasz dobrze, po co marnować złotówki.” Dusiłam się z upokorzenia.

Mój idealny związek stał się klatką. Marzyłam o odejściu, ale nie miałam dokąd pójść: ani własnego mieszkania, ani pracy. Płacząc, postanowiłam: dotrwam do końca urlopu, wrócę do pracy i odejdę z Tomkiem. Ta myśl dawała mi siłę. Ale gdy zbliżał się koniec macierzyństwa, coś się zmieniło. Piotr nagle zaprowadził mnie do salonu piękności, kupił nowe ubrania, żebym „wyglądała jak milion dolarów” przed powrotem do biura. Gdy Tomek poszedł do przedszkola, a ja wróciłam do pracy, Piotr stał się innym człowiekiem. Znów był tym troskliwym, kochającym mężczyzną, w którym się zakochałam. Pomagał w domu, przestał liczyć każdą złotówkę, a ja nie wierzyłam własnym oczom. Kłótnie zaczęły blednąć, urazy się zacierały, a ja odłożyłam myśli o rozwodzie. Znów byliśmy rodziną.

Lecz ten kruchy spokój zawisł na włosku. Kilka miesięcy temu Piotr oświadczył: „Aniu, chcę drugiego dziecka.” Jego słowa uderzyły jak grom. Wspomnienia urlopu – krzyki, pretensje, samotność – wróciły ze zdwojoną siłą. „Wiesz, jak mi wtedy było ciężko – próbowałam tłumaczyć. – Nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz.” Ale machnął ręką: „Teraz zarabiam więcej, damy radę. Chcę syna, spadkobiercę!” Jego naciski narastały, a ja widziałam w jego oczach ten sam chłód co wtedy. Nie słyszał mnie, nie chciał zrozumieć, jak bardzo boję się znowu zamknąć w domu.

Każda rozmowa o drugim dziecku kończy się napięciem. Piotr naciska coraz mocniej, a ja czuję, jak panika ściska mi gardło. Widzę nieprzespane noce, jego pretensje, kontrolę finansów – i robi mi się niedobrze. „Nie jestem gotowa, Piotr – mówię. – Daj mi czas.” Ale on nie ustępuje: „Jesteś egoistką, myślisz tylko o sobie!” Jego słowa bolą, a ja widzę, jak tamten nerwowy, krzyczący Piotr powoli wraca. Boję się, iż znów znajdziemy się na krawędzi, ale nie potrafię się zgodzić na kolejny urlop. Tamte trzy lata prawie mnie złamały, nie chcę ryzykować zdrowia, małżeństwa, duszy.

Nocami leżę bez snu, rozdarta między strachem a poczuciem winy. Piotr marzy o dużej rodzinie, a ja nie daję mu tego, czego chce. Może naprawdę jestem egoistką? A może on nie widzi, jak głęboko mnie zranił? Kocham go, kocham Tomka, ale myśl o drugim dziecku to jak nóż wbity w serce. jeżeli Piotr nie przestanie naciskać, kłótnie staną się tak gwałtowne jak dawniej, a ja znów zacznę myśleć o odejściu. Jak znaleźć wyjście? Jak mu wytłumaczyć, iż macierzyństwo to nie tylko radość, ale też koszmar, którego nie chcę przeżywać ponownie?

Siedzę w ciszy naszego mieszkania, patrzę na śpiącego Tomka i czuję, jak serce ściska się z miłości i strachu. Chcę ocalić naszą rodzinę, ale nie wiem, czy starczy mi sił. Piotr się nie poddaje, a przepaść między nami rośnie z dnia na dzień. jeżeli nie znajdziemy kompromisu, nasze małżeństwo, które z takim trudem odbudowaliśmy, runie. Stoję na rozdrożu, a każdy krok wydaje się krokiem w przepaść.

Idź do oryginalnego materiału